14. Czyste, odkryte karty.

9.6K 468 109
                                    

Kolejna noc, kolejne wyzwania. Ciekawe czym dziś zaskoczą mnie wielcy rebelianci. Będą strzelać do mnie z wiatrówek, czy poleją benzyną i spalą jak wiedźmę na stosie. Żywili do mnie taką nienawiść, postałą w wyniku niczego, że była to dla mnie rozrywka lepsza niż graffiti.

Dużymi krokami zbliżała się druga w nocy. Ulice Nowego Jorku jak zawsze świeciły pustkami, oprócz jednego punktu – Times Square. Tam zawsze znalazło się parę osób, które przez cały dzień i noc podziwiają piękno miasta. Byli albo pijani, albo nie tutejsi.

A gdyby poszliby parę alejek dalej, mieliby okazję spotkać Medusę bez maski. Chociaż przybysze z innych miast, a nawet państw nie mieli pojęcia o moim istnieniu. Tylko miejscowi znali moje graffiti, jak również to, że byłam wrogiem numer jeden nikogo innego jak trzech braci, zwanych także twarzą rebelii.

Noce robiły się coraz cieplejsze, więc moje dresy i bluza z działu męskiego nie kwalifikowały się do wygodnego stroju. Dlatego górną część zamieniłam na krótki, czarną koszulkę na ramiączkach. Nie miałam szczególnych znamion, więc nikt nie rozpozna mnie po kawałku odkrytej skóry, chociaż nie miałam co do tego pełnego zaufania.

Ponownie włożyłam kominiarkę, idąc w głąb ciemnej uliczki między dwoma wieżowcami. Prowadziła ona do pewnego budynku. Opuszczonego budynku. Dzisiejszej nocy miało tam powstać tysiąc graffiti, zakończonych literką M.

Nie, żebym odpuszczała rebeliantom. Prędzej mój ojciec wstanie z grobu. Po prostu potrzebowałam ciszy i spokoju, a nie ciągłego czuwania, by trójka niezbyt mądrych mężczyzn znów weszła mi w drogę. Nie chciałam robić im krzywdy, oraz nie chciałam by zrobili mi krzywdę. Miałam nadzieję, że zadziała tu pewna równowaga.

Mały budynek, okryty nie zadbanym bluszczem schował się między drapaczami chmur. Drewniane drzwi łatwo było wyważyć, ale moja najważniejsza zasada kazała mi poszperać w zamku, by w głuchej ciszy otworzyły się na oścież.

Zawsze zachowuj ostrożność.

Stan wnętrza był taki sam jak na zewnątrz. Białe ściany pokryte czymś, co było najprawdopodobniej grzybem. Rozwalona, mahoniowa podłoga. Na jednym z filarów tworzących wejście do pokoju narysowana była długa żyrafa, a na niej po szczególnie wysokości. Ktoś musiał tu mieszkać, ale wiele lat temu.

Przeszłam przez próg największego pokoju, czując zapach stęchlizny, i...

Męskich perfum.

Moje serce zabiło mocniej.

Wyjęłam mały nóż z kieszeni dresów. Naładowany pistolet miałam w plecaku, do którego dostęp był mniej poręczny, niż do motylkowego nożyka.
W tej samej chwili usłyszałam ciężkie kroki. Bez głośnie wypuściłam zbyt długo przetrzymywane w płucach powietrze.

Schowałam się za połamanymi drzwiami w idealnym momencie. Ktoś zszedł po schodach, wszedł do pomieszczenia, i odetchnął. Wyjrzałam zza drewnianej płyty.

Ubrany na czarno, z maską na twarzy przypominał kogoś, kto używał języka migowego kiedy kłóciłam się z jego bratem. Jeden z rebeliantów.

Puściłam wiązankę przekleństw w myślach, gardząc wszechświatem. Potrzebowałam tylko jednej nocy sama, bez tych idiotów. Tylko jedna noc, o to prosiłam. Czy mnie to zdziwiło? Zaskoczyła mnie obecność jednego z nich?

Absolutnie nie. Są jak wrzód na dupie. Wloką się za mną jak jakieś choróbsko, choć wygląda to teraz jakbym to ja śledziła ich do... nawet nie wiem co oni tu robią. Mogli tu mieć swoją siedzibę, albo przygotowywać tutaj wielkie ognisko, tak jak zrobili to z komisariatem policji.

Let Me FollowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz