22.

126 11 3
                                    

Wyszliśmy z domu i zaczęliśmy kierować się powoli w stronę miasta. Na dworze było już całkowicie ciemno i całe niebo oświetlały błyszczące gwiazdy.

Oparłam się ramię Williama i próbowałam słuchać tego co tłumaczył Jack. Starałam się skupić ale cały czas słyszałam bliskie dudniące serce Williama i to mi wyjaśniało jaka szczęśliwa jestem, a jednocześnie jak to wszystko może się zjebać w każdej sekundzie.

W każdej sekundzie mogą mi go zabrać, na zawsze.

Dałam znać Max'owi, że jesteśmy już blisko i będziemy za niecałe 10 minut.

Muszę przyznać, że okropnie się stresowałam.
Gdy już czułam jak przegryzam policzek od środka, opamiętałam się i teraz z całej siły ścisnęłam zębami dolną wargę.

Na szczęście był przy mnie William i co jakiś czas głaskał czule moją talię co sprawiało, że czułam się o wiele lepiej. I oczywiście gdyby nie pozytywne nastawienie Jack'a pewnie mnie i Williama dawno zjadł by stres.

Weszliśmy do miasteczka i od razu każdy z nas zaczął rozglądać się ostrożnie czy  aby napewno nikt nas nie zauważy. Ulice świeciły pustkami, a tylko co jakiś czas przejeżdżały pojedyncze samochody. Trochę się bałam bo pomimo tego, że William był zasłonięty to nie zmienia faktu, że wyglada dosyć podejrzanie w czapce, kapturze i okularach przeciwsłonecznych w środku nocy...

Wszystko jak narazie szło dobrze i powoli zbliżaliśmy się do pizzerii.

Jack odszedł jakiś kawałek dalej do przodu by w razie czegoś poinformować nas gdyby ktoś stał nam na drodze.

Więc szłam sobie dalej razem z Williamem, ciesząc się jego obecnością.

Gdy nagle już na prostej drodze do restauracji usłyszeliśmy głos za nami. Obróciłam się gwałtownie i przed moimi oczami ujrzałam ojca Max'a w granatowym policyjnym stroju. Serce aż podskoczyło mi do gardła i na chwilę przestałam oddychać. Spojrzałam na Williama, który pozostał niewzruszony, po czym wróciłam do kontaktu wzrokowego z panem Evansem starając się zachować zupełny spokój.

– Ellie? – zapytał ciekawsko i uśmiechnął się promiennie na mój widok – Co ty tu robisz tak późno?

Kurwa, to mógł być każdy tylko nie on, czemu Max nie powiadomił nas o możliwości spotkania jego ojca? On dobrze wie, że nie bywam w Hurricane z byle powodu. Co ja mu niby powinnam powiedzieć.

Panikowałam w myślach i zacisnęłam mocniej wargi. Musiałam jednak szybko działać bo wiedziałam, że Ojciec Max'a napewno rozpozna Williama po jego specyficznym głosie dlatego za wszelką cenę nie mogłam dopuścić do tego by się odezwał.

– Dzień dobry proszę Pana – sztucznie odwzajemniłam uśmiech tak by wyglądał jak najbardziej przekonująco.

– Mówiłem Ci tyle razy żebyś mówiła mi Spencer – odparł przyjaźnie i wzrok pokierował na Williama – A to?

– Oh, to Wi..- Vincent – wydukałam prawie wymawiając jego imię, przez co jeszcze bardziej się zestresowałam – Mój przyjaciel z Castle Valley.

– Miło mi poznać – kiwnął głową i chwile zaczął podejrzliwie przyglądać się Williamowi dlatego musiałam jak najszybciej zareagować i zwrócić na siebie jego uwagę.

– Idziemy zrobić niespodziankę Max'owi w pracy – kontynuowałam dziwnym tonem głosu.  – Mówił, że bierze dziś nocną zmianę więc stwierdziłam, że zobaczę co u niego.

– Max ma szczęście, że Cię ma – stwierdził i położył mi rękę na ramieniu – Pamiętaj, że jakby co macie moje błogosławieństwo.

– Ja i Max się tylko przyjaźnimy – odwróciłam niezręcznie wzrok i zerknęłam kątem oka na Williama, który pomimo całej tej napiętej sytuacji nic nie wskazywało na to, że jakkolwiek się stresuje w przeciwieństwie do mnie.

LIE 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz