Pov. Valentina
Wiedziałem, że kiedyś po ciebie wrócę...
Nie wiem, co to miłość, ale przysięgam, że jeśli miałbym ją kiedyś do kogokolwiek poczuć, to tą osobą byłabyś ty, Valentino...
Od zawsze chciałem tylko ciebie...
Nie pozwolę cię skrzywdzić...
Widziałam w jego oczach prawdę. Mieniła się pięknym błyskiem wolności. Sprawiła, że pojedyncze wspomnienia znów zaczynały do siebie pasować. Miałam wrażenie, że potrzebowałam tych kilku kroku wstecz, by teraz móc ruszyć dalej.
Słyszałam w jego głosie skruchę. I choć łapała mnie ona za serce, doskonale zdawałam sobie sprawę, że musiałam ją usłyszeć, by w pełni zrozumieć. Była odpowiednikiem słowa przepraszam.
Czułam bijące od niego uczucie. Zalewało mnie falami. Wypełniało szczeliny popękanych we mnie uczuć, tym samym doprowadzając do ponownego ich scalenia. Każdy jego ruch, spojrzenie, słowo, oddech... We wszystkim, co robił, odnajdywałam część poświęconą tylko mnie. To było samolubne, jednak podobała mi się jego uwaga. Sposób, w jaki się ze mną obchodził, jasno dawał do zrozumienia, że naprawdę mu zależało. Łaknęłam tego. Trochę przypominało mi to scenę wyrwaną prosto z filmu. Jednak tym razem była to moja rzeczywistość. Żywe realia, które wynosiły mnie na wyżyny. Pływałam gdzieś pomiędzy chmurami, rozkoszując się smakiem ulgi. A przynajmniej do czasu, w którym ktoś nie przebił tej bańki szczęścia, a moje ciało z impetem nie obiło się o ziemię. Czułam się, jakby ktoś oblał mnie wodą, albą sprawił nieśmieszny żart. Byłam zdezorientowana, rozżalona, a może nawet i zniesmaczona.
Żona - jedno, krótkie hasło, na którego dźwięk moje serce zaprzestało szaleńczego maratonu. Długo ignorowałam to sformułowanie, jakbym nie była w stanie znieść jego istnienia, a przynajmniej nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Miałam wrażenie, że gdy tylko dopuszczę je do swojej świadomości ono stanie się jeszcze bardziej prawdziwe, niż już było. Pozwoliłam więc, by pochłonął mnie szok, żyjąc w nadziei, że może przyszłość dało się jakoś zmienić.
Zed był żonaty.
To samo w sobie brzmiało absurdalnie. Niemal natychmiastowo przekreślało każde słowo, które chwilę wcześniej padło z jego ust. Te wyznania, ukrywany smutek, przeprosiny... Czy w zaistniałych okolicznościach miały one w ogóle jakiekolwiek znaczenie?
Mężczyzna, którego pokochałam, miał żonę.
Zamrugałam zdumiona. To nie działo się naprawdę. Nie mogło... Przecież... Przymknęłam swoje powieki, w myślach odliczając od pięciu w dół.
Pięć...
Cztery...
Trzy...
Dwa...
Otworzyłam oczy, z nadzieją, że gdy tylko to zrobię, problem zniknie. Ale nie zniknął. Jasnowłosa kobieta wciąż stała przede mną, natrętnie przypominając mi, że nie miałam prawa pożądać zajętego faceta. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. W prawdzie nigdy nie zapytałam Zeda o jego partnerki. Z góry założyłam, że skoro sam zainicjował między nami kontakt, to był wolny. Bo i kto, będąc szczęśliwym małżeństwie, szukałby pociechy gdzieś indziej?
Dziewięć miesięcy - mniej więcej tyle znałam Villina. Znałam go naprawdę dobrze, choć należał przecież do skrytych osób. Wiedziałam, co lubił, a czego nie znosił. To były klasyki, które wyhaczyłam już na samym początku. Na pamięć wyuczyłam się jego ulubionego przepisu. Po prawdzie sam wszedł mi do głowy, ale tylko dlatego, że uwielbiałam patrzeć, jak zajadał się pożądanym przysmakiem. Znałam cały grafik jego dnia oraz miejsca, do których często uczęszczał. Nie musiałam spoglądać w telefon, by mniej więcej zorientować się, co też mógł w danym czasie robić. Znałam jego ciało. Uwielbiałam go dotykać i szalałam na punkcie tatuaży. Pamiętałam, w jakich pozycjach najbardziej lubił się pieprzyć, bo w tym jednym mieliśmy akurat podobne upodobania.
CZYTASZ
A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔
RomantikUWAGA! TA TRYLOGIA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB WYSOKO WRAŻLIWYCH. ZAKOŃCZONE III część trylogii Addiction Maski opadły, a prawda wyszła na jaw. Co zrobi Valentina, gdy człowiek, którego obdarzyła tak silnym uczuciem, okazał się kimś kompletnie in...