1. ,,Gdzie jest tata?"

13.4K 614 269
                                    

                       11 lat wcześniej

– Gdzie tata? Aaron, gdzie jest tata? – zapytałam swojego starszego brata, ciągnąc go za rękaw zmiętego uniformu. Przybiegł tu ze swojej szkoły, pachniał potem i deszczem lejącym się z nieba.

Taka pogoda zabawiła mnie na dziesięć minut, ponieważ zorganizowałam wyścig kropel wody na ogromnej szybie szpitala. Znudziłam się tym, gdy po raz trzeci wygrała moja kropelka.

– Nie wiem – rzucił smutno. Przecież wyszedł dopiero z sali, gdzie leżał.

Nie pytałam go więcej, bo wyglądał na smutnego. A gdy on był smutny, ja też byłam. Dlatego w ciszy bujałam nogami na zbyt wysokim krześle, w poczekalni przy sali numer dziesięć. Zaburczało mi w brzuchu.

– Aaron... jestem głodna – poskarżyłam się mu.

Dziś jadłam tylko czekoladowe płatki. Były one moim śniadaniem, a na dworze robiło się coraz ciemniej.

– Już, chwilka – złapał za plecak, podarowując mi zawartość swojej śniadaniówki. Pisnęłam ze szczęścia.

– Kanapki z nutellą! – krzyknęłam radośnie. Odpakowałam je z bezbarwnej folii, i wgryzłam się w domowy chleb pieczony przez panią Catalinę. Krem czekoladowy był tak słodki, że uśmiechnęłam się pod nosem.

Kocham czekoladę. Mogłabym ją jeść cały czas, jednak tata opowiedział mi, że mogą mi wypaść zęby. Nie chciałam, by wypadły mi zęby. Ale i tak zawsze dawał mi batonik, gdy mama nie patrzyła.

Żując kanapkę zauważyłam, że drzwi sali taty otwierają się. Stanęła w nich mama, trzymającą przy nosie białą chusteczkę. Nie pamiętam, żeby wcześniej miała katar. A jej oczy nie były załzawione, lub czerwone.

– Mama? – prawie upadłam z krzesła. Podbiegłam do niej jak najszybciej się dało. – Co z tatą?

Nie odpowiedziała mi. Wydmuchała nos w materiał swojej chusteczki, zwracając się do Aarona:

– Pora, by się pożegnać.

Wodziłam wzrokiem po wysokiej sylwetce mamy, po kamiennej minie doktora za jej plecami, oraz smutnego chłopaka. Nie rozumiałam, co się wokół mnie działo. Wszystko zbyt szybko się toczyło, a dalej nie wiedziałam, co z moim tatą.

– Oczywiście – brat skinął głową, posłusznie sunąc nogami do sali. – Chodź ze mną, Lottie – wyciągnął do mnie rękę. – Pożegnasz się z tatą.

Zrozumiałam wtedy, czemu mama ciągle ocierała twarz, i kazała nam się pożegnać. Tato umierał. Mój ukochany tatuś, który jeszcze rano zabrał mi kawałek jabłka z talerza, umierał. Teraz mogłabym mu oddać wszystkie kawałki jabłka, a nawet kanapki z czekoladą, by wyzdrowiał.

Pokręciłam głową, moje usta skuliły się w podkówkę.

– Ale on się tylko przewrócił – zaszlochałam. – On nie umrze – wypłakałam milion łez na raz.

– Lottie, musisz się z nim pożegnać – chłopak przykucnął przy mnie. – Jeśli tego nie zrobisz, będziesz żałować do końca życia – otarł palcem kilka łez na moich chomiczych policzkach.

Tata tak je zawsze nazywał. Ciągnął za nie, i zabawnie szczypał. Czasem mnie z tego bolały, lub stawały się różowiutkie.

– Dobrze, Aaron – złapałam go za dwa palce, tak jak zawsze, gdy musiałam iść z nim za rękę. Miałam dziewięć lat, ale teraz czułam się, jakbym dopiero się urodziła. Jakbym odwiedzała mamę po własnym porodzie. Pewnie dla osób trzecich rodzeństwo w takim wieku, idące za rękę było zjawiskiem zabawnym, lecz nam niezwykle potrzebnym.

