Wkroczyłem do sali. Moje spojrzenie było jednoznaczne ("JAK JA WAS WSZYSTKICH KURWA NIENAWIDZĘ"). Starałem się opanować emocje aby nie zajebać Ryan'a. Byłem tak wkurwiony, że to się w ogóle nie mieści. Usiadłem i zniecierpliwiony czekałem na koniec spotkania. Czas się wlókł jakby robił mi na złość. Do tego wszyscy się szczerzyli jak głupi. W końcu nie wytrzymałem.
- Jutro dokończymy. Spadać - Wstałem i zatrzymałem Ryan'a. - Ty zostajesz kolego. - dodałem z jadem w głosie.
Gdy zostaliśmy sami, pchnąłem go na ścianę. - Gdzie jest moja żona?
- Kto? - udawał głupiego albo głupi był.
- Królowa Asgardu debilu. - odparłem.
- Nie wiem - powiedział.
- Oczywiście, że wiesz. Gadaj!
Nie uzyskałem odpowiedzi. Przyłożyłem dłoń do jego czoła wchodząc w jego myśli. Odnalazłem ją. Moja Idusia siedziała zastraszona i zapłakana w jakimś pomieszczeniu za szafą. Więcej wiedzieć nie potrzebowałem. Złapałem go za szyję i delikatnie uniosłem nad ziemię.
- Gdzie?
- N-na Ziemi - wyjąkał. Puściłem go i teleportowałem się do Heimdall'a. Bez słowa wysłał mnie na Midgard. Teleportowałem się do pomieszczenia z tej myśli. Usłyszałem cichy szloch. Szybko udałem się do jego źródła. Kucnąłem przy mojej ukochanej.
- Co on ci zrobił kochanie? - zapytałem mocno ją przytulając. Zauważyłem kilkanaście ran i siniaków. Moje biedactwo. Ida wtuliła się we mnie.
- Ch-chroń mnie - szepnęła. - on zaraz t-tu przyjdzie...
- Kto przyjdzie kwiatuszku? - delikatnie głaskałem ją po głowie. - Nie bój się, jestem tu.
Drzwi otworzyły się z hukiem. Wszedł przez nie mężczyzna, brunet, z okularami przeciwsłonecznymi i idealnie skrojonym, szarym garniturze. Spojrzałem na niego.
- Proszę, proszę, proszę, kogo moje oczy widzą. - zaczął. - Przyznam, że jesteś bardzo przewidywalny, Laufeyson.
- O co ci chodzi? I kim jesteś? - spytałem.
- Oh, chodzi mi o Ciebie. - odparł beztrosko. Powoli wstałem.
- O mnie? To dlaczego nie zamknąłeś w tej dziurze mnie tylko moją żonę?! - w mojej dłoni pojawił się sztylet.
- Nie denerwuj się tak bo ci żyłka pęknie.
Teleportowałem się za niego i wbiłem mu sztylet w kark. Wyjąłem go i zniknąłem a facet padł. Podszedłem do Idy i pomogłem jej wstać. Mocno się we mnie wtuliła.
- Już jesteś bezpieczna skarbie - szepnąłem jej do ucha i pocałowałem w skroń. Wyszliśmy z budynku a ja zawołałem Heimdall'a.