Dochodziła godzina trzynasta, a ja siedziałam na ławce przy dworcu, niespokojnie tupiąc nogą i przygryzając wargi, które błagały bym zaprzestała.
Mój pociąg do Hurricane miał przyjechać za dziesięć minut, a moim głównym celem na dziś był powrót do tego małego opuszczonego domku na odludziu.
Cały tydzień zastanawiałam się czy to aby na pewno dobry pomysł, bo po tym wszystkim nawet nie wiedziałam czy byłam na tyle odważna by ponownie stanąć twarzą w twarz z Williamem.
Im dłużej się zastanawiałam tym znajdowałam coraz więcej trafnych powodów dla których powinnam odpuścić. Te dziesięć minut dłużyło się w nieskończoność, a moje myśli toczyły decydującą wojne w głowie.
Wiem, że jestem zbyt słaba by znów słyszeć jego głos, spojrzeć w jego intensywne bezlitosne oczy. Czułam się przy nim jak najgorsza idiotka, która nie potrafi uciec z idiotycznej i nic nie wartej relacji.
Uczucia do tego człowieka ściskały boleśnie mój żołądek, a przypominając sobie wszystko, co musiałam przejść to łzy cisnęły się do moich zmęczonych powiek.
Naprawdę nie wiedziałam co tak właściwie tutaj robiłam. Potrzebowałam jakiegoś znaku od wszechświata, który uświadomił by mi bym zostawiła przeszłość w spokoju. Jednak nic takiego nie miało miejsca, a wręcz przeciwnie, wszystko pchało mnie bym tylko tam wróciła.
Ze stresu zaczęłam bawić się moimi zmarzniętymi rękami, a mój pusty wzrok utkwiony był w pojedynczy punkt przede mną.
Obiecałam Jack'owi, że wrócę jak tylko ochłonę i porozmawiam z nim na spokojnie, ale nie potrafiłam się zmusić by podejść do tego bez nerwów.
Stres wręcz emanował z mojego trzęsącego się ciała. Oczywiście, że chciałam pomóc tym biednym uwięzionym dzieciom, które straciły całe swoje beztroskie życie, ale to też wymagało ode mnie wiele poświęcenia i wyrzeczeń. Nie mogłam od tak zdecydować się na pomoc osobom, których nawet nie znałam. Zwłaszcza, że oboje są kryminalistami.
Myśl, Ellie.
Czy to wszystko jest warte twoich już zszarganych nerwów?
Prawdopodobnie nie.
Więc dlaczego nadal siedziałam na tej zimnej drewnianej ławce i wyczekiwałam na pociąg prosto do piekła. Nie wiedziałam co mną kieruję, ale zapewne nic odpowiedzialnego. Część mnie nadal wierzyła, że William się zmienił choć potraktował mnie nieludzko, jednak namiastka mnie nadal pragnęła czuć jego oddech na karku, jego ciepły, szorstki dotyk na policzku, widzieć te błyszczące oczy wlepione tylko na mnie.
Nie mogłam mu wybaczyć, bo wyszłabym na największą naiwną idiotkę na tym świecie, a jednocześnie nie mogłam zostawić tej sprawy bez wyjaśnień.
Ta toksyczna relacja niszczyła mnie od środka. Podświadomie wiedziałam, że mam zbyt dobre serce jeżeli chodzi o sytuacje Williama. Nie potrafiłam być stanowcza, nie umiałam myśleć trzeźwo, kiedy to wszystko mnie przerosło.
Westchnęłam żałośnie, wiercąc się na niewygodnym meblu, po czym chwyciłam w rękę telefon i spojrzałam na godzinę.
13:11
Przygryzłam policzek, gapiąc się w ekran święcącego telefonu.
Może to właśnie oznacza, że powinnam wrócić do ciepłego mieszkania. O wiele lepiej czułabym się teraz pod kołdrą, oglądając netflix'a, ale też nie mogłam uciekać od tego co mnie męczy. Wiem, że muszę porozmawiać z Williamem, ale prędzej przebiegne maraton niż znowu spojrzę w te dominujące nade mną oczy.
CZYTASZ
LIE 2
FanfictionGRAFIKA Z OKŁADKI NIE JEST MOJA🚨 Wzięłam ją z pinteresta Purple_guy :) Ta książka to kontynuacja pierwszej części LIE. Piszę dla zabawy i nigdy w życiu nie brałabym moich książek na poważnie. To tylko opowiadanie do przeczytania na raz 4fun. Życzę...