Pomieszczenie, w którym leżał nasz tata było śmiertelnie nudne. Strasznie białe ściany, niebieska podłoga. Pewnie mu się tu okropnie leżało, bo nie lubił takich smutnych wystrojów. Brat pociągnął mnie do jego łóżka, choć stawiałam opór. Bałam się.

Bałam się tych wszystkich rurek, jakie wystawały mu z ust, i nosa. O boże, miał też kilka rurek w dłoni. Nie wyglądał jak go zapamiętałam. Był blady, a nie jak zawsze opalony, z powodu hiszpańskich korzeni. Nie miał na sobie swojej ulubionej koszuli w palemki. Czemu on tak wyglądał? Niech wróci mój tata, a nie jego straszna kopia. Pomyślałam o moich oszczędnościach pod poduszką. Może, gdy dam je lekarzowi, naprawią mojego tatę. A może oddam misia, którego ściskałam w dłoni. Był mały, i poręczny, wręcz niewidoczny w mojej zamkniętej pięści.

Łzy mi napłynęły do oczu, więc cofnęłam się o jeden krok. Wtedy otworzył oczy. Bardzo wolno poruszył rękami, migając do mojego brata. Rozmawiali w tym języku, bo nasz tata stracił słuch wiele lat temu. Dlatego nauczył nas migania w bardzo młodym wieku, byśmy mieli z nim kontakt.

Rozumiałam wszystko, o czym migali, choć moje oczy zaszły łzami. Widziałam cały świat jak za mgłą, lecz szpitalne łóżko było szczególnie wyraźnie. Nagle, jego ręce wymigały moje imię.

Ściskając mocniej misia, podeszłam do taty. Cała się trzęsłam, ale musiałam się uśmiechać, by on tak bardzo się nie bał.

Poruszyłam drżącymi dłońmi.

,,Tato, dlaczego mnie zostawiasz?"

Zaśmiał się pod nosem. Dlaczego się śmiał? Nie bał się śmierci?

,,Tato, boisz się śmierci?" – dodałam.

Uniósł dłonie z wysiłkiem, i wymigał odpowiedź:

,,Nawet nie wiesz jak, maluszku"

,,Nie zostawiaj mnie. Tato, proszę"

,,Lottie, jesteś bardzo silna. Aaron się tobą zajmie, ale ty obiecaj, że nie pozwolisz mu jeść białej czekolady"

Podciągnęłam nosem. Mój brat miał na nią alergię, ale i tak jadł ją tabliczkami, jakby był od niej uzależniony. Tata kontynuował:

,,Kiedyś zrozumiesz, dlaczego muszę odejść. Ale wychowałem najlepszą dziewczynkę na tym świecie, nie zapominaj o tym. Twórz duże rzeczy, bądź wielka, malutka. Ten świat cię potrzebuje.

,,Ale ja potrzebuję ciebie."

,,Przepraszam, Lottie. Naprawdę cię przepraszam. Wiem, że teraz będziesz bała się spać, ale od dzisiaj, to ja będę nocą. Nie będziesz w nią sama. Będę wszędzie, byś spokojnie zasnęła. Dobranoc, Lottie."

,,Tatusiu proszę... "

Maszyna, do której był podpięty zaczęła bardzo szybko pikać. Wystraszona odskoczyłam od łóżka, chowając się w ramionach starszego brata. Okrył mnie swoim ciepłem, i zakrył oczy, bym nie widziała. Lecz zerknęłam, sekunda wystarczyła, bym znów zacisnęła powieki. W moich uszach obijał się dźwięk maszyny obok jego łóżka. Pipczała tak silnie, że zwołała chyba kilku lekarzy. Usilnie błagałam Boga, by uratowali mojego tatę.

Ale jeden z nich zrobił jedynie jedną, jedyną rzecz. Popatrzył na zegar nad naszymi głowami.

– Nastąpił zgon, dwudziesta pierwsza trzydzieści sześć.

Let Me FollowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz