Once

404 22 1
                                    

Pov. Paige

Puściłam przygryzaną do tej pory wargę, gdy poczułam w ustach metaliczny posmak krwi. Westchnęłam pod nosem, po czym zmierzwiłam palcami włosy.

Nie mogłam znaleźć sobie dogodnego miejsca. Emocje kotłowały się we mnie od środka, a widok białej, leżącej na stoliku kopert jedynie je podkręcał.

Nie wiedziałam, co znajdowało się w jej wnętrzu. Gdy rankiem zobaczyłam ją na wycieraczce tuż przed drzwiami, po prostu spanikowałam. Wcisnęłam ją na samo dno kieszeni swoich spodni i nie wyciągnęłam jej stamtąd aż do teraz.

Nie miałam zielonego pojęcia, kto mógł być jej adresatem. Nikt konkretny, komu chciałoby się bawić w tego typu podchody, nie przychodził mi na myśl. I to właśnie ta niewiedza była głównym promotorem, przez który tak długo zwlekałam z jej otwarciem. Niestety upływ czasu działał na moją niekorzyść.

- Na trzy - zadecydowałam, zaciskając swoje powieki. Ścisnęłam mocniej kopertę w swoich dłoniach, zanim przełknęłam głośno ślinę. - Jeden - rozpoczęłam odliczanie. Głos poniósł się echem w mojej głowie. - Dwa - poczułam szybsze bicie swojego serca - aż zadudniło mi w uszach. - I... - urwałam, jednym ruchem przedzierając papier na pół. - Trzy... - wstrzymałam oddech, powoli uchylając lewą powiekę. Kątem oka zerknęłam na swoje ręce. Spoczywała na nich idealnie złożona, biała kartka. Rozwinęłam ją, przełykając drżąco ślinę, gdy mój wzrok napotkał sklejoną ze skrawków papieru datę:

Czwarty sierpnia...

Uniosłam spojrzenie, zerkając na własne odbicie w zawieszonym naprzeciwległej ścianie lustrze. Napuchnięte powieki i blada cera były pierwszym, co ujrzałam, zaraz po błysku paniki, który zagościł w moich oczach.

- To za kilka dni - szepnęłam pod nosem, jakbym nagle zdała sobie z tego sprawę. W tej chwili nie było już mowy o rezygnacji. Machina ruszyła i nie dało się jej zatrzymać w połowie... Mimo wszystko poczułam dziwny uścisk na swoim sercu. Nie spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko...

- Paige? - stłumiony przez dębowe drzwi głos przywrócił mnie do rzeczywistości. Wyprostowałam się jak struna, odruchowo zerkając w stronę, z której dochodził do mnie dźwięk. - Szef przyjechał - poinformował mnie Tony. - Dobrzy by było, gdybyś zeszła na dół - dodał. Jego zniecierpliwiony ton dał mi do zrozumienia, że zbyt długo siedziałam w łazience.

- Okej... - odkaszlnęłam, zanim nie zgniotłam kartki w swojej dłoni. - Już idę! - zapewniłam. Podniosłam się z podłogi, otrzepując spodnie z potencjalnych zabrudzeń. Kartkę razem z kopertą wyrzuciłam do kosza, uprzednio drąc je na mniejsze kawałki.

Raz jeszcze zerknęłam w lustro, zanim zmazałam ze swojej twarzy jakiekolwiek emocje. Nikt nie mógł dowiedzieć się o liście. To był mój mały, słodki sekret, który miał zaprowadzić mnie do upragnionego triumfu.

Jeszcze trochę, Paige - pocieszyłam się w myślach. - Poczekaj jeszcze odrobinę, a wszystkie twoje trudy zostaną wynagrodzone...

***

Trinton Hamilton - znany ze swoich nieczystych zagrań i łapówek - jednymi słowy drań jakich mało. To właśnie on tego wieczoru został przeciwnika Josha. Był od niego odrobinę wyższy, ale i nieco lżejszy, przez co szanse obu zawodników były naprawdę wyrównane.

Równo z głośnym gongiem, kończącym pierwszą walkę, ludzie podeszli bliżej klatki. Zaczynało robić się coraz tłoczniej. Pierwszy pojedynek nie przyciągnął tyle uwagi. Był nudny i zakończył się zdecydowanie zbyt szybko. Kątem oka dostrzegłam, jak jeden z zawodników opuszczał halę przy pomocy swoich trenerów. Miał dużo szczęścia. Przeważnie z takich pojedynków mało kto wychodził o własnych siłach. Zwykle kończyły się one ciężkim nokautem, bądź... śmiercią.

A D D I C T I O N to love #3 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz