19.

172 14 6
                                    

Ja: Będę dzisiaj około 18:00 w Hurricane

Napisałam wiadomość do Max'a i poszłam w stronę toaletki. Nie minęła chwila, a otrzymałam wiadomość zwrotną.

Max: Nie dam rady dziś u was być :// przyjadę jutro rano

Ja: Jasne, widzimy się jutro :)

Odpisałam po czym nałożyłam na siebie trochę korektora, róż i maskarę. Zrobiłam też sobie lekką rozdymioną kreskę, czarną kredką do oczu, a na koniec obrysowalam usta ciemną konturówką i nałożyłam na nie wiśniową, matową pomadkę. Ubrałam na siebie szare dresy i ciemno różowy top na ramiączkach. Włosy spięłam w wysoką kitkę, a na nogi założyłam czarne conversy.

Ostatni raz w Hurricane byłam jakiś tydzień temu. Musiałam trochę odpocząć i też pozałatwiać kilka spraw z moją mama w Castle Valley. Muszę przyznać, że było to ciężkie przez kilka dni ukrywać przed nią wszystko co robiłam przez ostatni czas. Musiałam wymyślać różne historie gdy tak naprawdę byłam u Williama zakochana w jego idealnym uśmiechu. Na szczęście zrobiłam to tak profesjonalnie, że się nie połapała.

Wyszłam z mojego mieszkania i udałam się na pociąg. Włożyłam do uszu słuchawki i odpłynęłam w grającej muzyce.

***

Dyskretnie weszłam do domku i nikogo nie zauważyłam ani w salonie ani w kuchni.

– Jack? – krzyknęłam ale nie usłyszałam odpowiedzi – William?

Wspiełam się po schodach i zajrzałam do sypialni po czym zapukałam do łazienki. Zmieszana zeszłam do piwnicy i dopiero tam zobaczyłam odwróconego tyłem Williama. Miał na sobie jakąś lekko przybrudzoną i pogiętą koszulkę, a jego włosy sterczały na boki. Obserwował fiolkę remnantu i nawet nie zauważył kiedy weszłam do pokoju. Stał nad górą książek, zeszytów i kartek, a dookoła walały się jakieś przyrządy.

– William? – zapytałam nieswojo na co ten lekko się wzdrygnął i rozglądnęłam się zdziwiona po pomieszczeniu – Gdzie jest Jack?

– Poszedł do sklepu – odpowiedział ciężkim i zachrypniętym głosem.

Podeszłam do niego i ostrożnie przytuliłam go od tylu, kładąc głowę na jego plecach. Na brak jego reakcji odsunęłam się i zrozumialam, że coś jest nie tak. Zmusiłam go by odwrócił głowę w moją stronę. Na początku nie chciał na mnie spojrzeć ale w końcu niechętnie obrócił głowę i momentalnie moje serce zamarło.

– Boże William co Ci się stało? – spytałam zmartwiona i zrobiłam wielkie oczy.

Jego przymrużone oczy były masakrycznie przekrwione i poodkrążone. Miał zmęczony wyraz twarzy i widoczne worki pod oczami, a jego zazwyczaj idealne włosy były teraz martwo oklapnięte. Wyglądał jak zombie i od tego widoku zrobiło mi się słabo.

– Wyglądasz jakbyś nie spał conajmniej tydzień – wydukałam i troskliwie położyłam swoją rękę na jego bladym policzku.

– Bo to prawda – odpowiedział i spojrzał na mnie z widocznym przemęczeniem.

– Żartujesz? – zapytałam i podniosłam brwi do góry, ale na brak jego odpowiedzi zrozumiałam, że wcale nie żartuje – Kiedy ostatnio coś jadłeś?

– Nie wiem – stwierdził i zmrużył oczy – z dwa dni temu?

– William – zmarszczyłam brwi i serce podeszło mi do gardła – dlaczego? Po co?

– I tak nie mogę spać, zresztą straciłem apetyt. – odparł całkowicie spokojnie i odsunął ode mnie, po czym zaczął przebierać coś w kartkach leżących na stole.

LIE 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz