Spotkałam się z chłopakami w salonie naszego mieszkania. Wprawdzie to zebranie nie miało celu, bo skupiało się na najmniej ważnych aspektach, jednak żadne z nas nie chciało zmieniać rozmowy na bardziej poważną.
Deszcz za oknem obijał się o rynny, i zewnętrzny parapet. Wodne smugi w niezłą prędkością ścigały się na szybie, zamazując obraz wieczornego Nowego Jorku. Wzięłam kolejnego łyka ze szklanej szyjki piwa, wpatrując się w niewidzialny punkt obok komody z telewizorem.
Dziś nie miałam ochoty gościć Vincenta, czy Tate'a. To zdarza się niezbyt często w kwestii najmłodszego z nich, ale tego dnia naprawdę chciałam zostać sama, i nie miałam siły na udawanie, że wszystko gra.
– Charlotte – słysząc swoje oficjalne imię, odwróciłam leniwie wzrok.
– Tak, Vincencie? – potraktowałam go tą samą sztywnością, odkładając butelkę na stół stojący za moimi nogami przyciągnietymi do klatki piersiowej. Siedziałam dotykając ramienia Reida, ale i tak czułam przeszywające mnie zimno.
– Nie obraziłaś mnie od... – zaczął, podciągając rękaw bluzy, by spojrzeć na zegarek. – ... pół godziny.
– Uznaj to za odkupienie win – mruknęłam cicho.
– Uznaję to za znak, że coś nie gra – odpowiedział, a Tate siedzący na dużym fotelu zgodził się skinieniem głową. Przewróciłam oczami, natrafiając na wzrok Reida.
– Coś się stało, Charlie? – zapytał.
– Nic się nie stało.
Zmierzyłam się z trzema nie ufającymi mi spojrzeniami, przez co prychnęłam śmiechem.
– Jejku, nie można już być spokojniejszym, niż zwykle? Jeśli wam to tak przeszkadza, to mogę znowu być irytującą gadułą, która obraża was co dwie sekundy.
,,Ja bym tak chciał" – wymigał Tate. –
,,Naprawdę nic się nie stało?"Ścisnęłam grzbiet nosa, oddychając głęboko.
Nie dowiedzą się, że dziś wypada rocznica śmierci mojego taty. A ja w kazdym aspekcie swojego marnego życia nie mogłam pojechać na jego grób, i zapalić znicza.
– Po prostu chcę mi się spać, ale wy mi to jak zwykle utrudniacie. – machnęłam ręką. – I nawet nie przyszliście rozmawiać o planie, który podobno miałeś mi ujawnić, kiedy wytrzeźwieję.
Vincent wskazał na piwo w mojej dłoni, jakie zbliżało się do moich ust.
– Piwo ma ci w tym pomóc? – zapytał.
– Piwo to nie alkohol. – odpowiedzieliśmy w tym samym czasie z Reidem, który też pił swoją drugą butelkę.
– No dobrze – odkrząknął brat mojego współlokatora.
– No to łaskawie przedstawisz mi wasz genialny plan? – uniosłam brew, mrucząc przy szyjce szklanej butelki.
– Czwarty lipca. – dostałam w odpowiedzi tylko dwa słowa, które gówno mi dawały.
– Czwarty lipca co?
– Czwartego lipca zamierzamy włamać się do domu burmistrza, i... – pałeczkę przejął Reid, przykładając pistolet wykonany z dwóch jego palców do swojej skroni. Po chwili wystrzelił z niego niewidzialny nabój, powieki mężczyzny opadły, a za to język wysunął się spomiędzy ust.
– Dlaczego akurat wtedy?
– Bo wtedy hałasy fajerwerków zagłuszą hałasy broni. – dopowiedział Vincent.
CZYTASZ
Let Me Follow
Teen FictionCharlie cierpi na bezsenność. Jednak nie uważa tego za kulę u nogi, tylko dar. Dar, który umożliwia jej nocne wyprawy pod osłoną czarnej kominiarki. Pozwalał jej niezauważenie tworzyć swoje dzieła za pomocą farby w spreju. Jednak jej idealną harmoni...