Veintinueve

347 16 4
                                    

Pov. Valentina

Dotknięta przykrymi doświadczeniami musiałam smutno stwierdzić, że istniało na świecie coś jeszcze silniejszego, niż miłość. Była to nienawiść. Każdy jej rodzaj. Pragnienie zemsty, zgorzknienie, zazdrość... Paradoksalnie w wielu przypadkach to właśnie ona przyczyniała się do jej powstania. Nieodwzajemnione uczucie, oddanie serca w niewłaściwe ręce, czy zranienie bywało idealną iskierką, która wzniecała ogień. Tego pożaru nie dało się jednak tak łatwo ugasić. Pielęgnowany latami uraz z czasem zaczynał się z nami utożsamiać. Od tej pory to on był tym, co napędzało nas do dalszego działania. Zatracone wartości schodziły na dalszy plan, aż w końcu zostały wypierane przez umysł. Nie widząc innego wyjścia człowiek jedyne, co mógł zrobić, to dalej podążać za swoim obłędem, który finalnie sam go zniszczy.

Leila była tego idealnym przykładem. Chęć zemsty za odrzucenie jej uczucia było tym, co zżerało ją od środka. I to dosłownie. Uważała, że jedyne, co przyniesie jej ulgę to odwet za wszystkie krzywdy.

- Osiem pieprzonych lat dochodziłam do siebie po twoim nieudanym postrzale - kobieta zazgrzytała zębami, skupiając swoje spojrzenie na Villinie. Z tego, co udało mi się wywnioskować, mężczyzna zaplanował zamach na jej życie, z którego cudem ją odratowano. - Kilka lat w śpiączce, trzy operacje, paraliż obu kończyn i trwająca wieki rehabilitacja. Nie zbyt trafiony prezent na noc poślubną - parsknęła pod nosem, kręcąc głową.

Małżeństwo kończy jedynie śmierć - słowa Zeda na nowo zagościły w moim umyśle. Czy mężczyzna naprawdę był aż tak zdesperowany, by zdecydować się, jej pozbyć? Spojrzałam na niego, chcąc odczytać jego reakcję. Brunet pozbawił mnie jednak tej możliwości, zwieszając swoją głowę.

- Prawie drugie tyle spędziłam na udawaniu potulnej, przykładnej żonki, która ze zniecierpliwieniem czekała, aż jej zajęty pracą... - tu zrobiła niemy cudzysłów. - ...mąż, zechce zwrócić na nią swoją uwagę - skrzywiła się z obrzydzeniem, jakby najchętniej wymazała to wspomnienie ze swojej pamięci. - Wiesz, co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? - zapytała, choć nie otrzymała odpowiedzi. Uśmiechnęła się więc szyderczo. Miałam wrażenie, że jego obojętność jeszcze bardziej ją nakręcała.

- Myślałam, że to moja wina - wynała z bólem, mając to sobie za złe. - Wierzyłam, że... - urwała na moment, by pozbierać swoje myśli. - Że jeśli dam z siebie wystarczająco, dużo... To wtedy zobaczysz, ile mam do zaoferowania - parsknęła. - O Boże... - pokręciła ze śmiechem głową. - Naprawdę myślałam, że może się nam udać! Że mimo iż to udawane małżeństwo, to będzie nam obojgu dobrze. Robiłam wszystko, żeby tak było, a ty... - wysyczała, ciskając w jego kierunku wskazujący palec. - Ty wolałeś pieprzyć na boku jakąś dziwkę! - krzyknęła w przypływie złości. Dopiero te słowa pobudziły mężczyznę. Uniósł swój podbródek, chrypiąc cicho, choć ostro:

- Nie nazywaj jej tak - nakazał, co spotkało się z jej lekceważącym prychnięciem.

- Nazywam rzeczy po imieniu - odparła w odwecie. Jej policzki przybrały odcień ciemnej purpury. Zaraz jednak uśmiechnęła się tajemniczo, jakby coś sobie uświadomiła, po czym odwróciła się w moją stronę. W jej oku zawitał niebezpieczny błysk. - Zgodzisz się ze mną, Valentino? - zanuciła fałszywie miło, robiąc w moją stronę kilka kroków. Dopiero gdy stanęła przede mną, dostrzegłam blizny zdobiące jej nadgarstki. Zmarszczyłam brwi, pojmując, co mogły one oznaczać.

Kobieta się okaleczała. Czy to z powodu Zeda? Czy ten o tym wiedział? I co najważniejsze, jak miałam przemówić jej do rozsądku, wiedząc, że nie była stabilną psychicznie osobą?

- Musisz się zgodzić - odparła za mnie, gdy zbyt długo zwlekałam z odpowiedzią. - Powiedz mi, jak nazwałabyś złodziejkę cudzych mężów. Kobietę, która nie szanuje swojego ciała do takiego stopnia, że oddaje je zajętemu facetowi - jej palce przesunęły się na mój policzek. Pogładziła go delikatnie, gdy kąciki jej ust uniosły się do góry. - Zastanawiałam się, jak wyglądasz - przyznała szczerze. Nie byłam pewna, jak zinterpretować jej słowa. - Pytałam samą siebie: cholera, jak może wyglądać laska, która próbuje odbić mi męża - ciągnęła, gdy jej lewa powieka zaczęła lekko drżeć. - Teraz już wiem, że... - umilkła, mrugając kilkukrotnie. Wyszczerzyła się, a jej biały uśmiech mignął mi przed oczami. - Nie dorastasz mi do pięt - powiedziała to z taką wyższością i pewnością siebie, że poczułam się przygnębiona.

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz