Veintisiete

348 22 20
                                    

Pov. No one

Ta myśl pojawiła się w jego umyśle znienacka. Była niczym impuls, który pociągnął za sobą lawinę wydarzeń. Wcześniej nawet nie brał pod uwagę takiego scenariusza. Wyparł ze swojego umysłu wszystko, co złe, by nie musieć dłużej zadręczać się lękiem. Jednak to, że zapomniał, nie oznaczało, że problem nie istniał. A wręcz przeciwnie. Pozostawiony sam sobie rozrósł się do jeszcze wyższej rangi.

To było tak oczywiste, jak to, że po nocy nastaje dzień, a po deszczu pojawia się słońce. Oczywiste, choć tak łatwe do przeoczenia.

Nie miał stu procentowej pewności, choć dziwny ścisk w jego żołądku nie pozostawiał mu pola do kompromisu. A to wszystko komplikowało... Kochał mieć kontrole. Uwielbiał też mieć racje, choć w tym przypadku wręcz błagał o pomyłkę. Modlił się, by całe zajście okazało się zbiegiem okoliczności. Pech chciał, że jego modlitwa owleczona była lękiem. Prosił o coś, czego nie wierzył dostać.

- Kto? - Valentina drążyła zawzięcie, obserwując, jak jego oczy matowieją. Ciekawość, a zarazem coś na kształt obawy przeszyły jej ciało. - O kim pomyślałeś?

Brunet uniósł na nią swoje spojrzenie. Głos ugrzązł mu gardle. To, co czuł... Cóż zdawał sobie sprawę, że ten moment może kiedyś nadejść. Nie skupiał się jednak nad nim na tyle, by w pełni wykreować go w swojej wyobraźni. Ciężko było mu więc określić to w słowach. Mimo wszystko wiedział jedno...

Nadszedł czas, by Valentina poznać prawdę. Teraz, dopóki miał jeszcze okazje, by powiedzieć jej to sam.

- Musisz mnie teraz uważnie posłuchać - zaczął, marszcząc swoje brwi. Odwrócił wzrok, jakby jej widok był czymś, co go osłabiało. W zasadzie tak też było, a tym razem mężczyzna nie mógł dać się rozproszyć. Miał chwilę, jak nie mniej, zanim wydarzy się to, co tak długo odwlekał. To zabawne, że mimo wszelakich starań nasze obawy zawsze znajdowały drogę, by jakoś do nas dotrzeć.

Szatynka niekoniecznie pojmowała, skąd wzięło się to nagłe wycofanie bruneta. Jego reakcja wydawała się aż nadwyraz przesadzona, a zadała przecież z pozoru łatwe pytanie.

- To, co zaraz powiem... - urwał, zaciskając swoje usta w cienką linię. Serce biło mu z jak szalone i nie mógł przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz aż tak intensywnie na coś zareagowało. - Chciałbym, żebyś wysłuchała mnie do końca. I poniekąd zrozumiała, choć wiem, że może to być trudne - poprosił. Wyraz jego twarzy pozostawiał wiele do życzenia, to też kobieta nie wiedziała, jak konkretnie powinna była interpretować jego słowa.

- Zed... - przerwał jej, cichym jęknięciem.

- To naprawdę ważne - zapewnił zrezygnowany, jakby poddał się na starcie. Nigdy nie chciał wyjawiać swoich powodów. Poniekąd wiedział, że będzie to konieczne, choć zawsze spychał tę potrzebę w tył głowy. Myślał... naiwnie liczył, że jego przeszłość nie będzie znacząca w budowaniu ich relacji. Szybko przeliczył się w swoich obliczeniach, odkrywając, że jej ujawnienie było kluczowe. Chcąc nie chcąc stanowiła ona część jego życia - część jego samego.

Westchnął ciężko. Nabrał chust powietrza do swoich ust, nim powoli je wypuścił, sięgając po to, o co Valentina prosiła od samego początku. Po prawdę...

- Miałaś rację, twierdząc, że znaliśmy się przed podpisaniem umowy - mruknął, na co zamarła. Zmrużyła oczy, przyglądając się mu zaciekawiona. Postanowił zacząć od tego, co najprostsze. Od tego, co już wiedziała. Bał się jednak kontynuować, zagłębiać w szczegóły... Doskonale rozumiał, że decydując się podążać tą ścieżką, nie było już odwrotu. - Prawdę mówiąc... znamy się całe życie, Valentino. Ja znam cię całe życie - uściślił, przełykając głośno swoją ślinę. Te słowa zostawiły gorzki posmak na jego języku, który starał się zatrzeć.

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz