Treinta

340 26 17
                                    

Pov. Zed

Nie byłem w stanie zliczyć ciosów, które otrzymywałem. Szły jeden za drugim, pozostawiając na moim ciele liczne pamiątki. Docierały do mnie z każdej strony. Mężczyźni nie szczędzili sobie siły. Nie mogłem się obronić. Gdybym tylko w jakiś sposób zdołał uwolnić swoje dłonie... Wykręcone do tyłu w żaden sposób mi nie pomagały.

Wypuściłem z ust cichy jęk, gdy mocne kopnięcie opadło na mój brzuch. Zgiąłem się w pół, niemal słysząc dźwięk pękających żeber. Przekląłem pod nosem, kątem oka dostrzegając, jak Leila podchodzi do wyrywającej się w moją stronę Valentiny. Po jej policzkach spływały łzy, gdy błagała, by mężczyźni mnie puścili. Chciałem jej powiedzieć, by przestała. Że ich ciosy nie bolały mnie bardziej, niż widok jej płaczącej, jednak w tej samej chwili poczułem krew napływającą do moich ust.

Cholera.

Splunąłem nią, kaszląc donośnie.

- Nie musisz się o nic martwić, kochanie - zapewniła jasnowłosa, ujmując w palce jej drżący podbródek. - Ja nie mam w zamiarach pozostawić cię żywej - uśmiechnęła się. Miałem ochotę ponownie ją za to postrzelić. Nie miałem pojęcia, skąd wiedziała o tym, czego dopuścił się Joseph, ale sam fakt, że o nim wspomniała, sprawiał, że robiło mi się nie dobrze.

Przeceniłem jej możliwości. Myślałem, że udało mi się ją w jakiś sposób zadowolić, gdy kupiłem jej własny dom w Vegas. Miała w nim wszystko to, czego potrzebowała. Czasem spędzałem z nią weekendy. Niekoniecznie dlatego, że tego chciałem, a po to, by nieco ją uspokoić. Chorowała na zaburzenia psychiczne. Nie panowała nad swoimi emocjami. Dopisywała sobie różne scenariusze i tworzyła własne wersje zdarzeń. Popadała ze skrajności w skrajność, a wtedy ciężko było nad nią zapanować. Nie sądziłem, by mnie kochała. Bardziej traktowała jako rzecz, z którą nie lubiła się dzielić. Nie raz oskarżała mnie o zdradę. W tym jednym miała jednak racje. Z początku mało ją to obchodziło, ale później zaczęła mieć na tym punkcie obsesję. Właśnie dlatego niekiedy pojawiałem się w jej domu, by swoją obecnością zapewnić ją, że nadal byliśmy małżeństwem. A przynajmniej na papierku.

Nigdy jej nie pocałowałem.

Nigdy nie zrobiłem z nią czegoś, czego później mógłbym żałować.

Nie byłem w stanie tego zrobić. Czasami było mi jej szkoda, dlatego pozwoliłem na to, by zadowalali ją inni mężczyźni. Nigdy nie skorzystała jednak z mojej propozycji.

Opuszki, które jeszcze chwilę temu gładziły zarumienioną skórę szatynki, teraz wymierzyły w jej stronę uderzenie. Z plaskiem obiły się o już siny policzek, przez co głowa kobiety odchyliła się do tyłu.

- Nie dotykaj jej, kurwa! Nawet się nie waż! - nie byłem pewien czy te słowa, aby na pewno opuściły moje usta. Powieki miałem bowiem zbyt ociężałe, a krtań zaciśniętą. W środku cały jednak wrzałem, by tylko ta wariatka dała jej spokój.

Szarpnąłem dłoni na tyle, o ile było to możliwe. Bolało mnie całe ciało i tym razem niekoniecznie przyczyniły się do tego obicia. Już dawno przestałem je odczuwać. Ból fizyczny ni jak miał się do tego, co działo się w mojej głowie.

Coraz trudniej mi się oddychało. Jakby ciężki kamień opadł na moje serce. Nie mogłem jednak zasnąć. Nie potrafiłem zostawić Valentiny samej. Nie zniósłbym, gdyby ktoś zrobił jej krzywdę.

Jednocześnie nie byłem jednak w stanie nic więcej zrobić. Znalazłem się w ślepym zaułku, z którego nie było już innej drogi.

Ta bezradność... Świadomość, że mogło być już za późno...

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz