15. Twój smak

1.5K 31 10
                                        


  Dziś pierwszy raz udałam się do szkoły od dnia wypadku. Cały dzień czułam na sobie wzrok innych uczniów, ale też nauczycieli. Kilkanaście różnych osób latało za mną i co chwile pytało mnie o to czy mogą mi pomóc, zupełnie jakbym po wypadku stała się niepełnosprawna, a ja przecież doskonale sobie radziłam. Najgorsze było to, że ten dzień musiałam przeżywać sama. Justin dalej przebywał w szpitalu, chociaż z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Ostatni piątek spędziłam u niego na nauce. Chociaż w większości skupiliśmy się na rozmowach, a nie na uczeniu się do testów. Opowiadałam Bakerowi o wszystkim co działo się, gdy był w śpiączce. Z dnia na dzień widziałam to, jak dochodzi do siebie i jak sobie radzi z tym wszystkim.  Ostatnie wydarzenia były dla nas wszystkich bardzo ciężkie, ale wydaje mi się, że każdego z nas zbliżyły do siebie jeszcze bardziej. Dylan pokazał mi, że naprawdę mogę liczyć na niego w każdej sytuacji, bo komu chciałoby się siedzieć i czytać komuś notatki, tylko po to by nie zawalił szkoły? Przez pierwsze dni po wypadku również mnie karmił i czesał moje włosy, bo moje ciało jeszcze wtedy odmawiało posłuszeństwa. Zbliżyłam się nawet bardziej do Chrisa, bo przecież to on wyciągał moje ciało z samochodu. On jako jedyny wszystko pamiętał. 

 Po ciężkim i męczącym dniu w szkole, chowałam książki do szafki i zabierałam z niej bluzę, bo zrobiło się chłodniej. Poczułam po chwili, że ktoś staje za mną. Nie zwracałam na to uwagi, ponieważ sądziłam, że to kolejna osoba, która się nade mną lituje i będzie wypytywać o stan mojego zdrowia. Chwyciłam więc ciuch w rękę i zamknęłam szafkę. Obróciłam się na pięcie i zobaczyłam przed sobą Leona, który wpatruje się we mnie. 

-Rose, pogadajmy- odparł cichym i spokojnym tonem, zupełnie innym niż zawsze. 

-O czym ty niby chcesz rozmawiać?- westchnęłam. 

-Jak się czujesz? Pisałem, dzwoniłem...

-Wiem- przerwałam mu.- Ale nie chciałam z tobą rozmawiać. I nie udawaj teraz proszę, że obchodzi Cię moje samopoczucie. 

-Rose, no co ty... przecież byłaś moją miłością. 

 Zaśmiałam się słysząc to. Nie chciałam nawet prowadzić dalej ten konwersacji, bo Leon zachowywał się cholernie dziwnie. Zupełnie jakby chwilę wcześniej upadł na głowę i poprzepalały mu się wszystkie styki w mózgu. 

-Daj sobie spokój- zaśmiałam się.- Nie mam zresztą teraz czasu, ktoś na mnie czeka. 

 Nie czekając na odpowiedź, wyminęłam blondyna i ruszyła w stronę wyjścia z budynku. Leon jednak nie ustępował i podążał za mną. Gdy tylko opuściłam szkołę dostrzegłam Dylana, który opierał się o maskę samochodu i palił papierosa. Patrzył w moją stronę. A za mną dalej szedł Anderson. 

-Z nim się teraz spotykasz?- burknął oburzony, łapiąc mnie za rękę. 

 Odwróciłam się w jego stronę.

-Nawet jeśli, to nie twoja sprawa. 

-Z takim pieprzonym biedakiem? Co niby ma ten frajer czego nie mam ja?

 Słysząc takie słowa o Dylanie, zamachnęłam się ręką i uderzyłam blondyna prosto w twarz. Odruchowo złapał się za polik i spojrzał na mnie ze złością. Uniósł rękę w górę, chcąc mi oddać, ale w tej chwili, obok mnie pojawił się szatyn i zablokował rękę Andersona. Złapał ją mocno i wykręcił. 

-Nie radzę Ci tego robić- warknął przez zaciśnięte zęby.- Zbliż się do niej jeszcze raz, a połamie Ci re twoje krzywe ręce, śmieciu. 

-Puść mnie kurwa!- syknął z bólu. 

Change meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz