15. Cichy ból.

9.4K 403 95
                                    

Reid's POV:

– Vincent? – zawołałem, szperając w małej szafce.

– Tak? – odpowiedział, wchodząc do pokoju. Akurat wkładał swoją maskę.

– Zabrałeś może moje skręty? –zadałem pytanie, czując lekką irytację. – Miałem cztery, a zostały tylko dwa. – pokazałem mu trzymane w dłoni jointy.

Wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia, wiesz, że nie palę. Może Tate ci zabrał.

– Tate jest jeszcze za młody na zioło - mruknąłem, choć wiedziałem że robił o wiele gorsze rzeczy.

– Ma osie... dziewiętnaście lat – poprawił się, bo po jego niedawnych urodzinach dalej się myliliśmy.

– I tak już po ptakach – wyrzuciłem skręty do szafki, zamykając ją z hukiem. Straciłem ochotę na spalenie jednego z nich. Za to wyciągnąłem papierosa z paczki, i włożyłem go między wargi.

Wciągnąłem dym, patrząc się na tablicę korkową. Była zebraniem naszej ogólnej wiedzy o Medusie. Praktycznie nie było na niej nic.

– I co my z nią zrobimy... – westchnąłem. Odczuwałem z tego powodu złość, ale nie taką furię jak Vincent, ani nie taką olewkę jak Tate. Byłem po środku.

Lecz żaden z moich braci nie czuł również satysfakcji. Oprócz zamartwiania się i złości buzującej w żyłach, adrenalina przepływała przez moje ciało za każdym razem, gdy spotykaliśmy się z Medusą.

Dla mnie to była zabawa w kotka i myszkę, lecz nie wiadomo kto był kim. Medusa nie była przewidywalna, o nie.
Grzmiała w niej furia, chęć walki, i sarkastyczny humor. Nie bała się nas, a mogliśmy zrobić jej krzywdę.

Podczas naszego pierwszego starcia to ona zrobiła krzywdę nam, ale tą kwestię wspólnie z braćmi przemilczeliśmy.

– Najchętniej połamałbym jej wszystkie palce – odpowiedział, wpatrując się pustym wzrokiem w tablicę.

Jemu najbardziej zależało, by pozbyć się Medusy. I nie dziwię się.

– Droga wolna – wskazałem na otwarte okno, prowadzące wgłąb czarnej nocy. Pewnie gdzieś tam się pałętała, z plecakiem farb, i maską na twarzy.

Oboje wiedzieliśmy, że prędzej ona złamałaby mu wszystkie kości, niż on jej palce u rąk.

Oparłem się rozkładającą się komodę, mimowolnie zerkając na nieobecnego dzień Tate'a. Siedział w pomieszczeniu obok, będącym kiedyś dziecięcym pokoikiem. Głowę miał przystawioną do ściany, oczy przymknięte, a kolana przyciśnięte do klatki piersiowej. W uszach miał słuchawki, więc wyszeptałem do Vincenta:

– Co go ugryzło?

– Nie uwierzysz, ale zadałem mu to samo pytanie.

– I co? – dopytałem.

– Chujów sto – odgryzł się, przez co dostał w tył głowy. Mruknął coś pod nosem, byłem pewny, że mnie od czego wyzywa. – Zrównał mnie z ziemią, a później zbył jak gdyby nigdy nic – dodał niechętnie.

– Ale co ci powiedział? – zgasiłem końcówkę papierosa o szklaną popielniczkę.

– Nie chce rebelii, właśnie to mi powiedział – wysyczał cicho. Jego kruczoczarne włosy spadły na niskie czoło, więc odgarnął je ruchem dłoni.

– A dziwisz mu się? On chce normalnie żyć – poparłem swojego młodszego brata, powodując grymas na twarzy drugiego.

– Czyli nie chce wspierać braci, bo on tęskni za swoją byłą dziewczyną? – zarzucił sarkastycznie. Upewniłem się, że Tate tego nie słyszy.

Let Me FollowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz