4.

190 14 16
                                    

Max mieszkał ze swoim ojcem, który był znanym i szanowanym policjantem w Hurricane.

Pare razy byłam u nich i za każdym razem bałam się, że jego Ojciec wspomni coś na temat mojego byłego związku, ale, ku mojemu zaskoczeniu, zawsze był dla mnie super miły i przyjaźnie nastawiony.

Mama Max'a z tego co wiem zmarła przy porodzie i Max nigdy jej nie poznał, jednak z opowiadań Ojca była cudowną kobietą.

Weszliśmy przez drzwi i od razu zauważył nas dobrze znany mi mężczyzna o ciemnych oczach i podobnych do Max'a kręconych, brązowych włosach. Niektóre siwe kosmyki wybijały się z burzy loków oraz krótki zarost pokrywał jego ostra szczękę. Spencer zawsze wydawał się być o wiele młodszy niż tak naprawdę był. Miał przyjazny uśmiech w którym ukazywał szereg równych, białych zębów, a w jego oczach zawsze tlił się ogień gościnności. Możecie pomyśleć, że zupełnie nie nadawał się na policjanta, ale to tylko pozory.

Tak, jest bardzo miły i potulny, ale raz widziałam go w akcji i musiałam przyznać, że jego rozsądność i skupienie w poważnej sytuacji budziła pewnego stopnia respekt.

Spojrzałam w ciepłe oczy nieco wyższego ode mnie mężczyzny, a na moje usta samowolnie wpłynął szeroki uśmiech.

– Oho! A kogo moje oczy widzą? – zaśmiał się i podszedł do mnie, zamykając moje ciało w szczelnym uścisku – Moja Ellie! Co tam?

– Dzień dobry – odezwałam się niewinnie i spojrzałam ukradkiem na Max'a, który był lekko zażenowany zaistniałą sytuacją.

– Co Cię sprowadza do Hurricane? – zapytał, gdy weszliśmy wgłąb domu.

– Chciałam pogadać z przyjaciółmi – odparłam i rozglądnęłam się po małym, ale przytulnym salonie.

W kominku palił się przyjemny ogień, a w telewizorze powieszonym na ścianie leciały ściszone wiadomości.

Odkąd tylko wyprowadziłam się z Hurricane nieświadomie marzyłam o powrocie w te progi. Tata Max'a zdecydowanie dbał o wystrój co zamienia ten dom w kochający i rodzinny. Odkąd pamiętałam zawsze marzyłam o mieszkaniu w przytulnym domku jednak od lat przywykłam do przebywania samej w malutkim mieszkaniu.

Dlatego też pobyt tutaj zawsze sprawiał mi ogromną radość, a rozmowa z Panem Evansem powodowała ciepło na sercu.

– Nie masz nic przeciwko jeżeli Ellie zostanie na noc? – zapytał Max i tym samym wyciągnął mnie ze zbyt głębokich rozmyśleń.

– W życiu! Ellie jest tu zawsze mile widziana – uśmiechnął się promiennie, puszczając mi oczko i ruszył w stronę salonu, rozsiadając się wygodnie na szarej kanapie w kształcie literki "U".

– Chodź pójdziemy na górę – powiedział Max i chwycił mnie za rękę, powoli prowadząc po schodach do jednego z pokoi.

Samo przechadzanie się korytarzami po tym domu wprawiało mnie w zachwyt. Na ścianach wisiały przeróżne zdjęcia, rzucające się w oczy i ukazujące wspomnienia z życia rodziny Max'a. Zawsze drażniłam się z nim, gdy przy wejściu do jego pokoju zauważałam wiszące zdjęcie przedstawiające małego chłopca z burzą loków, który wymazał się markerami po całej buzi. Tym razem również nie obeszło się bez mojej prześmiewczej docinki, na co Max tylko posłał mi zażenowane spojrzenie.

W końcu doszliśmy do wyznaczonego celu. Był to mały pokój z dużą brązową szafą i wielkim łóżkiem. Ściany były koloru białego z dwoma dużymi oknami. Na podłodze leżał czerwony dywan, a na łóżku biało-czerwona pościel w kwiatki. W powietrzu unosił się zapach jaki każdy z nas kiedyś poczuł podczas wizyty u dziadków. Zawsze dziwiło mnie jak to możliwe, że każde babcię pachną tak samo charakterystycznie.

LIE 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz