Siete

406 23 2
                                    

Pov. Valentina

W życiu każdego z nas prędzej czy później pojawiały się momenty zwątpienia, słabości. Były one nieodzownym elementem istnienia człowieka i nie dało się ich ot, tak wyzbyć.

Wbrew pozorom nie były jednak straconymi chwilami. Umacniały nas i przygotowywały na lepsze jutro. Każda łza smutku była niczym cegiełka, która - dorzucana do reszty cegiełek - miała na celu zbudować nasze ja.

Im więcej gorszych momentów człowiek doświadczył, tym silniejszy później powracał.

Właśnie w ten sposób matka wytłumaczyła mi, jak wyglądała prawdziwa siła. Nie pochodziła od losu, Boga, ani natury. Każdy musiał nabyć ją sam. Jednym zajmowało to krócej, innym zaś dłużej, jednak końcowy rezultat zawsze był taki sam.

Była przeciwniczką słowa porażka. Uważała, że porażkę odnosiło się dopiero wtedy, gdy człowiek sam decydował się poddać - nigdy wcześniej. Drobne potknięcia traktowała jako wskazówki, które finalnie miały doprowadzić ją do upragnionego celu.

Była naprawdę mądrą i dojrzałą kobietą. Od kiedy pamiętałam, uważałam ją za swój autorytet. Chyba każde dziecko traktowało swoich rodziców jako ideały. Dopiero później, gdy już dorastali, pojmowali, jak bardzo się mylili i, jak wiele wad ich ojcowie, czy matki posiadali. To pierwsze i zdecydowanie najboleśniejsze z kłamstw, jakie odkrywali.

Zastanawiałam się, co Gabrielle sobie pomyślała, gdy nie przyjechałam na noc do domu. W końcu minął już tydzień... Spróbowałam wyobrazić sobie, że siedziała tuż obok mnie. Jej dłoń kojąco głaskała moje plecy, a delikatny głos, szeptał do ucha:

Wszystko będzie dobrze, Valentino.

Chciałam w to wierzyć. Z całych sił pragnęłam uwierzyć w wizję, że moje problemy wkrótce znikną. Jednak za każdym razem, gdy otwierałam oczy, one nadal tam były i uwierały moje serce równie mocno.

- Co powinnam zrobić, mamo? - szepnęłam pod nosem, zaciskając załzawione powieki. Oparłam tył głowy o ścianę, przyciągając swoje kolana do piersi. Objęłam je rękoma, czując narastającą w moim wnętrzu bezsilność. - Co ty zrobiłabyś na moim miejscu?

Nie sądziłam, że widok Paige aż tak mną poruszy. Nawet po kilku dobrych godzinach od jej wyjścia, nadal nie byłam w stanie się uspokoić. Jej błękitne spojrzenie, dotyk, a nawet zapach perfum okazały się idealnym zapalnikiem do poruszenia tego, co od dawna we mnie tkwiło. Przez ostatnie miesiące wylałam tyle łez, iż nie sądziłam, że posiadałam jeszcze jakiekolwiek.

Czułam się samotna i zagubiona. Zła i sfrustrowana. Pokonana i bezradna.

Po raz pierwszy w życiu naprawdę zapragnęłam się poddać...

- Nie lubię, kiedy płaczesz - drgnęłam na niski, ochrypły głos, który wydobył się z głośników. Potarłam zmarszczone czoło, biorąc kilka, głębokich wdechów.

- Nie płakałabym, gdybyś... - zaczęłam, nieco zdartym od płaczu tonem.

- ...mnie wypuścił - dokończył za mnie mężczyzna. Wydawał się nieco znudzony.

Uniosłam spojrzenie, starając się wybadać, z której strony dochodził do mnie dźwięk.

Kiedy po raz pierwszy Zed skontaktował się ze mną w tej formie, byłam przerażona. To nie tak, że się tego nie spodziewałam. W końcu ustaliłam już dawno, że brunet miał nierówno pod sufitem. Po prostu nie sądziłam, że mnie podglądał i podsłuchiwał - a przynajmniej łudziłam się, że tego nie robił.

- Powiedz mi, co mam zrobić, żebyś się uśmiechnęła - poprosił, na co prychnęłam pod nosem. Czy naprawdę nie miał w sobie ani odrobiny godności, pytając mnie o coś takiego?

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz