Obudził mnie głos Jack'a, który z dołu krzyczał moje imię. Wstałam i zaspana zeszłam po schodach, przytrzymując się poręczy. Czułam się już o wiele lepiej niż kilka godzin wcześniej.
Przetarłam oczy i zobaczyłam, że w drzwiach stał Max i rozmawiał o czymś z rudowłosym. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się promiennie. Najpiękniej i najszczerzej jak tylko potrafiłam. Chłopak wręczył mi do ręki tabletki, które szybko otworzyłam i wsadziłam jedną z nich do buzi.
– Dzięki.
– Nie ma za co – odpowiedział troskliwie i dotknął ciepłą dłonią mojego ramienia. Zniżył się by jego oczy znalazły się w wysokości moich. – Będę już wracał. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw.
– Jasne. – podeszłam bliżej niego i przytuliłam mocno do siebie, wdychając jego kojący zapach. Nadal nie potrafiłam określić tego jak pachniał.
– Nie lepiej jeżeli wrócisz do siebie na noc? – zapytał i pogładził mnie czule po włosach. – lub choćby do mnie.
– To-
– Czemu miałaby iść do ciebie? – wtrącił się nagle William, stojący w drzwiach do salonu. Jego głos brzmiał spokojnie, ale była w nim nutka zirytowania.
– William? – spytałam zaskoczona.
Wcześniej, gdy tylko zjawiał się Max to udawał ducha. Nie odzywał się, gdy nikt go nie prosił i po prostu milczał. Za to teraz pewnie i z przekonaniem wychodził na pierwszy plan. To nie mogło zwiastować nic dobrego.
– Spanie z mordercą pod jednym dachem nie zawsze jest najlepszą opcją – odparł z przekąsem Max, gdy tylko się od niego odsunęłam.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego pytająco. Zupełnie nie rozumiejąc skąd ta zawiść, ale on był już całkowicie skoncentrowany na postaci Williama. Nawet na mnie nie patrzył. Teraz to ja byłam duchem, choć nadchodzący spór dotyczył właśnie mnie.
– Mordercą? – odpowiedział lekceważąco William i podszedł o krok bliżej. Miał zaciśnięta i wysuniętą szczękę oraz dłonie, które miał splecione na piersi zacisnął na bicepsach. Swoją postawą przypominał mi moment sprzed laty, gdy bronił mnie przed gwałcicielem.
A wszyscy wiemy jak to się skończyło.
– Tak, William. Jesteś mordercą – stwierdził brązowowłosy i uniósł brwi do góry, gapiąc się prosto w czarne oczy Williama. Skrzywiłam się na te słowa, bo nie były one prawdą. To znaczy... były, ale mam wrażenie, że już każdy oswoił się z tą myślą. Teraz z ust Max'a zabrzmiało to jak najpodlejsze oskarżenie.
– Max? To nie praw.. – zaczęłam mówić, ale szybko mi przerwano. Nikt mnie nie słuchał. Nikt nie chciał znać mojego zdania.
– Nie prawda? – odparł zlewczo i teraz jego wzrok spoczął na mnie, ale jedynie na kilka sekund – Mają remnant, więc nasza robota się tu skończyła i powinnaś przestać narażać się na to, że skończymy w pieprzonym więzieniu.
– Nie skończymy w więzieniu – zapewniłam stanowczo i wskazałam na czarnowłosego. – William nie jest mordercą.
– To kim jest? – zapytał uszczypliwie.
CZYTASZ
LIE 2
FanfictionGRAFIKA Z OKŁADKI NIE JEST MOJA🚨 Wzięłam ją z pinteresta Purple_guy :) Ta książka to kontynuacja pierwszej części LIE. Piszę dla zabawy i nigdy w życiu nie brałabym moich książek na poważnie. To tylko opowiadanie do przeczytania na raz 4fun. Życzę...