- Nie rozumiem, po prostu powiedział mu, że podeptał róże? - Przewracam oczami, gdy ponownie słyszę pytanie z ust dziewczyny. Nie odrywam się od tego, co robię, przypinając kolejną czerwoną szpilkę do tablicy korkowej z mapą miasta.
- Jak zadasz jej to samo pytanie dziesięć razy odpowiedź się nie zmieni, a Bailey się wkurwi. - Kąciki moich ust mimowolnie drgają do góry, na odpowiedź Olivera. Chociaż leży na łóżku za moimi plecami, mogłabym przysiąc, że też przewrócił oczami na pytanie Lany.
- Przepraszam, po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego Johnny miałby to robić. Jest taki wyluzowany...
- Był. Był wyluzowany. - Poprawiam ją, zerkając w bok, na mój telefon, leżący spokojnie na dywanie. Okazuje się, że tata kazał mi jednak włączyć lokalizację w telefonie i udostępniać mu ją cały czas, 24/7. Nie żartował też mówiąc, że będzie ją sprawdzał. Gdy jestem w innym miejscu niż powinnam, od razu dostaję wiadomość, albo co gorsza, telefon.
- Och, przeżywasz. Lokalizacja to nic, radziłam sobie z gorszymi rzeczami. - Lana mamrocze pod nosem, przekręcając się wokół własnej osi na obrotowym fotelu.
- Nie wątpię. - Wzruszam ramionami, wbijając ostatnią szpilkę w tablicę. Szpital, to tam morderca w końcu dopadł Kate.
Od kiedy dziewczyna zginęła, co wydarzyło się już kilka dni temu, miasto zrobiło się o wiele bardziej ponure. Wszyscy byliśmy na jej pogrzebie, w końcu każdy ją znał, nawet ja kilka razy z nią rozmawiałam. Pomógł też fakt, że jest córką burmistrza Millburn. Była, była jego córką.
- Nie rozumiem, czemu zaznaczyłaś szkołę i szpital? - Obracam się do Olivera, leżącego na brzuchu na łóżku, z głową w naszą stronę. Wzruszam ramionami.
- Przeczucie. Szkoła na pewno nie była przypadkiem, trzy razy próbował tam kogoś dopaść. - Gdy o tym myślę, moja teoria rzeczywiście ma sens. - Za pierwszym razem złapał Haydena, ale przyjechała policja i musiał go stamtąd zabrać. Tutaj. - Wszkazuję palcem na jedną z czerwonych szpilek, oznaczającą miejsce, w którym widziałyśmy ciało chłopaka. - Za drugim razem to byłam ja, też myślał, że policja jest na miejscu i prawdopodobnie słyszał Hooda na korytarzu. Za trzecim, dopadł Kate, ale Hood mu przeszkodził.
- Nie uważasz, że szpital był przypadkowy? - Lana kręci powoli głową, wątpiąc w moje rozumowanie. Od czasu mojego załamania przed biblioteką, dziewczyna podważa wszystkie moje teorie, sprowadzając je do tego, że zwariowałam. Jest to nieco irytujące, ale na szczęśćie, upartość mam po moim ojcu. - Leżała tam, nie chciał, żeby się obudziła, bo mogłaby doprowadzić do jego złapania.
- Nie wiem, sprawdzam to. - Chwytam w dłonie włóczkę w czerwonym kolorze, którą zabrałam z szuflady dziewczyny. Jej dom pełen jest rzeczy, które sama zrobiła. Czasami mam wrażenie, że nie ma umiejętności, której Lana nie posiada. Potrafi szyć, robić na drutach, grać na skrzypcach, śpiewać.
Starannie łączę ze sobą wszystkie szpilki, zawijając wokół nich włóczkę. Linie, które tworzę są proste, każda szpilka połączona jest ze wszystkimi pozostałymi, tworząc wzór, który już widzieliśmy.
- Bailey, miałaś...
- Rację? Wiem, ale jakoś wcale mi się to nie podoba. - Potrząsam głową, wpatrując się w pentagram, stworzony z czerwonych linii na mapie miasta. Czyli lokalizacje nie były przypadkowe, wiedziałam, że nie są. Podczas gdy policja myśli, że morderca szuka miejsc oddalonych od jakichkolwiek świadków, on tworzy w mieście wzór. Wzór, do którego skończenia brakuje mu jednej osoby, zabitej w szkole. - Powinniśmy powiedzieć twojemu tacie.
- Jak zamierzasz mu powiedzieć, że za jego plecami rozwiązujemy sprawę seryjnych morderstw? - Lana pochyla się nad mapą, oglądając ją uważnie. Widzę, że z jakiegoś powodu nie jest przekonana, nie wiem tylko dlaczego.
CZYTASZ
Devil at my door [ C.H ]
FanfictionMia Bailey po dwóch latach wraca do rodzinnego miasta. Okazuje się jednak, że podczas jej nieobecności, w spokojnym Millburn, zaczęli ginąć nastolatkowie. Policja nie ma poszlak, dorośli boją się o swoje dzieci, coraz więcej osób znika bez śladu. ...