Quince

370 21 3
                                    

Pov. Valentina

Zamrugałam, czując się, jakbym zaraz miała stracić przytomność. To wszystko wydawało się takie... surrealistyczne i odległe, jakby zamiast kilku kroków dalej, działo się w innym wymiarze. Nie wiedziałam, co powinnam była myśleć, co czuć, ani co zrobić... choć jednego akurat byłam pewna - musiałam wydostać się z tego zamknięcia. I to jak najszybciej. Uciekłam od Zeda, gdyż pragnęłam wolności. Nie sądziłam, że ta wolność przyniesie mi jeszcze większą niewolę.

Nie miałam pojęcia, dlaczego mężczyzna zdecydował się na tak radykalny krok. Czego ode mnie chciał? Kiedy zamierzał mnie wypuścić? Nie wiedziałam o nim nic, prócz tego, że podawał się za brata Andrewa. Nigdy o nim nie słyszałam. Czy to mogła być prawda? Jeśli tak, to dlaczego ojciec zataił fakt, że posiadał rodzeństwo? Co takiego się między nimi wydarzyło, że aż tak ich poróżniło?

- Dwadzieścia pięć lat czekałem na to, by móc znów spojrzeć ci w oczy - przyznał jasnowłosy, zbliżając się do bruneta. Lekko kulał na lewą nogę, co wychwyciłam niemal od razu, choć starał się to subtelnie zamaskować. Ojciec był zbyt poruszony, by móc to dostrzec. Szok sparaliżował jego twarz tak bardzo, że nawet nie mrugał. Bez chwili wytchnienia wpatrywał się w wychudzoną twarz swojego brata, jakby był on ostatnią rzeczą, jaką spodziewał się zobaczyć. - Masz mi coś do powiedzenia? - podsunął, zrównując ich spojrzenia na tym samym poziomie. Tata uchylił usta, jednak nie wydobyło się z nich żadne słowo. Szatyn parsknął więc pod nosem, zanim pokręcił głową. - Tak myślałem - przyznał, po czym cofnął się o krok. - Zgaduje, że twoja córka nic nie wie o moim istnieniu? - zanucił, siadając na podstawionym pod ścianą, wolnym krześle. Poprawił zwisającą z jego szczupłych ramion, ciemną bluzę, zanim przyodział spokojny wyraz twarzy. - Jaka szkoda... - westchnął teatralnie, jakby naprawdę było mu przykro. Sięgnął do kieszeni swoich spodni, po czym wyciągnął z niej małe, posrebrzane pudełeczko. Zawiasy delikatnie zaskrzypiały, gdy je otworzył. - Masz może ognia? - spojrzał wymownie na bruneta, zanim wsadził cygaro pomiędzy swoje wargi. Ojciec niemal natychmiast odwrócił swój wzrok, zaciskając usta w cienką linię. - Wybacz... - zaśmiał się jasnowłosy. - Nietrafiony żart - wyznał. Zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc z ich tajemniczej wymiany spojrzeń. - Kiedyś byłem uzależniony od palenia - wyjaśnił, zerkając w moim kierunku. Najwyraźniej poczuł potrzebę nakreślenia mi swojej sytuacji. - Ale od dwudziestu pięciu lat nie wypaliłem nawet jednego skręta - przyznał. Dziwna nutka żalu w jego głosie przykuła moją uwagę. - Zapytaj dlaczego - nakazał.

- Dlaczego? - powtórzyłam słabo.

- Bo nie mogę - wzruszył ramionami. Gdy bardziej się mu przyjrzałam, dostrzegłam szereg podobieństw między nim a swoim ojcem. Mieli takie same rysy twarzy, choć jasnowłosy był nieco chudszy, niemal identyczne oczy - gdyż różniły się jedynie kolorem i wręcz te same ruchy. Wspólnie dzielili nawet charakterystyczną chrypkę w głosie. - Lekarz mi zabronił - uściślił. - Moje płuca są zbyt spalone po tym, jak twój staruszek próbował usmażyć mnie żywcem.

Na jego słowa zakrztusiłam się własną śliną. Zaczęłam chaotycznie kaszleć.

- Oh, widzę, że tym też się nie pochwalił - wywnioskował z rozbawieniem. Jeżeli to była prawda, dlaczego mówił o tym z takim spokojem? - Skromny jak zawsze - zironizował. Dopiero gdy bardziej się mu przyjrzałam, zauważyłam, że nienaturalnie pomarszczona skóra na jego twarzy odpowiadała blizną. - Może gdyby nie wstydził się poprosić o pomoc, jego plan doszedłby do skutku?

- Więc teraz zamierzasz się zemścić? - zapytałam ledwo słyszalnie. Pytanie zadudniło mi w uszach. - To jest twój plan? Nie sądzisz, że to nie jest najlepsze wyjście? Nie lepiej po prostu zapomnieć i odpuścić? - przygryzłam policzek od środka, na co jasnowłosy uśmiechnął się szeroko.

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz