Maraton 4/5
Narracja trzecioosobowa
- Ja was kurwa zajebię gdzie jest moje dziecko?! - darł mordę Laufeyson.
- Chyba się teleportował! - odkrzyknął mu Wilson.
Panowie przeszukali całą wieżę wzdłuż i wszesz. Nigdzie nie było syna Idalii i Lokiego. Ojciec dziecka, z gniewu na "przyjaciół", przeszedł w tryb paniki. Strasznie się bał, że jego Will sobie coś zrobi albo ktoś mu coś zrobi. W końcu nie wiadomo gdzie się teleportował, prawda? Jego strach, udzielił się także Samuelowi który, wszedł w tryb nagłej wiary i modlił się do wszystkiego, z czego dało się zrobić Boga. Steve, starał się racjonalnie myśleć i zastanawiał się, gdzie dzieciak się przeniósł. Natomiast Thor, bał się reakcji swojej bratowej.
- Panie Maximoff, Romanoff i Laufeyson wróciły do wieży. - ogłosiła Friday.
Steve i Sam wszczęli poszukiwania dziecka poza obrębem salonu a Thor zaczął paplać głupoty, że jego bratowa jest gorsza od samego Loki'ego i na pewno go zadźga. Loki natomiast siedział i bawił się palcami roztrzęsionych dłoni. Przez stres, zupełnie zapomniał, iż, jest w stanie teleportować się w miejsce przebywania swojego dziecka.
Kobiety weszły do salonu śmiejąc się. Idalia, zauważając stan swojego męża szybko odstawiła torby i usiadła koło niego.
- Kochanie co się dzieje? - objęła go jedną ręką. Próbowała spojrzeć mu w oczy, lecz miał spuszczoną głowę.
- ...Zgubiliśmy Willa - wypaplał Thor.
- ...Co zrobiliście?! - wrzasnęła po chwili królowa.
- Loki poszedł zrobić mu picie czy coś tam a Will w między czasie teleportował się gdzieś... - odparł ze skruchą blondyn.
Szatynka wzięła parę głębokich wdechów.
- A-a sprawdzaliście miejsce teleportacji? Loki, jak zawsze? - zadała pytania. Brunet jakby dostał olśnienia. Zniknął i pojawił się ze swoim synem ktòry cały upaćkany był w błocie. Idalia oparła się o ramię męża z wyraźną ulgą. Loki także się już uspokoił.
- Musimy się umyć. - stwierdził król Asgardu.