Pov. Paige
- Niech Bóg ma ją w swojej opiece, a jej dusza dostąpi zbawienia... - tępy wydobywający się z głośnika głos poniósł się po zebranych.
- Amen - rzuciliśmy chórem w odpowiedzi na słowa księdza.
Tego dnia słońce prażyło niemiłosiernie mocno, co odbijało się na twarzy każdego z uczestników pogrzebu. Jedynym plusem był fakt, że czarne okulary nie wzbudzały u nikogo podejrzeń. Można było w nich płakać do woli, tym samym nie zdradzając, jak bolesne było dla człowieka odejście ciemnowłosej kobiety.
Trzymałam się w miarę dobrze, dopóki nie doszliśmy do ostatniego i zdecydowanie najbardziej bolesnego momentu ceremonii - pożegnania się bliskich. Wtedy łzy nachalnie napłynęły mi do oczu. Starałam się jej dyskretnie podetrzeć rękawem swojej marynarki.
Słowa każdej kolejnej osoby były niczym ostre sztylety, które wolno dziurawiły moje ciało.
Ich tęsknota, żal, smutek... Ani trochę na to nie zasłużyli. Kobieta była jeszcze młoda... Miała przed sobą całe życie! Niesprawiedliwe było, że jej bezinteresowna chęć pomocy została tak okrutnie odwzajemniona.
To nie ona powinna była umrzeć tamtej nocy.
To nie jej ciało powinno było zostać znalezione pozbawione tętna i wyprute z życia.
Po dziś dzień przeklinałam osobę, która się tego dopuściła. Miałam nadzieję, że los dotkliwie ją za to ukarze...
Jak daleko sięgałam pamięcią, tak nie byłam sobie w stanie przypomnieć, by Josh kiedykolwiek płakał. Możliwe, że wyczerpał już swój limit do końca życia, albo po prostu stracił tę umiejętność, robiąc to, co robił.
W tym świecie nie było czasu na łzy, czy smutek. Człowiek pozostawał pod ostrzałem dwadzieścia cztery na dobę i nie był w stanie przewidzieć, czy dożyje następnego ranka.
By nie zwariować, nie warto było się przywiązywać. Strata zdawała się wtedy o wiele boleśniejsza, kiedy pojmowaliśmy, że nie zrobiliśmy wystarczająco wiele, by jej zapobiec.
Właśnie dlatego zdziwiłam się, gdy zobaczyłam w jego oczach łzy. Nie pozwolił im wypłynąć, choć nie ukrywał, że nie pojawiły się w ogóle. Zbył mnie, jednak kiedy zapytałam, czy wszystko było z nim w porządku.
Może i Silva nie była dla niego kimś bardzo ważnym, ale z pewnością zajmowała honorowe miejsce przy stoliku dla osób, do których miał sentyment.
Czułam się nieco niekomfortowo, mogąc stać pomiędzy jej najbliższymi. Fakt, że sama poniekąd przyczyniłam się do jej śmierci, o czym przecież nie wiedzieli, sprawiał, że moja moralna strona - o której istnieniu nie miałam pojęcia, budziła się do życia. Tak naprawdę nikt oprócz naszej dwójki nie wiedział o tym, że prócz etatu w szpitalu, pracowała również dla Villina. Takie były zasady umowy, którą podpisała. To miało zostać między nią a nami. Do samego końca. I tak też się stało... W zamian za dyskrecje i pomoc Zed comiesięcznie przelewał na konto jej organizacji charytatywnej naprawdę wielkie sumy. Fakt, że tymi pieniędzmi dzieliła się z innymi, był jednym z licznych dowodów świadczących o tym, jak dobrym człowiekiem była.
Właśnie taką ją zapamiętamy. Jako pomocną, dbającą o szczegóły, bezinteresowną kobietę, która nie raz narażała karku, by ruszyć nam z pomocą. Wiedziałam, że nigdy nie znajdziemy kogoś równie nadającego się do roli, którą pełniła. I nie specjalnie chcieliśmy kogoś takiego szukać, gdyż zastąpienie jej było czymś, czego nie potrafiliśmy sobie wyobrazić.
Z początku nie chciałam tu przychodzić, choć przecież byłam jej to winna. Gdybyśmy przyjechali na czas...
Josh i ja zostaliśmy jednak zwerbowani do uczestnictwa, co nie oznaczało, że sami nie zapragnęliśmy tego zrobić. Vincent uznał bowiem, że taktownie z naszej strony byłoby pojawić się na uroczystości choćby w tak wąskim gronie. Reszta musiała zostać w domu. Od wczoraj trwały intensywne przesłuchiwania Josepha, który jak na złość milczał jak skała.
CZYTASZ
A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔
RomanceUWAGA! TA TRYLOGIA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB WYSOKO WRAŻLIWYCH. ZAKOŃCZONE III część trylogii Addiction Maski opadły, a prawda wyszła na jaw. Co zrobi Valentina, gdy człowiek, którego obdarzyła tak silnym uczuciem, okazał się kimś kompletnie in...