– Nie zdam. – Matthew uderzył się grubą książką od anatomii człowieka prosto w czoło.
– Ja też – wzruszyłam ramionami. Przełknęłam kolejny gryz niezbyt smacznej sałatki z bufetu na naszym uniwersytecie.
Lepsza była gorzka sałatka z tylko dwoma kawalkami pomidora, niż gotowanie w moim mieszkaniu.
– Dlaczego cię to nie rusza? – zmarszczył brwi. – To jeden z najważniejszych egzaminów tego semestru.
– Przecież oboje wiemy, że zdamy. Tylko jesteś tak przewrażliwiony, że wynik 90 procent to jest według ciebie porażka.
– Nie według mnie – poprawił mnie z surową miną. – Według moich rodziców.
Mój przyjaciel wywodził się z bardzo konserwatywnej, i sukcesywnej rodziny. Wszyscy jej członkowie coś ciągle osiągali, nawet jego młodsze o kilka lat rodzeństwo potrafiło dostać już stypendium od Oxfordu. A on, uznawany za porażkę ich drzewa genealogicznego, tłukł się na niezbyt popularnej uczelni, zamiast na Harvardzie.
Nie zazdrościłam mu tego, że nie spał całymi nocami by na jego teście widniała czerwona liczba sto, lub by uścisnąć rękę profesora, za idealny wynik ustny. Jednak tylko on z naszej dwójki miał gdzie wracać na przerwy świąteczne i inne okazję. Chociaż jego rodzice nie należą do rodzinnych, ciepłych ludzi, to okazują mu swoją miłość.
Agresywnie nabiłam kawałek marchewki plastikowym widelcem.
– Matt, nauczyłeś się na ten egzamin idealnie, po prostu się stresujesz – przeżułam kęs pomarańczowego warzywa, krzywiąc się. – Kurwa, nie dam rady tego zjeść.
Wyrzuciłam plastikową miskę do śmietnika tuż obok ramienia Matta. Przemyłam gardło colą. Chciałam w ten sposób zapomnieć, co właśnie przełknęłam. I nie to, że nie lubię warzyw, bo lubię. Ale te w bufecie smakowały jakby wyciągnęli je dopiero z ciemnej, i wilgotnej piwnicy po kilkuletnim leżakowaniu. Później spryskali je jedynie lekką mgiełką sosu, i podali przy szklanej ladzie.
– Czemu nie zrobisz sobie jedzenia w mieszkaniu? – zagaił kolejną rozmowę na temat mojego miejsca zamieszkania.
– Bo tam tylko kąpię się i śpię. To miejsce nie nadaje się do niczego innego – zmrożony napój w mojej ręce stał się piłeczką antystresową. Ściskałam go w dłoni, a odskakujący plastik na pewno grał na nerwach mojemu przyjacielowi.
– No to przeprowadź się do akademiku.
– Nie przeprowadzę się tam.
Nie chodziło mi nawet o ceny, które możnaby by powiedzieć, że pokrywały się z moimi dotychczasowymi. W dodatku, jestem tu na stypendium, więc połowa kwoty została mi odcięta. Tak słyszałam.
– Dlaczego?
Bo tutaj jest większe ryzyko, że ktoś odkryje moje nocne życie.
– No nie wiem, po prostu mnie tu nie ciągnie – odparłam bez emocji, choć moje serce tłukło się w piersi.
– Charlie, w którymś momencie będziesz musiała się stamtąd wyprowadzić. Jeśli masz do wybrania większy komfort, nie wiem na co czekasz.
– Czekam, aż Juliet umyje za sobą naczynia – przewróciłam oczami.
Obok naszego okrągłego stolika na świeżym powietrzu przeszła grupka studentek, najprawdopodobniej młodszych o rok od nas. Śmiały się pod nosem, po czym ukradkiem posyłały Mattowi dwuznaczne spojrzenia.
Moja zniesmaczona mina wyrwała go z wiru ekscytacji swoimi chwilowymi fankami.
– Widziałaś? – wskazał kciukiem na studentki.
CZYTASZ
Let Me Follow
Teen FictionCharlie cierpi na bezsenność. Jednak nie uważa tego za kulę u nogi, tylko dar. Dar, który umożliwia jej nocne wyprawy pod osłoną czarnej kominiarki. Pozwalał jej niezauważenie tworzyć swoje dzieła za pomocą farby w spreju. Jednak jej idealną harmoni...