Pov. Valentina
Przeklęłam cicho, gdy lampka oznaczająca kończące się paliwo zamrugała radośnie przed moim nosem. Z przyzwyczajenia zerknęłam w tylne lusterko, z ulgą stwierdzając, że droga, którą jechałam, była pusta.
Jeśli wierzyć by przydrożnym tabliczką, za niecałe dwie mile powinnam była minąć stacje. Co prawda nie miałam w planach nigdzie się zatrzymywać, dopóki nie przekroczyłabym granicy stanu, jednak w zaistniałych okolicznościach nie miałam innego wyjścia... Po prawdzie już sama jazda samochodem Paige była ryzykowanym posunięciem, więc wolałam nie nadwyrężać sprzyjającego mi szczęścia.
Na ostatnich kroplach paliwa dojechałam do upragnionego celu. Stanęłam przy maszynie, wzdychając pod nosem. Moje serce wciąż biło nienaturalnie szybko, chociaż moje dłonie przestały już drżeć.
Wciąż nie byłam w stanie uwierzyć, że naprawdę udało mi się uciec. To brzmiało tak abstrakcyjnie, że czułam się, jakbym śniła! Naciągnęłam na głowę kaptur, by pozostać bardziej anonimowa. Wysiadłam z pojazdu, po czym podeszłam do dystrybutora.
Poczułam na plecach powiew wieczornego, chłodnego powietrza. Smakowało tak... pięknie, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie mogłam jednak wyzbyć się dziwnego uczucia w dole brzucha, jakie wywoływał stres. Swoją dłoń owinęłam w rękaw bluzy, by przez przypadek nie zostawić po sobie jakichś śladów.
Skończywszy napełniać bak, wyciągnęłam ukryty w schowku banknot. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę małego, słabo oświetlonego sklepiku. Musiałam bowiem zaopatrzyć się w jakiś prowiat, który pozwoliłby mi nie paść przez następnych kilka godzin.
Przeszłam przez stare, nieco skrzypiące drzwi, po czym rozejrzałam się dookoła. Wnętrze nie wyróżniało się niczym konkretnym, choć musiałam przyznać, że panowała w nim swego rodzaju negatywna energia - jeśli tak można było to ująć. Nie umknął mi także ubogi asortyment, jakim dysponowano.
Z półek zgarnęłam butelkę wody, dwa batony odżywcze, oraz trzy rogale maślane. Podeszłam do lady, po czym odłożyłam swoje zakupy na dosyć obskurny i zapewne dawno nieczyszczony blat.
- Przepraszam? - odchrząknęłam, oglądając się za sprzedawcą. - Jest tu ktoś? - dopytałam mniej pewnym tonem. Przełknęłam ślinę, w myślach odliczając od trzydziestu w dół. Postanowiłam, że jeśli do tego czasu nikt do mnie nie przyjdzie, to najzwyczajniej w świecie odjadę bez zapłacenia.
I kiedy byłam już przy siedmiu, zza oddzielonymi wstążeczkami zaplecza wyłonił się mężczyzna. Był około czterdziestki, co wnioskowałam między innymi po jego piwnym brzuszku i srebrzystych już włosach.
-W czym mogę pomóc? - uśmiechnął się, stając naprzeciwko mnie. Oparł się swoimi dłońmi o blat, zanim spojrzał na mnie wyczekująco. Jego oczy powoli zeskanowały moją twarz.
- Chciałabym... - przełknęłam ślinę, gdy moje gardło nie wiedzieć czemu nagle odmówiło posłuszeństwa. - Zapłacić - dodałam, zerkając na swoje zakupy. Mężczyzna podążył za moim spojrzeniem, by po chwili ująć w dłoń pierwszy z batoników. Skasował go - podobnie jak i całą resztę, zanim mruknął rzeczowo w moją stronę:
- Trzydzieści dwa dolary - poprosił. Podałam mu odpowiedni banknot, który zaraz rozmienił na pieniądze o mniejszym nominale.
- Dziękuję - mruknęłam grzecznie, po czym nie tracąc więcej czasu, wyszłam z budynku. Pognałam w stronę zaparkowanego dalej samochodu.
Odłożyłam zakupy na fotel tuż obok mnie i już miałam ruszać, kiedy mój wzrok padł na wystającą ze schowka, białą teczkę. Jej widok drażnił mnie całą drogę, jednak nie mogłam zajrzeć do niej wcześniej. Musiałam cierpliwie czekać, aż wreszcie nadejdzie ten moment, w którym znajdę chwilkę, by móc ją przejrzeć. Rozejrzałam się dookoła, pojmując, że to mógł być właśnie ten moment.
CZYTASZ
A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔
RomanceUWAGA! TA TRYLOGIA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB WYSOKO WRAŻLIWYCH. ZAKOŃCZONE III część trylogii Addiction Maski opadły, a prawda wyszła na jaw. Co zrobi Valentina, gdy człowiek, którego obdarzyła tak silnym uczuciem, okazał się kimś kompletnie in...