Veintitrés

351 21 2
                                    

Był zły. Wściekły - piekielnie i niezaprzeczalnie od koniuszków palców po czubek jego głowy. Poczerwieniał na twarzy, a żyła płynąca wzdłuż jego szyi zapulsowała pod skórą. Zacisnął swoje dłonie w pięści. Zęby zazgrzytały, gdy mięśnie jego szczęki naparły na siebie z dużą siłą.

Wiedziałam, że właśnie tak to się skończy, jednak nie mogłam ukrywać przed nim prawdy. Vincent musiał wiedzieć, że jego syn został porwany.

- Mówiłem mu, żeby nie działał impulsywnie - wymamrotał sam do siebie, pocierając dłonią podbródek. - Ale nie słuchał - ściągął powieki w jedną linię. - Zresztą jak zwykle... - trajkotał, chodząc po całym pokoju. Emocje rozpierały go od środka, przez co nie był w stanie usiedzieć dłużej w jednym miejscu.

Kątem oka zerknęłam w stronę Josha. Jego zbolała mina utwierdziła mnie w przekonaniu, że obwiniał się o całe zajście. Zupełnie niepotrzebnie... W końcu nie mógł przewidzieć, że tak to się skończy!

- Co ten skurwiel znowu próbuje? - zapytał, ciągnąc za końcówki swoich włosów. - Chce nas osłabić? Taki jest jego plan? Uderzy w bazę? A może będzie rozbierał ją na części? Może... - przerwało mu chrząknięcie Josha. Brunet spojrzał na mężczyznę pytająco, przystając na moment. Malcolm dyskretnym ruchem głowy wskazał na wciąż siedzącą na kanapie, pogrążoną w kompletnym szoku kobietę. Gabrielle wpatrywała się w jeden punkt z szeroko rozchylonymi wargami, nie będąc w stanie przetrawić zasłyszanych wieści. Od samego początku nie wydała z siebie choćby dźwięku. Przypuszczałam, że nawet nie oddychała.

Przełknęła ślinę, gdy wszystkie pary oczu zwróciły się w jej kierunku.

- To... - zreflektowała się, podrywając z siedzenia. - Ja pójdę do siebie - zaproponowała, doskonale rozumiejąc, że właśnie tego oczekiwali od niej zebrani. Na miękkich nogach wspięła się po schodach. Gdy tylko zniknęła za drzwiami swojego pokoju, Vincent na powrót zwrócił się w naszą stronę. Tym razem wydawał się już nieco bardziej uspokojony. Chwilowy szok minął. Teraz potrafił już myśleć trzeźwo. A przynajmniej na tyle trzeźwo, na ile pozwalało jego zmęczenie. Każdy z nas marzył już o łóżku. Długi dzień, emocjonujący wieczór i wysoka dawka stresu to mieszanka wybuchowa, która wywoływała w nas frustracje.

- Trzeba sprawdzić kamery. Najlepiej całego miasta począwszy od tych w szpitalu - zadecydował zobojętniałym tonem. Spojrzenie miał zdystansowane, pokryte mgłą, jakby on sam odciął się od uczuć. Musiał to zrobić. Emocje mąciły mu w głowie, a to było ostatnie, czego teraz potrzebował. Czekała go poważna misja. Najcięższa, jaka kiedykolwiek spoczęła na jego barkach. W końcu tym razem chodziło o życie jego syna. - Musimy odciąć im potencjalną drogę ucieczki: lądową, morską i powietrzną. Nie mają prawa przekroczyć granicy stanu. Tony - zwrócił się do mężczyzny, który właśnie wszedł do pokoju. - Ty zajmiesz się monitoringiem - polecił, na co tamten od razu przystał. Czym prędzej ruszył się we wskazane miejsce. - Wyślę kogoś na granice, niech wystrzegają się podejrzanych ciężarówek. Zadzwonię też na lotniska. Wątpię, że zdecydowaliby się na publiczne linie, więc trzeba będzie sprawdzić również te prywatne - dyktował. - Josh - przykuł jego uwagę. Brunet automatycznie się wyprostował, gotowy przyjąć każde zadanie. - Ty pojedziesz do portu. Trzeba ich ostrzec. Mają sprawdzać każdy statek, który od nich wypływa. Możesz wziąć ze sobą Paige - dodał, kątem oka zerkając w moją stronę. - Pozostajemy w ciągłym kontakcie. Nikt się nie odłącza. Powiadomcie mnie, gdyby coś się wydarzyło - poprosił, sięgając do kieszeni swoich spodni. Chwilę później wykręcał już odpowiedni numer.

Nie pozostało nam nic innego jak wycofanie się w stronę parkingu. Zdecydowaliśmy pożyczyć się samochód Villina. Był o wiele zwinniejszy i szybszy, niż moja terenówka, a przecież zależało nam na czasie.

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz