Veinticuatro

382 23 1
                                    

Pov. Valentina

Umarłam. Chyba. Właściwie ciężko było mi to jakkolwiek potwierdzić. Może nadal żyłam? Mało mnie to interesowało. Stan, do którego trafiłam, był zbyt przyjemny, bym tak łatwo mogła z niego zrezygnować.

Tym razem błoga nieświadomość nie wydawała się tak bardzo irytująca. Zaprzyjaźniłam się z tą pustką, a ta w podzięce pozwoliła mi się rozluźnić. Lewitowałam gdzieś pomiędzy niebem a ziemią, czując się zupełnie, jak we śnie. Nie mogłam niczego dotknąć, poczuć, czy zobaczyć. Byłam tylko ja i otaczająca mnie ciemność. Podobało mi się to.

Poszczególne dźwięki docierały do mnie przytłumione, jakby oddzielał je potężny mur. Niektórym udawało się przez niego przebić - przybierały wtedy formę szeptów.

Może nie żyje?

Trzeba było nie uderzać tak mocno.

Jak na kogoś, kto cudem wyślizgnął się z rąk śmierci, była zbyt ruchliwa. Wolałem nie ryzykować.

Głosów było kilka, choć żadnego z nich nie potrafiłam rozpoznać. Szybko więc poddałam się w swoich staraniach, oddając to sile wyższej.

Czułam się zmęczona. To zabawne, biorąc pod uwagę, że właśnie spałam! Czy to w ogóle było możliwe?

Coś mną wstrząsnęło. Miałam wrażenie, jakby uderzył we mnie wielki statek parowy, albo i góra lodowa. A może oba na raz? Wstrząs na moment zburzył moją zdolność postrzegania. Wszystkie dotychczasowe myśli rozsypały się na drobne kawałeczki, tworząc niemały chaos.

Budzimy się, księżniczko - szept zabrzmiał niczym krzyk, który poniósł się echem w mojej głowie.

Chciałam odrzec, że chęcią bym się obudziła, ale nie chciałam rozstawać się z tym przyjemnym ciepłem. Było wręcz uzależniające! Wciąż kołysało mnie do snu, nie pozwalając go opuścić.

Kochanie, nie chcesz testować mojej cierpliwości. No dalej, obudź się, zanim ci z tym pomogę - zanucił ktoś. Szybko rozważyłam, czy bardziej słyszałam go z przodu, czy też z tyłu mojej głowy. Doszłam jednak do wniosku, że żadna z tych odpowiedzi nie była poprawna, co oznaczało, że musiał stać gdzieś z boku.

Twoje groźby są bezsensowne, skoro i tak nas nie słyszy - zakpił inny.

Jeszcze jedno słowo, a... - głos zamilkł w połowie. Oddech, który do tej pory obijał się o moją skroń, przestał być już tak dobrze wyczuwalny. - Chyba się budzi!

Coś zaszeleściło, jakby ktoś szybko się przemieścił. Zmarszczyłam brwi. Zaraz jednak syknęłam, gdy poczułam pulsujący w tamtej okolicy ból. A przynajmniej spróbowałam, ponieważ moje wargi okazały się zbyt ciężkie, bym mogła je rozchylić.

Westchnęłam, wywracając oczami. Suchość w gardle była na drugim miejscu pod względem rzeczy, które doprowadzały mnie do szału. Pierwszy był ten cholerny uścisk. Miałam wrażenie, jak gdyby coś rozsadzało moją czaszkę od środka.

- O, no i proszę... Witamy z powrotem - zerknęłam przed siebie. Chwilę zajęło mi, nim mój wzrok odzyskał pełen fokus.

Przede mną stał mężczyzna. Nieco starszy ode mnie, średniego wzrostu o rozbudowanych barkach i wąskich biodrach. Spoglądał na mnie spod przydługiej grzywki swoimi butelkowozielonymi oczami. Wyglądał... znajomo.

Chciałam zapytać, czy poznaliśmy się już wcześniej, jednak zaraz to sobie przypomniałam. To gość, który udawał mojego ochroniarza. Ten sam, który chciał mnie gdzieś wywieść i, który mnie ogłuszył...

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz