20.

178 12 10
                                    

Zbliżała się godzina dziewiętnasta, a ja nadal leżałam na kanapie i znudzona przeglądałam telewizje. Na dworze powoli się ściemniało, a słońce świeciło na złocisty kolor. Max i Jack siedzieli przed domem i co jakiś czas słyszałam ich donośny śmiech przez otwarte okno.

Cały czas rozmyślałam o rozmowie z Max'em pomimo tego, że w głębi duszy nie chciałam. Nawet nie nasuwał mi się żaden możliwy pomysł aby to wszystko wyszło. To nie miało prawa skutku. Nie mogłam utrzymać kontaktu z rodziną i przyjaciółmi, będąc w innym kraju, ukrywając to, że jestem z Williamem i w drugą stronę wiedziałam, że jak zostanę w Hurricane to nie będę mogła widywać Williama tak często. Praktycznie w ogóle nie będę mogła go widywać. William nie może pokazywać się w Hurricane, a ja nie miałam nawet możliwości by wyjeżdżać co jakiś czas do innego kraju by móc się z nim zobaczyć.

Sfrustrowana i zmęczona oparłam głowę o poduszkę i spojrzałam w sufit.

Miałam dość tego, że moje życie musiało być takie skomplikowane. Dlaczego musiałam pokochać akurat przestępcę? Mimo to niczego nie żałowałam. Kochałam Williama bardziej niż kiedykolwiek myślałam, że to będzie możliwe.

Nagle z nikąd do salonu wparował właśnie William i sprawił, że zmuszona byłam zmienić swoją pozycje leżenia. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego ukradkiem. Stał w drzwiach i uśmiechał się tak szeroko, że aż sama nie mogłam powstrzymać swojego cisnącego się na wargi.

Bez słowa ruszył do przodu i kucnął przy mnie z jeszcze szerszym wymalowanym uśmiechem. Podniosłam się i usiadłam tak by być naprzeciwko niego. Zmarszczyłam brwi, gdy tak się uśmiechał, bo to zupełnie nie w jego stylu. Tym bardziej zaskoczyło mnie to, że nagle i niespodziewanie mnie pocałował. Ledwo zdążyłam złapać oddech. Pocałował mnie po raz kolejny, a później znowu, kierując swoje pocałunki po mojej żuchwie aż w końcu się roześmiałam.

– Hej? Co jest! – posłałam mu zaskoczone spojrzenie, a on odsunął się lekko, a jego oczy zabłysły.

– Udało się – powiedział cicho.

Na początku kompletnie nie dotarło do mnie o co mu chodziło, ale po dłuższej chwili mój uśmiech stał się nawet szerszy od jego.

– Serio? – rzuciłam i zrobiłam wielkie oczy. Nie czekałam na żadną odpowiedź, a po prostu rzuciłam się mu na szyję, wtulając się w jego kark – O mój Boże wiedziałam! Wiedziałam, że Ci się uda.

– Kocham Cię – odparł i przytulił mnie mocniej do siebie – Kocham Cię, kurwa.

Momentalnie w moim brzuchu pojawiły się motylki i niekontrolowane szczęście. Wszystkie wcześniejsze myśli odpłyneły na całkiem inny tor. Proste Kocham Cię z ust Williama było najlepszym co w tamtym momencie mogłam usłyszeć. To mi uświadamiało, że nie potrafiłam bez niego funkcjonować.

– Hej! Też Cię kocham – odsunęłam się od niego żeby spojrzeć mu w oczy choć on nie do końca mi na to pozwalał, nie chcąc puścić mnie z uścisku.

Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. Patrzył na mnie tym swoim uroczym wzrokiem i aż rozpływałam się w środku, widząc jego szeroki, najszczerszy uśmiech.

– I ona do mnie tym spierdolonym głosem, że tu się nie pije alkoholu – zaczął Jack i wszedł do domu. Za nim, jak cień, podążał Max, który zawtórował mu dźwięcznym śmiechem.

Ja i William odwróciliśmy głowy w ich stronę, a oni stanęli w korytarzu, przy tym gapiąc się jak dwójka idiotów. Jack ostentacyjnie poruszył brwiami.

– Przeszkadzamy? – zapytał z zadziornym uśmieszkiem.

– Udało się! – krzyknęłam.

Spojrzeli na siebie zdezorientowani, ale pierwszy który zrozumiał był Max i wyszczerzył zęby, rzucając mi porozumiewawczy uśmiech.

LIE 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz