Wyruszyłam spod hotelu Lopezów tuż przed 10 rano nie mówiąc nikomu dokąd jadę i po co. Nikomu również nie powiedziałam o wczorajszym tajemniczym telefonie. Nie chciałam nikogo narażać na niebezpieczeństwo, a czułam, że to właśnie ono czeka na mnie w Dwight. Jadąc tam czułam strach, ale jednocześnie szczęście bo mój brat tego ranka się odnalazł. Ponoć spędził noc u Bena a ich telefony padły. Popołudni mam się z nim spotkać. Chociaż sama nie wiem czy wrócę do tej pory do Springfield. I czy w ogóle tam wrócę. Kiedy dojechałam na miejsce zaparkowałam swój samochód na uboczu. Siedziałam w środku i nie zamierzałam wychodzić. Przynajmniej na tą chwilę. Siedziałam tak kilkanaście minut w zupełnej ciszy i po prostu patrzyłam przed siebie na przejeżdżające drogą samochody, do momentu aż nie zadzwonił mój telefon. Gdy ujrzałam, że to numer prywatny przeszła mnie fala strachu. Drżącymi dłońmi odebrałam połączenie.
-Halo?
-Wyjdź z samochodu i wejdź do środka.
-Dlaczego?
-Rób co mówię albo dostaniesz kulkę w łeb Walker. Wysiądź z samochodu i bez żadnych numerów.
Mężczyzna zakończył rozmowę. Wzięłam kilka głębszych wdechów i wysiadłam z samochodu. Tak jak kazał udałam się do środka. Szłam powoli ledwo stawiając krok za krokiem. Chciałam już tylko mieć to za sobą i bezpiecznie wrócić do domu. Zaczęłam żałować tego, że tu przyjechałam albo że nie powiedziałam komuś o tym, że tu przyjeżdżam. Kiedy weszłam do środka mężczyzna stojący za ladą od razu szeroko się do mnie uśmiechnął.
-No nareszcie. Tak długo tutaj szłaś z samochodu?
-Kim jesteś?- zapytałam zostając w bezpiecznej odległości.
-Twoim przyjacielem, Roselind- parsknął.
-Nie prawda- pokręciłam głową.- Nie znamy się.
-Może nie osobiście. Ale dużo o tobie wiem.
-Skąd?
-Od mojego bliskiego przyjaciela... Shabbiego.
-A więc to tak?- poczułam rosnący strach.- Miałam tu przyjechać żebyście mnie zabili?
-Nikt Cię nie chce zabić. Przynajmniej nie w tej chwili. Chcemy tylko dać Ci pewne ostrzeżenie.
-Jakie ostrzeżenie?- mój głos drżał coraz bardziej.
-Przekonasz swojego ojca do oddania pieniędzy. Inaczej będziecie zdychać po kolei. Jak pionki w grze. Następnie, spłoniecie wy.
-Nie mam wpływu na mojego ojca.
-To zacznij mieć, Walker.
-Porozmawiam z nim...
-I od razu zapytaj gdzie zniknął nasz przyjaciel Jack.
W tej chwili strach sparaliżował całe moje ciało. Myślałam, że zemdleje. Ale postanowiłam dalej grać swoją rolę.
-Jack odszedł od mojej ciotki. Był dupkiem.
-Wiesz, że to nie prawda- parsknął.- A ja wiem, że wiesz jak było. Ale się boisz. Czuć to.
-Mogę już po prostu wrócić do domu? Dajcie spokój mi i mojemu rodzeństwu. Nie musimy wcale płacić za jego błędy.
Mężczyzna tylko parsknął śmiechem, a ja myślałam że zaraz się rozpłacze. Usłyszałam za sobą ciche kroki. Chciałam sprawdzić kto to, ale strach był zbyt silny.
-Nie panikuj, Walker- usłyszałam głos, który już skądś kojarzyłam.
Kolejny mężczyzna pojawił się przede mną. Był to Shabby.
CZYTASZ
Change me
Roman d'amourKażdy, kto spojrzał kiedyś na Rose Walker, myślał, że ma idealnie życie. Że ma kochających rodziców i chłopaka, na którego zawsze może liczyć. Ale nikt nie wie, jak naprawdę jest w głowie Rose. Przekona się tylko on.