4. Ośmieszenie

1.8K 43 21
                                        


  Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się jako jeden z tych szczęśliwych. Ja i moja rodzina zostaliśmy zaproszeni na urodziny pana Andersona, ojca Leona. W głowie już miała te kilkadziesiąt par oczu, które będą wlepiać się we mnie przez większość imprezy. Wiedziałam doskonale, że znów będę musiała przed wszystkimi udawać cudowną córkę, która jest kochana przez swoich wspaniałych rodziców. Gdyby zależało to ode mnie, nie pojawiałabym się na tych urodzinach. Nawet nie rozważałabym pójścia tam. Ale przywykłam, że w tym życiu nie mogę zrobić nic, na co mam ochotę i samodzielnie podjąć jakiejkolwiek decyzji, która może zaważyć na reputacji naszej rodziny. Zdawałam sobie sprawę z tego, że ten dzień nie będzie dla mnie łatwy i cholernie nie chciałam tam iść. 

 Stojąc przed lustrem czułam jak brzuch skręca mnie ze stresu. Jak bardzo chciało mi się wymiotować. Z minuty na minutę mój stres rósł, a ja stawałam się małą wystraszoną dziewczynką. 

 W momencie kiedy znalazłam się pod willą rodziców mojego chłopaka i zobaczyłam tak wiele ludzi, tyle szych, które nie były tylko z naszego miasta, ale i z całego kraju, zaczęłam stresować się coraz mocniej. Ci ludzie będą mnie oceniać. Mnie, moją rodzinę, mojego chłopaka. I to jak zachowujemy się w naszym związku. Jeden mały ruch. Przypadkiem zrobię coś źle. A oni to wszystko zapamiętają w tych swoich snobistycznych móżdżkach.  

 Ta noc to może być mój własny pogrzeb, więc muszę się pilnować. 

 Wchodząc do środka czułam na sobie wzrok innych. Przemierzyłam długi korytarz widząc Pana Andersona stojącego z kilkoma mężczyznami. Podeszłam do niego z uśmiechem na twarzy, chociaż nikt w tej chwili nie wiedział, że był on sztuczny. 

-Dzień dobry, Panie Anderson- uśmiechnęłam się w stronę starszego mężczyzny.- Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. 

-Witam moja droga. Dziękuję bardzo.

 Kilku mężczyzn stojących obok, wpatrywało się we mnie.

-To Rose, wybranka mojego Leona- wytłumaczył kolegom. 

 To był jeden z tych momentów które chciałabym uniknąć. 

-Bardzo miło mi Panów poznać- odparłam przenikając wzrokiem po ich strojach.

 Każdy z nich był ubrany zupełnie jakby odbywał się tu konkurs na najlepszy strój. 

-Rose to bardzo inteligenta dziewczyna.- odparł Anderson.- Sądzę, że jest nadzieją Walkerów. 

 Nadzieja Walkerów. Jedyną nadzieją mojej rodziny jest Violet. Ale przecież nie mogę stanąć przed obcymi mi mężczyznami i powiedzieć, ze tak naprawdę, mam w dupie tą całą firmę ojca.

 Posyłam mu tylko serdeczny uśmiech i życzyłam mężczyzną miłej zabawy, po czym zniknęłam jak najszybciej z zasięgu ich wzroku.

 Złożenie życzeń urodzinowych mogę dodać do zaliczonych. Jeszcze tylko kolacja i przetrwanie reszty imprezy.

 Dasz radę Rose. Musisz dać radę.

 Po kolacji, każdy poszedł w swoją stronę. Jedni zostali przy stoliku i dyskutowali o swoich biznesach, inni poszli tańczyć, niektórzy do baru, by się napić, a jeszcze inni zniknęli gdzieś w łazience lub w którymś z górnych pokoi. Na całym przyjęciu było tyle osób, że nie mogłam połapać się, czy już z kimś rozmawiałam, czy jednak nie.

  Mój brat zniknął mi od razu po zjedzonym posiłku, a ja stałam wraz z Leonem i kilkoma innymi osobami pod ścianą, popijając drinki. Mimo żwawej rozmowy między resztą, ja myślałam tylko o tym by znaleźć się już w moich łóżku i pójść w spokoju spać.  Nie wsłuchiwałam się nawet w żadne ich słowa. Po prostu stałam obok, egzystując. Ale byłam w swoim własnym, zamkniętym dla nich świecie. 

Change meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz