Nie włączajcie jeszcze piosenki!! Będziecie wiedzieć w którym momencie włączyć ;)
Od naszych wspólnych zakupów, minął idealnie
tydzień. Wszystkie bardzo dobrze się dogadujemy.Promienie słońca dotarły do mnie przez nie odsłoniętą firankę. Bez namysłu wstałam i podeszłam do szafy wyjmując czarne kolarki i biały stanik sportowy. Włosy związałam w wysokiego kitka. Umyłam zęby, nawet nie trudząc się z makijażem, który i tak prędzej czy później by spłynął w takie ciepło.
Wzięłam swoje buty do biegania, które szybko ubrałam. Zgarnęłam jeszcze telefon i słuchawki. Była godzina 8:45 więc starałam się być cicho, gdy schodziłam na dół.
Gdy byłam pod domem, zaczęłam się rozciągać rozglądając się po okolicy. Dom Waltonów był tuż obok naszego co było plusem. Jeszcze nie poznałam słynnych bliźniaków Walton, ale jakoś mi na tym nie zależało.
Kiedy stwierdziłam, że jestem już wystarczająco rozciągnięta rozplątałam słuchawki, podłączając je do telefonu i puszczając playliste. Gdy usłyszałam pierwsze dźwięki Heather zaczęłam biec nieznaną mi drogę.
Zaczęłam rozmyślać o tym wszystkim. O mojej sytuacji i różnych bzdetach.
Gdyby nie ten durny wypadek samochodowy, mama by najprawdopodobniej żyła. Matka, która chorowała na raka nie raczyła się mi tego powiedzieć.
Po śmierci mamy wprowadziłam się do ciotki chrzestnej, która się mną by w ogóle nie zainteresowała gdyby nie ta cała sytuacja.
Przez to wszystko, mam ochotę zapaść w śpiączkę lub przedawkować tabletki nasenne. Kiedy się zatrzymałam, zobaczyłam sklep więc do niego weszłam i kupiłam jak najmniejszą butelkę wody. Okazała się tak mała, że starczyła na jeden raz co mi się podobało, bo nie musiałam jej ze sobą nosić.
Spojrzałam na godzinę w telefonie i zorientowałam się, że dobiła godzina 15:09 co mnie strasznie zdziwiło bo wydawało mi się, że dopiero co wyszłam.
Zaczęłam biec dalej nie zawężając na nic i pochłaniając się w własnych myślach.
***
Z tego co się orientuje jestem jakieś 23 kilometry od domu i jest godzina 20:22. Biegnę szybko do domu starając się nie wywalić. Mimo, że jest lato i są wakacje to jest dość ciemno, przez co widzę tylko i wyłącznie dzięki lampom ulicznych.
Mój brzuch cały czas burczy, a ciało domaga sie wody, której nie piłam od piętnastej. Wokół mnie panowały pustki i nie było żadnego sklepu a przez to, że biegnę szybciej niż wcześniej czuje jakbym zaraz miała wyschnąć.
Moje rozmyślenia przerwał dzwonek telefonu. Patrzę kto to i gdy orientuje się, że to numer Arii odbieram.
-Boże Emery wreszcie odebrałaś! Gdzie ty do cholery jesteś?! Wszystko w porządku?-słysząc jej słowa mój wzrok pada na telefon i zauważam 15 nieodebranych połączeń od ciotki i 7 od Arii.
-Tak...Zaraz będę w domu...-odpowiadam dysząc ciężko,
-Boże co ci?!
-Jest mi trochę słabo ale obiecuje, że zaraz będę w domu..-mówię kiedy przez małą ilość wypitej wody jest mi słabo.
Gdy czuje jakbym zaraz miała paść, zatrzymuje sie i podpieram słupa od lampy i zjeżdżam na dół siadając na chodniku.
-Aria słabo mi...
-Gdzie jesteś?! Zaraz mama i państwo Walton po ciebie przyjadą tylko powiedz gdzie jesteś!
-Ja nie wiem...Jest ciemno, nie ma ani jednego budynku...Jestem jakieś 21 kilometrów od domu...
-Emery, wyślij mi swoją lokalizacje.
-Ja przepraszam. Nie dam rady. Aria jestem zmęczona...
-Cholera nie zemdlej! Nie zamykaj oczy rozumiesz?! Valentina słyszysz mnie?!-krzyczy do telefonu ale ja nie odpowiadam.
Kuzynka jeszcze coś krzyczy, jednak ja zamykam oczy i po raz pierwszy od dawna odpływam bez zażycia tabletek.
***
Kiedy czuje, że leżę na czymś miękkim otwieram leniwie oczy. Widzę wszystko jak za mgłą ale zorientowałam się, że jestem w samochodzie. Gdy słyszę jakiś męski głos przysłuchuje się.
-Znalazłem ją. Jest nie przytomna ale wszystko z nią w porządku. Nie musicie się martwić. Wracajcie już do domu.
Przez chwile czuje przerażenie, ale kiedy wyostrzam wzrok orientuje się, że jest to pan Walton. Ojciec Jayly. Kiedy się zatrzymujemy, mężczyzna wychodzi z auta i otwiera drzwi od mojej strony.
-Dzień dobry..-mówię ledwo przytomna.
-Dobry wieczór. Dasz radę stanąć?-pyta kiedy moje nogi zwisają z siedzenia.
Zeskakuje i prawie padam na kolana które odrazu się uginają. Gdyby nie mężczyzna, pewnie miałabym siniaki na kolanach. Pan Walton zamyka drzwi od auta i podtrzymując mnie w tali kieruje sie w stronę domu.
-Przepraszam za problem..-mówię szeptem.
-Nie ma sprawy. Tylko nigdy więcej sie tak nie przemęczaj. Jesteś odwodniona i wymęczona. Sport jest zdrowy, ale z umiarem.
Gdy mężczyzna kieruje mnie do środka domu, zauważam wszystkich siedzących w kuchni. Pani Walton, ciocia, Aria, Jayla i ku mojemu zdziwieniu bliźniacy Waltonów.
-Boże święty dziecko..-mówi ciocia patrząc na mnie przez co wzrok wszystkich zwraca się ku mnie. Kiedy jest blisko mnie i chce mnie przytulić odpycham ją lekko od siebie.
-Nic mi nie jest. Odwodniłam się i wymęczyłam. Jutro dojdę do siebie i wszystko będzie dobrze. Już miałam tak kilka razy.-mówię ignorując wszystkich innych w kuchni.
-Co mas na myśli „Już miałam tak kilka razy..?-pyta się Aria przyciszonym głosem.
-To, że to nie jest pierwsza taka sytuacja. Nie pierwszy raz zemdlałam na jakimś zadupiu przez odwodnienie i zmęczenie. Trenuje siatkarstwo muszę mieć idealną kondycję.
-Jeśli w ten sposób będziesz ćwiczyć to w końcu coś ci się stanie.-mówi prawie krzycząc ciotka.
-Szczerze? W tej chwili mam to nosie. Mam dość tego wszystkiego. Chce do domu.-kończąc swoją wypowiedz biegnę ostatkami swoich sił do pokoju w którym znajduje sie łazienka.
Ledwo co darząc zamykam drzwi od łazienki i pochylam się nad muszlą klozetową zwracając wszystko co jadłam wczoraj.
W tej chwili jestem pewna, że słychać jak wymiotuje. Może i słychać mnie słabo przez zamknięte drzwi i przez to, że jestem u góry ale i tak mi jest strasznie wstyd. Przez to, że dzisiaj nic nie jadłam wymioty stają się żółte, a mi samej trudno nabrać powietrza i sie nie dusić.
Kiedy skończyłam nic nie robiąc z sobą poszłam do łóżka i zasnęłam.
***
Hejka! Macie tutaj ostatni rozdział w tym tygodniu. Jeśli są jakieś błędy proszę o napisanie ich w komentarzu!
Do następnego! <3
CZYTASZ
Only us | Jaden Walton
Roman pour Adolescents-Strasznie mnie przestraszyłaś.-mówi szeptem Jaden. -Przepraszam...-odpowiadam pół przytomna. -Nie przepraszaj. To w końcu twoja kuzynka.-na jego słowa, jeszcze bardziej się przytulam do jego torsu. -Dobranoc... -Dobranoc.-odpowiada całując mnie le...