Cinco

397 22 4
                                    

Musiałam przyznać, że Zed był naprawdę dobrym strategikiem. Obierał sobie konkretny cel, a następnie konstruował plan. Każdy podpunkt doprecyzowany był bardzo dokładnie i skrupulatnie. Nie było mowy o żadnym niedopatrzeniu. Mężczyzna nigdy nie ponosił porażek, dlatego że nie brał ich pod uwagę.

Zastanawiałam się, od jak dawna planował moje porwanie. Czy już wcześniej, jeszcze podczas trwania naszej znajomości, wiedział, że to zrobi? Właśnie takie były jego zamiar od samego początku? Chciał mnie uwieść i zamknąć... A może była to wypadkowa odzyskania przeze mnie pamięci?

Nie pozwolę ci odejść. Nigdy - teraz jego słowa nabierały kompletnie innego znaczenia. Wcześniej uważałam je za przejaw... zainteresowania. Może nieco odbiegającego od normy i naprawdę oryginalnego zainteresowania, ale to wciąż było jedynie zainteresowanie. A nie o b s e s j a, czy cokolwiek, co kierowało brunetem.

Domek był mały i usytuowany w centrum lasu. Był naprawdę dobrze zabezpieczony. Drzwi otworzyć mogła jedynie osoba do tego upoważniona, której odcisk palca znajdował się w rejestrze. W oknach widniały naprawdę wielkie kraty, a wszystkie przedmioty, które potencjalnie mogłyby mi ułatwić ucieczkę, zostały dobrze ukryte.

Jednymi słowy znalazłam się w kropce.

Gdy przedszkolanka zapytała mnie kiedyś, kim chciałabym zostać, kiedy dorosnę, odpowiedziałam, że barmanką. Nigdy nie sądziłam, że skończę zamknięta w puszce usytuowanej pośrodku dziczy z psychopatą o morderczych zapędach...

Dotrzymałam danego słowa. Gdy po dwudziestu czerech godzinach mężczyzna wciąż trzymał mnie pod kluczem, pokusiłam się o zrobienie wcale niemałego bałaganu. Zaczęłam od pokoju, w którym się obudziłam. Rozerwałam materac na pół, podobnie jak poduszki. Wyrwałam również drzwi szafy, która wypełniona była moimi ubraniami. Je także porozrywałam. Rozbiłam żyrandol, rozcięłam kanapę w salonie, wybiłam jedno z okien, a nawet zrzuciłam ze schodów telewizor!

Wszystko to po to, by... no właśnie...

Powinienem był przykuć cię do łóżka - skomentował brunet, skanując wzrokiem zniszczenia. Stałam kilka kroków dalej, przyglądając się mu z zadowoleniem. Musiałam jednak przyznać, że nie wszystko poszło po mojej myśli. Jeden z odłamków szkła uszkodził lewą dłoń, przecinając ją w kilku miejscach. Nie było to bolesne, a bardziej niewygodne i ograniczające przy wykonywaniu podstawowych czynności.

No i pozostawała jeszcze reakcja bruneta... Nie sądziłam, że przyjmie to z takim spokojem.

Westchnął ciężko, po czym sięgnął do kieszeni swoich spodni, skąd wyciągnął telefon.

Zamówił ekipę sprzątającą.

To mogła być moja szansa.

Kiedy Villin wyszedł na zewnątrz, wymknęłam się ze swojego tymczasowego pokoju.

- Boże, jak dobrze, że ktoś tutaj jest! - jęknęłam, zbiegając po schodach. Skierowałam się w stronę pierwszego z mężczyzn. Było ich trzech. Wszyscy o podobnej budowie ciała, ubrani byli w białe skafandry. - Musicie mi pomóc. Zostałam porwana. On przetrzymuje mnie wbrew mojej woli - niemal padłam na kolana, płacząc ze szczęścia na widok ludzkiej twarzy innej, niż tej Zeda. Gestykulowałam chaotycznie, starając się nakreślić całą sytuację. - Zadzwońcie na policję albo... - urwałam w połowie, zauważając, że blondyn nawet na mnie nie spojrzał. Dalej zamiatał odłamki szkła, jakby w ogóle mnie nie słyszał. - Halo! - potrząsnęłam jego ramieniem, wbijając w nie swoje paznokcie.

- Zostaw tego biedaka w spokoju - polecił głos zza moich pleców. Odwróciłam się w stronę opierającego o futrynę Zeda, który przyglądał mi się z uniesioną brwią. - Nie są tutaj po to, żeby ci pomóc, tylko posprzątać. Subtelnie uprzedziłem ich, że nie mają prawa nawet na ciebie spojrzeć. Inaczej... - złożył palce prawej dłoni w pistolet, po czym udał, że strzela sobie w skroń. - Jeżeli wiesz, co mam na myśli - uśmiechnął się kpiąco.

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz