Wchodzę tuż za, idącym przede mną, blondynem do obskurnego budynku, znajdującego się w niewielkim pasażu handlowym. Rozglądam się zaciekawionym, ale też z lekka obrzydzonym spojrzeniem, po otaczającej mnie przestrzeni. Nie jestem w stanie skupić się na żadnym konkretnym szczególe, ale zauważam kurz unoszący się w powietrzu, który podkreśla wpadające przez okna światło. Miejsce nie wygląda na zbyt czyste czy higieniczne, co sprawia, że od razu mam ochotę z niego wyjść. Na pomalowanych na czarno ścianach, wiszą liczne plakaty, na niektórych są nazwy rockowych zespołów, inne to plakaty promujące stare filmy. Na środku pomieszczenia stoi czarny, skórzany fotel do tatuażu, przy nim postawione zostało małe, odrapane krzesło i wózek z akcesoriami do tatuowania. Przenoszę wzrok na sztalugę i obrazy, zgromadzone w rogu pokoju. Jeden z nich, oparty o ścianę, przedstawia wizerunek diabła, ale nie typowego, czerwonego diabełka. Na płótnie namalowany jest, spadający z nieba, Lucyfer. Postać zostawia za sobą w powietrzu czerwony ślad krwi, wydobywającej się z dwóch ran na plecach.
Przyglądam się szczegółom, chociaż stoję kilka kroków od obrazu, jego format jest na tyle duży, że widzę je dokładnie. Ku mojemu zdziwieniu, to jedna z niewielu rzeczy w studiu, która nie jest zakurzona.
Pociągnięcia pędzla są widoczne i wyglądają, jakby żadne z nich nie było przypadkowe. Proporcje ciała nienagannie oddane, jednocześnie realistyczne i wręcz bajkowe w tym, jak zostały namalowane. Przez chwilę mam wrażenie, że już kiedyś gdzieś to widziałam, ale zupełnie nei mogę przypomnieć sobie gdzie.
Odrywam wzrok od obrazu i unoszę go na blondyna, podchodzącego do drewnianej lady. Z uśmiechem zagaduje do starszej recepcjonistki, której mina oddaje znużenie i brak jakiegokolwiek zainteresowania pracą. Nie wsłuchuję się w ich rozmowę, chociaż pomieszczenie jest na tyle małe, że bez problemu mogłabym usłyszeć każde ich słowo. Dyskutują ze sobą może dwie minuty, a po tym kobieta znika za czerwonymi, drewnianymi drzwiami, prowadzącymi, jak się domyślam, na zaplecze salonu tatuażu. Luke obraca się do mnie, a na jego ustach widnieje szeroki uśmiech, obejmujący też oczy chłopaka, w kącikach których pojawiają się niewielkie zmarszczki. Jego postawa jest wyluzowana, opiera się swobodnie bokiem o ladę, przy której stoi i przeczesuje dłonią zbyt długie już włosy, opadające mu na czoło. Chłopak ma na sobie beżowe, luźne spodnie z lejącego się materiału i zwykły, biały t-shirt. Dawniej ubierał się na ciemno, więc zobaczenie go w jasnych kolorach, jest miłą odmianą. Szczególnie, że tak bardzo do niego pasują.
- Wyglądasz jak gówno – mówi chłopak po dłuższej chwili przyglądania mi się. Wyraz jego twarzy się nie zmienia, nawet gdy mnie obraża, na jego ustach widnieje szeroki uśmiech. Normalnie może bym się kłóciła z jego słowami, ale dzisiaj ma całkowitą rację. Wyglądam, jakbym nie spała przynajmniej dwa tygodnie i była na zjeździe po twardych narkotykach. Prawda jest taka, że mam po prostu ogromnego jet laga, dwie godziny temu przyleciałam w ogóle do Australii. Zmiana godziny, pogody, klimatu i całego otoczenia. W dodatku, po czasie spędzonym w Stanach Zjednoczonych, czuję się nieco nieswojo w miejscu, które kiedyś było dla mnie domem. Mimo, że spędziłam tam tylko dwa lata, prawie trzy, to przez ten czas najbardziej dorosłam. Poczułam się tam jak u siebie i straciłam przywiązanie, które łączyło mnie z Millburn.
Po piętnastu godzinach lotu samolotem z Los Angeles, chłopak nie dał mi nawet czasu na drzemkę czy chociażby wypicie kawy. Co prawda, byliśmy na dzisiaj umówieni, ale kiedy Hemmings zapytał o spotkanie, byłam wręcz przekonana, że po prostu wypijemy razem kawę. Cicho liczyłam, że nie będziemy musieli nawet wychodzić, w końcu mam ekspres do kawy w domu, a gdyby Luke dał mi się przespać pół godziny, poszłabym do sklepu po potrzebne rzeczy.
- Dzięki Hemmings, jak zawsze jesteś miły. – Przewracam tylko oczami i opadam na skórzaną kanapę stojącą pod ścianą. Wisi nad nią duża, korkowa tablica, do której przypięte są projekty pracującego tu tatuatora i zdjęcia jego prac. Muszę, przyznać, że nie wyglądają wcale tak źle, ale higiena tego miejsca powinna być na wyższym poziomie. – Mogę iść po kawę, jak już będziesz się tatuował? – Unoszę pytający wzrok na Luke'a, nie chcę zostawiać go tu samego, jeśli nie czuje się z tym komfortowo. To jego pierwszy tatuaż, kończy dzisiaj osiemnaście lat i chociaż tego nie przyzna, to jest przerażony.
CZYTASZ
Devil at my door [ C.H ]
FanfictionMia Bailey po dwóch latach wraca do rodzinnego miasta. Okazuje się jednak, że podczas jej nieobecności, w spokojnym Millburn, zaczęli ginąć nastolatkowie. Policja nie ma poszlak, dorośli boją się o swoje dzieci, coraz więcej osób znika bez śladu. ...