- Tony?
Co za zbieg okoliczności, że ze wszystkich ludzi w całym Chicago, natknęliśmy się akurat na niego!
- Ty... - zrobił się blady, jak ścina. Wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć i mogłam przysiąc, że widziałam go w takim stanie po raz pierwszy.
- Wszystko w porządku? - zapytałam. A może to przez tę stłuczkę? Może okazała się ona o wiele poważniejsza, niż na pozór wyglądała? Miałam nadzieję, że nie było mu nic poważnego...
- Ty żyjesz? - wykrztusił, jąkając się przy tym. Zmarszczyłam brwi, niepewna, o co mogło mu chodzić.
- Dlaczego miałabym... - przerwał mi w połowie, łapiąc się za głowę.
- O mój Boże, ty żyjesz! - krzyknął, wzdychając z ulgą. - Myśleliśmy, że... - urwał, kręcąc głową na ten zalegający w jego umyśle absurd. Jego słowa przypomniały mi o słowach Reni. Ją również z początku zdziwił mój nieumierający stan. Skąd pojawiły się u nich takie myśli? Czyżby wydarzyło się coś, o czym nie miałam pojęcia?
Kierowca zerknął na bruneta zmieszany. Domniemałam, że wiedział, jaką fuchą się trudnił. To dlatego tak bardzo przeraziła go wizja tego, komu zalazł za skórę. Pewnie nasłuchał się jakiś dramatycznych opowieści i obawiał się, że coś podobnego spotka i jego. Teraz jednak... Chyba rozważał, czy aby na pewno warto było się bać.
Tony uśmiechnął się szeroko, jak to miał w zwyczaju poczciwy i przykładny obywatel Chicago.
- Musimy jechać - zadecydował nagle, nim klepnął staruszka ramię. - Wysiadaj - polecił.
- Słucham? - mężczyzna rozchylił swoje wargi.
- Wysiadaj. Ze słuchem też jest problem? - wywrócił oczami, chwilę później posyłając mu pełne powagi spojrzenie. On nie żartował. Naprawdę kazał mu opuścić własne auto. - Wymienimy się samochodami. Mój już dziś raczej nie ruszy, a nie mam czasu, by dzwonić po lawetę - wyjaśnił ogólnikowo, nim zniecierpliwiony otworzył drzwi. Siwowłosy, nie mając innego wyjścia, posłusznie wysiadł z wozu. Ze zmarszczonym czołem przyglądał się, jak brunet zajmuje jego miejsce.
Tony nie kwapił się z pasami, od razu łapiąc za skrzynie biegów. Gwałtownie wycofał, przyciskiem opuszczając swoją szybę. - Później ci go zwrócę! - zawołał na odchodne do zagubionego, stojącego na środku skrzyżowania mężczyzny, nim wcisnął gaz do dechy. Nagły wzrost prędkości sprawił, że moje plecy wbiły się w siedzenie.
- Cholera, nie cierpię się tak wlec - pożalił się ciemnowłosy, manewrując między kolejnymi samochodami. Kątem oka zerknęłam na deskę rozdzielczą, blednąc natychmiast, gdy tylko dostrzegłam, jak wskaźnik prędkości przylgnął do ostatniej kreseczki.
- Tony... - wysapałam z trudem, odchrząkując zalegający w gardle strach. - Mógłbyś mi powiedzieć, dokąd do cholery tak pędzimy? - pisnęłam, gdy w ostatniej chwili uniknęliśmy kolejnego już dzisiaj zderzenia.
- Jak to dokąd? - parsknął, jakby zdziwiony, że w ogóle mogłam zapytać o coś takiego. - Do domu. Zed padnie, gdy cię zobaczy - zaśmiał się, przez co w kącikach jego oczu powstały zmarszczki.
Zamrugałam, kilkukrotnie odtwarzając w głowie jego wypowiedź.
- Zed? - powtórzyłam niepewnie, bojąc się, że to jedynie moja wyobraźnia płata mi figle. Wstrzymałam oddech, przyglądając się, jak na twarz bruneta wpływa grymas niezrozumienia.
- Zed - powtórzył, spoglądając na mnie z powątpieniem. - Wysoki, ciemne włosy, nieco irytujący... - jego wzrok pokrył się mgłą, a uśmiech opadł. - Valentino, nie mów mi, że go nie pamiętasz - poprosił, przełykając głośno swoją ślinę.
CZYTASZ
A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔
RomanceUWAGA! TA TRYLOGIA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB WYSOKO WRAŻLIWYCH. ZAKOŃCZONE III część trylogii Addiction Maski opadły, a prawda wyszła na jaw. Co zrobi Valentina, gdy człowiek, którego obdarzyła tak silnym uczuciem, okazał się kimś kompletnie in...