27. Price of the truth.

61 10 5
                                    


San przetarł porządnie nos, by pozbyć się czerwonej cieczy. Obiecał Wooyoungowi, że zajrzy jeszcze tylko do jednego pomieszczenia i zostawią to miejsce za sobą. Choi widział, że młodszy nie jest ani trochę zachwycony zwiedzaniem domu. Spojrzał za siebie, gdzie dostrzegł go rozglądającego się wokół. Chwycił delikatnie jego dłoń, po czym posłał mu uspokajający uśmiech. Wooyoung niepewnie odpowiedział tym samym i dał mu się prowadzić do następnego pokoju.

Czuł narastający stres, gdy zbliżał się do drzwi niegdyś będące wejściem do sypialni jego rodziców. Delikatnie nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się, ukazując wnętrze pomieszczenia. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Jedna komoda, obok duża szafa, a pod jedną ze ścian stało duże łóżko małżeńskie. Pościel była pomięta. Widocznie nikt przez te kilka lat nie skusił się, by pościelić łóżko. Choć patrząc na stan całego domu, nie sądził, by w ogóle przez ten czas mieszkała tu jakaś żywa dusza.

Szedł powoli, słysząc jak jego kroki zostawiają za sobą dźwięk skrzypiącej podłogi. Za nim tym samym tempem, niepewnie szedł Wooyoung.

San wyciągnął chusteczki z plecaka, podarł na mniejsze kawałki i wsadził materiał do swojego nosa. W końcu nie zamierzał jeszcze skończyć z szukaniem we wspomnieniach. Wooyoung tymczasem podążał za nim i patrzył z niepokojem. Wciąż pozostawał nieufny do tego pomysłu. Przecież nawet nie wiedzieli, czy dom przypadkiem do kogoś nie należy.

Zatrzymał się, patrząc przez okno. Widok jaki prezentowało to zwykłe chwasty i zarośla. Co chwilę patrzył również na godzinę. Nie chciał wrócić do domu o zbyt późnej porze.

Spojrzał na Sana, który siedział na podłodze, najwyraźniej zajęty pochłanianiem historii tego miejsca. Nie pospieszał go. Rozglądał się po ścianach. Całe pomieszczenie nie zawierało zbyt wiele przedmiotów. Stało tu tylko łóżko i jedna szafa, nawet sporych rozmiarów. Tak jakby służyć miało tylko i wyłącznie do spania. Żadnych ozdób, dodatkowych mebli, ani nawet małych roślin. Jedynie na oknach zamontowane były żaluzje, które w swoim obecnym stanie, raczej nie nadawały się do niczego.

San wstał z podłogi czym zwrócił uwagę Wooyounga. Młodszy podszedł do niego zauważając na jego twarzy, mokre ścieżki.

- San? - zmartwił się. - Co się dzieje?

Choi pokręcił tylko głową, uśmiechając się łagodnie.

- Nic. To tylko... Przeszłość.

Wooyoung pokiwał głową nie chcąc naciskać. Wiedział, że San sam mu wszystko powie prędzej czy później. Jeśli wywołało to łzy starszego, mogło to być dosyć bolesne.

- Wracajmy. - San podniósł się z podłogi i przetarł mokre oczy. Zanim ruszyli się jednak z miejsca usłyszeli krzyk.

- San! - zawołał głos z dołu. Oboje popatrzyli po sobie.

- Co to było? - zapytał Wooyoung z niepokojem. - Czy to nie głos...?

- Eric... - wymamrotał San, szybkim krokiem wychodząc z pomieszczenia i kierując się na dół. Wooyoung próbował za nim nadążyć, nie rozumiejąc w ogóle co się dzieje. Skąd wziął się tutaj Eric?

San z szybko bijącym sercem podążał za źródłem, z którego dobiegał głos. Miał nadzieję, że wszystkie czarne scenariusze w jego głowie nie okażą się choć w części prawdziwe.

Dotarł do pomieszczenia, które domyślał się, że niegdyś służyło za kuchnie. Zobaczył tam kobietę stojącą po drugiej stronie, a obok niej skulony pod ścianą siedział Eric. Gdy San zobaczył łzy spływające po jego twarzy, co w nim zawrzało.

- Eric?! - zawołał, patrząc na brata, a następnie na kobietę, która zaczęła się dziwnie uśmiechać. - Coś ty za jedna?!

- Widzę, że nie wyrosłeś na nikogo wartościowego. - zaczęła, kierując się w jego stronę. - Jesteś na tyle głupi, że nie rozpoznajesz własnej rodziny. - popatrzyła na Erica, a następnie wróciła wzrokiem do Sana. - Prawdziwej rodziny.

San popatrzył niezrozumiale. Kogo nie rozpoznał? Kim była ta kobieta?

- Kim jesteś? - zapytał ponownie, na co ta tylko zaśmiała się sztucznie. Wszyscy popatrzyli na nią jak na szaloną.

- Kopę lat, braciszku.

San otworzył oczy szeroko. Nie wiedział co powiedzieć. W pomieszczeniu zapadła cisza. Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zauważył ostre narzędzie w rękach dziewczyny. Odruchowo cofnął się, gdy ta zaczęła się zbliżać.

- Odłóż to. - powiedział z łamiącym się głosem.

- Dlaczego miałabym cię słuchać?

Nie spuszczali z siebie wzroku, gdy jego siostra wyminęła go, wymierzając w niego nożem. Zaczęła zbliżać się do wyjścia.

- To było ostrzeżenie. - powiedziała, uśmiechając się ponownie. - Więcej nikt nie postawi kroków w tym domu.

Po tych słowach pospiesznie wyszła, nie czekając nawet aż oni opuszczą dom. Zachowywała się podejrzanie i to ich tak przerażało.

- Lepiej stąd spadajmy, ona jest szalona. - wyszeptał San. - Eric?

Ujrzał chłopaka, który przez cały czas nie ruszył się ani o milimetr. Podszedł do młodszego, kucając przy nim.

- Eric, szybko, spadajmy stąd. - powiedział, ale ze strony młodszego nie usłyszał ani słowa. Po jego policzkach wciąż spływały łzy. Popatrzył na niego szklistym spojrzeniem i opuścił ręce, które do tej pory trzymał zaciśnięte na brzuchu. Oczom Sana ukazała się czerwona plama na jego boku, która ubarwiła białą koszulę mundurka.

- Cholera... - syknął San, patrząc z przerażeniem na ranę młodszego. - Wooyoung... Dzwoń po pogotowie.

Wooyoung zajrzał do środka zauważając tę dwójkę od razu zamierając w szoku. Chwycił telefon, który rzucił mu San i nie czekał długo, by wypełnić jego polecenie.

- Przepraszam... - powiedział cicho Eric, patrząc na Sana.

- To nie jest twoja wina. - mówił, starając się jakoś uspokoić młodszego. Był zły na siebie, że go na to naraził. Czuł równocześnie jakby miał, zemdleć, zwymiotować i dostać zawału. Nakazał mu trzymać ręce z powrotem tak jak robił to wcześniej. Przez cały czas siedział tuż przy nim, głaszcząc jego włosy. Eric przez ten czas siedział ze spuszczoną głową, co jakiś czas pociągając nosem.

San nie był w stanie opisać co w tym momencie czuł. Czekanie na pomoc, było dla niego wiecznością. Gdy w końcu nadeszła, pamiętał wszystko jak przez mgłę. Nie wiedział, czy ktoś coś do niego mówił, czy tylko mi się wydawało. Jedyne co wiedział, to że przez cały ten czas Wooyoung był przy nim i trzymał jego dłoń.

Gdy mieli odjeżdżać, spojrzał na zegarek. Widząc już zbliżającą się siedemnastą, odwrócił się do Wooyounga.

- Wracaj do domu. - powiedział. - Nie chce, by i tobie coś się stało. - zostawił go tak, nie czekając na żaden odzew. Jak on mógł w takiej sytuacji odesłać go do domu?

Wahał się. Nie wiedział, czy ma iść do domu, czy stać i czekać. Patrzył tylko, jak San pakuje się do samochodu z ratownikami. Następnie odjechali, zostawiając Wooyounga samego.

Otrząsnął się, w końcu dokonując wyboru. Zebrał się i biegiem ruszył w kierunku swojego domu. Na nic by się zdał teraz w szpitalu. Miał nadzieję, że zdąży jeszcze nim się ściemni.




Postanowiłam to w końcu wstawić, bo ten rozdział siedzi w draftach już ponad pół roku XD chciałam go wstawić razem z następnym, ale nie wiem kiedy go skończę. Jest zaczęty, więc mam nadzieję, że uda mi się go skończyć w najbliższym czasie (oraz skończyć wgl tego ff xd)

Sense Of Touch | woosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz