2.

191 18 14
                                    

– Jak możesz nas, kurwa, nie pamiętać, Jeremy? – syknął Scott, a błyszczące łzy tliły się w kącikach jego brązowych oczu – Błagam przypomnij sobie cokolwiek!

– To na nic, Scott – stanął koło niego Henry i położył swoją dłoń na jego drżącym ramieniu – Jeremy stracił pamięć, nie możesz wywierać na nim takiej presji.

Wyglądało to strasznie. Co jakieś kilka minut łapałam się na tym, że powinnam oddychać.

– Kurwa mać – rzucił wściekły brunet i wyszedł z hukiem ze szpitalnego pokoju.

Przez jakiś czas staliśmy w ciszy, bojąc się zabrać głos. Michael zdenerwowany chodził w kółko, szepcząc i mamrocząc coś pod nosem, za to Max, Melanie i ja tylko staliśmy oparci o białą ścianę i gapiliśmy się na wszystko jak przez mgłę. Henry utkwił wzrok w sufit natomiast Jeremy z przerażeniem obserwował wszystko ze szpitalnego łóżka.

– No i co teraz? – zapytał cicho zmieszany, tak jakby bał się przerwać nasze chaotyczne myśli, które wręcz można było wyczuć w powietrzu – Mam wrócić do Hurricane? Miałem tam w ogóle jakąś rodzine? Dom?

– Miałeś mieszkanie pod wynajem w Hurricane, ale twoja rodzina mieszka za granicą – zaczął tłumaczyć Henry. Zamyślił się na chwilę, by następnie wrócić do konwersacji – Postaram się z nimi skontaktować i do was wrócę.

Wyszedł z pokoju, a między nami nastała jeszcze większa grobowa cisza, w której jedynie słychać było nasze tłumione oddechy. Nerwowo przygryzłam policzek od środka, czując jak pomału odczuwam metaliczny posmak na języku.

Max starając się mnie uspokoić, ciepło objął mnie ramieniem, a Melanie próbowała nawiązać jakikolwiek kontakt z Jeremim, który niezbyt miał na to ochotę.

W końcu stwierdziliśmy, że musimy zostawić go samego by wreszcie odpoczął i dać mu czas na przemyślenie tej sytuacji, dlatego wyszliśmy na korytarz. Pośrodku białej pustki, na jednej z ławek siedział Scott, którego głowa była oparta na dłoniach.

– Hej, Scott – zaczęłam spokojnym tonem i wyrwałam się spod ramienia Max'a by skupić się jedynie na chłopaku – Idziemy do mnie na jakąś herbatę. Chcesz iść z nami?

– Co? – podniósł głowę do góry i spojrzał na wszystkich po kolei nieobecnym, zeszklonymi wzrokiem – Nie, ja zostanę z Henrym.

– Jak chcesz – stwierdził Mike i poklepał go po ramieniu – Będzie dobrze, stary.

Scott skrzywił się na te słowa i fakt, że to tylko głupie powiedzonka. Przewróciłam oczami na Michaela, który był do dupy jeśli chodzi o pocieszanie innych.

Wzięłam więc sprawy w swoje ręce i podeszłam do Scott'a, pytając wzrokiem, czy mogę go przytulić. Skinął ledwie dostrzegalnie głową, a ja rozłożyłam ramiona, czując jak chowa głowę w moje ramię.

– Pamiętaj – szepnęłam – Jakbyś czegoś potrzebował to odezwij się, jasne? Dzwoń o każdej porze, a ja odbiorę – zapewniłam najcieplej jak potrafiłam. Mówiłam szczerze, bo prawda była taka, że zawsze stawiałam bliskich ponad wszystko. – Kochamy Cię, Scott.

– Też was kocham – uśmiechnął się przez zaszklone oczy, mocno tuląc mnie do piersi – Dziękuje, Ellie.

Pokiwałam znacząco głową i pożegnawszy Scotta poszliśmy w stronę wyjścia ze szpitala. Kobieta z która rozmawiałam jakąś godzinę temu pytała nas czy wszystko w porządku. Nic nie było w porządku choć każdy z nas skłamał.

– Cóż, przynajmniej żyje – zaczął Max, gdy wychodziliśmy by jakkolwiek przerwać tą ciszę, która miedzy nami powstała. Czułam się niezręcznie, ale to dlatego, że nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić.

LIE 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz