16. Język Morse'a.

9.4K 498 281
                                    

Moja radość nie trwała zbyt długo. Język Morse'a był łatwy do rozgryzienia, i szybko przekonałam się, że właśnie nim moja matka przekazała mi wiadomość. Pół godziny zajęło na jej rozszyfrowanie, a kolejne pół nad panikowaniem. Gapiłam się na białą kartkę, na której były poskreślane litery, a obok nich pełna wiadomość.

,,Droga Meduso.
Aaron się zbliża, cieszysz się prawda?
Ale to już nie twój ulubiony braciszek. Albo ty już nie jesteś jego siostrzyczką"

Za każdym razem, gdy czytałam te cztery zdania, przechodziły mnie dreszcze. Nie wiem, co bardziej mnie przeraziło. To, że zwróciła się do mnie moim pseudonimem. Fakt, że Aaron ponoć się zbliża, czy to, że nie jestem jego siostrą, lub on moim bratem. I tak te wszystkie rzeczy sprawiały, że mój oddech stał się płytki, skronie pokryły się kropelkami słonego potu, a ręce drżały.

Nie miałam jednak pewności, czy to prosto od matki. Przekazał mi to jej pomocnik, który nie zwykł z szacunku wobec swojej szefowej, więc mógł to wziąć od każdej możliwej osoby, i za drobną opłatą wcisnąć mi to jako prezent od niej.

Próbowałam przypomnieć sobie każdy szczegół, każdy dialog, i wszystko, co zdarzyło się podczas spisywania spadku. Od tamtej pory próbowałam odsunąć od siebie ten dzień, ale jak zwykle przeszłość ciągnie się za mną jak kula u nogi.

– Charlotte Levis, przekazano ci całe dziedzictwo twoich rodziców.

– Przepraszam – wyszeptałam pod nosem, czując pieczenie na linii wodnej oczu. – To musi być błąd. A co z moim bratem?

– On nic nie dostał. Nie jest zapisany w testamencie. Za to na twoje imię jest zapisany biznes matki, posiadłość, oraz cały majątek. I jedna kaseta.

– To musi być pomyłka – przełknęłam żółć zbierającą się ku moim ustom.

– Pani matka wiedziała, że panienka tak powie. Ale to nie pomyłka – odparł jej pomocnik stojący na moimi plecami.

Odwróciłam do niego głowę. Mój umysł zajmowały myśli zebrane w czarny kłębek.

– Proszę podpisać. – notariusz przywrócił moją uwagę, przysuwając po stole kartkę, oraz czarne pióro.

Chwyciłam długopis, choć moja słaba dłoń nie mogła go nawet poprawnie unieść. Czego ja się po niej spodziewałam?

Bez namysłu podpisałam dokument, słysząc w moich uszach milion dźwięków naraz. Milion uczuć skłębiło się w środku mnie. Wszystkie nerwy w moim ciele dały o sobie znać. Ale byłam zdolna do martwego patrzenia się na drewniany stół.

Notariusz ignorując mój stan, zebrał to, co jego, i spakował swoją walizkę. Nawet nie żegnając się, opuścił salę z pomrukiem starych drzwi. Nawet nie odprowadziłam go wzrokiem, bo nie mogłam ruszyć gałkami. Nie mogłam ruszyć niczym.

Nie mogłam być sobą. Byłam od teraz właścicielką klubu nocnego, w których wykorzystywane są młode dziewczyny. Teraz to ja nosiłam ciężar ich bólu, oraz oddania czarnej pracy. Miałam miano właścicielki rodzinnego domu, w jakim umarł mój ojciec, w którym straciłam brata, i samą siebie.

– Teraz z panem mam uregulować pozostałe sprawy? – zapytałam, ponieważ pan Garcia nie opuszczał pomieszczenia.

– Owszem. – usiadł na przeciwko mnie. Niepotrzebnie. – Teraz jestem pani pracownikiem.

– Proszę pana o dopilnowanie, by klub mojej matki zamknął się w trybie natychmiastowym – odpowiedziałam surowo. – Niech sprzeda pan jej dom, i całą posiadłość. Niech pan sprawi, że ślad po mojej matce przepadnie.

Let Me FollowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz