Pov. Valentina
- I właśnie dlatego uważam, że amerykańska socjalistyczno-demokratyczna partia polityczna jest przereklamowana i nie spełnia powierzonych jej funkcji. Powinna zostać zrenomowana - uderzyłam zaciśniętą pięścią w blat komody, która aż zatrzeszczała. - A ty, jak uważasz? - spojrzałam na ofiarę mojego półtoragodzinnego wywodu na temat państwowego ustroju politycznego, którym była nadwiędnięta już roślinka. Zmrużyłam oczy, obserwując, jak jeden z jej płatków opada na ususzoną ziemię.
Westchnęłam ciężko, pocierając zmarszczone czoło. Samotność zdecydowanie zbyt mocno uderzyła mi do głowy, jeśli zaczęłam rozmawiać z kwiatkami. Chociaż, coś musiało w tym być, jeśli łatwiej było mi dogadać się z rośliną, ni jeżeli z Zedem. Swoją drogą naprawdę zastanawiała mnie jego obsesja na punkcie tego jednego, konkretnego gatunku kwiatów. Co w sobie miały, że tak przyciągnęły jego uwagę? Były nieodłącznym elementem każdego z organizowanych przez niego bankietów. Zalegały również w jego domu i ładnie uśmiechały się na płóciennych obrazach. Były nawet tutaj, choć panująca dookoła aura raczej im nie sprzyjała. Więdły równie szybko, co zostały posadzone, przez co każdego dnia trzeba było dowozić nowe doniczki. Niestety nie mijało kilka godzin, nim wszystkie nadawały się do wyrzucenia. Nic nie dawało nawożenie ani podlewanie, bo choć wszystko wokół oferowało im idealne warunki do rozwoju, te umierały od środka.
Mój brzuch zaburczał głośno, zwracając na siebie moją uwagę. Skrzywiłam się, czując nieprzyjemne ukłucie w jego górnej części. Pochłonięcie całej butelki jacka danielsa na pusty żołądek nie było najmądrzejszym pomysłem i to mogłam przyznać już na wstępie. Jednak nie mogłam nie skorzystać z tej kuszącej oferty, gdy ta wręcz uśmiechała mi się w twarz.
- Hej, co jest? - spojrzałam na swoje nogi, starając się odgadnąć, dlaczego nie wykonywały powierzonego mu zadania i zamiast zaprowadzić mnie do kuchni, szły w tył. - Jak to się przełączało? - sapnęłam pod nosem, czując, jak nabierałam coraz większego rozpędu. I nagle... BUM!
Ściana.
Odchrząknęłam, odczekując pełne dwadzieścia sekund, aż obraz przede mną przestał wirować. Zrobiłam pierwszy, nieco chwiejny krok, a zaraz za nim kolejny. I kiedy miałam już przekroczyć próg pomieszczenia, przystanęłam ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Raz jeszcze zaciągnęłam się zapachem powietrza, po czym powoli odwróciłam się w tył.
Przełknęłam głośno ślinę, gdy mój wzrok napotkał dwie, jarzące się na czarno tęczówki.
O cholera...
Tak myślałam, że nie mieliśmy w salonie żadnego filaru.
- Teraz ty gonisz! - wymyśliłam na poczekaniu, po czym pognałam do sypialni. A przynajmniej spróbowałam, bo wchodzenie po schodach w stanie upojenia równało się przejściu po największej w całych stanach kolejce linowej.
Byłam więc z siebie niesamowicie dumna, gdy po trzykrotnym upadku nadal miałam swoje jedynki. I to z koronką!
Wyprostowałam się, otrzepując kurz z dłoni, po czym... No właśnie.
- Jakim cudem dostałeś się tutaj tak szybko? - uchyliłam swoje usta na widok mężczyzny przed sobą. To nie fair! Mnie nikt nie powiedział, że mieliśmy windę. - Ups... - wymamrotałam, a zimny pot oblał mój kark, gdy ciężar mojego ciała niebezpiecznie mocno przesunął się do tyłu. Brunet już wyciągał w moją stronę swoją dłoń, by w jakiś sposób uchronić mnie od upadku ze schodów, jednak w ostatniej chwili zdążyłam złapać się poręczy.
Zachichotałam, w pełni dumna z tego, że pomimo procentów we krwi, mój instynkt przetrwania nadal działał w normie.
- Jesteś pijana - wycedził przez zęby Zed, spoglądając na mnie z mordem w oczach. Żyłka na jego szyi wyraźnie się odznaczyła, co mogło wskazywać na to, iż był zły. A przynajmniej taka była moja wstępna diagnoza.
CZYTASZ
A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔
RomansaUWAGA! TA TRYLOGIA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB WYSOKO WRAŻLIWYCH. ZAKOŃCZONE III część trylogii Addiction Maski opadły, a prawda wyszła na jaw. Co zrobi Valentina, gdy człowiek, którego obdarzyła tak silnym uczuciem, okazał się kimś kompletnie in...