Długopis w mojej dłoni bez przerwy robił salta z pomocą moich palców. Nie mogłam skupić się na wykładach, mimo tylu wypitych kaw. Wbrew temu, że składały się one z trzech czwartych mleka migdałowego i syropu waniliowego, to i tak czułam ich skutki. Ale skupienia jak nie było, tak nie ma.
Wierciłam się na swoim krześle, patrząc na tablicę, jednocześnie grając w karty na swoim laptopie do notatek. Musiałam odciągnąć swoje myśli, a nauka stanowczo mi w tym nie pomogła. Dlatego rozgrywka w pasjansa wydawała się najlepszą z możliwych opcji.
– Czy ty... czy ty grasz w pasjansa? – zapytał Matthew, szepcząc obok mojego ucha.
– A nie widzisz? – wyszeptałam, wracając do gry.
Odetchnęłam cicho, nie zwracając na siebie uwagę żadnego studenta, i co najważniejsze, wykładowcy.
– To jest ważnym temat, Charlie. Na pewno będzie na zaliczeniu – dopowiedział.
– Okej. Więc się go nauczę poza lekcjami. Teraz nie mogę się skupić, więc nie będę próbować na siłę. – wytłumaczyłam na tyle spokojnie, na ile się szczerze dało.
– Aha. – rzucił, wracając do słuchania profesora.
Ulga chwilowo przepłynęła przez moje mięśnie. Dziękowałam mojemu przyjacielowi, że nie pomyślał o tym, by zapytać czemu jestem rozkojarzona, czemu od rana jestem jak tykająca bomba, i nie spytał, jak u Reida. Bo to wszystko sprawiłoby, że pewnie bym się rozpłakała.
Dlatego trzymałam wszystkie łzy w swoim ciele, zakorkowując je porządną ilością whisky, jaką wypiłam dzisiejszego poranka.
W pustym mieszkaniu.
Jak obudziłam się z trzygodzinnego snu, który zamiast na łóżku odbywał się pod drzwiami, moja dłoń, jaką wcześniej zapełniała dłoń Reida, była pusta. Tak samo jak jego pokój, salon, kuchnia, łazienka. Wyszedł, zanim pierwsze promyki słońca wskoczyły przez moje okno. Nawet zanim Misio otworzył oczy.
I kilkunastu godzin go nie widziałam. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym przypadkowo go spotkała. Nie byłoby jak wcześniej. Chyba. Dlatego oboje podświadomie lub nie, omijaliśmy nasze szczególne miejsca łukiem o średniej wielkości. Nie byłam gotowa spojrzeć mu w twarz. Przecież przez te godziny mógł zrosnąć się z tą nieciekawą sytuacją, przetrawić ją jak nie trzeba, i zacząć darzyć mnie niechęcią.
Dlatego byłam przygotowana. Na gniew. Na ból, i łzy, oraz wszystko co złe. Odtwarzałam w głowie wszystkie obraźliwe słowa, żeby nie być zaskoczona przy żarliwej rozmowie. Byłam gotowa na to, od czego odzwyczaiłam się od wyprowadzki z rodzinnego domu.
Zajęcia się skończyły. Moje serce znów obrosło w niepokój, może mylny, ale dalej rozgrzany niczym wielkie ognisko. Wyszłam z sali, miałam godzinę okienka, więc skierowałam się do biblioteki, by tam pograć w coś innego. Coś, do czego potrzeba internetu.
Usiadłam przy jednym z najdalej położonych stolików. Wyłożyłam swój laptop, oraz myszkę. Popijając malinową mrożoną herbatę marzyłam tylko o powrocie do mieszkania. Albo do baru. Pewnie udam się do baru.
Nie mogłam oprzeć się pokusie, i włączyłam grę My dolphin show. Jeszcze raz obejrzałam się do tyłu, by być pewna, że nikt nie widzi jak steruję różowym delfinem skaczącym salta ponad wodą. Strzeliłam wszystkimi możliwymi kośćmi w moich dłoniach, i gdy już miałam kliknąć start, ktoś wysunął się na krzesło po drugiej stronie stołu.
Reid.
Czas jakby nagle stanął, a powietrze zgęstniało. Zbyt dramatycznie to przeżywałam, może to wina alkoholu, na który zwalam wszystkie winy mojego życia, a może naprawdę kilka sekund zmieniło się w kilka długich minut.
CZYTASZ
Let Me Follow
Teen FictionCharlie cierpi na bezsenność. Jednak nie uważa tego za kulę u nogi, tylko dar. Dar, który umożliwia jej nocne wyprawy pod osłoną czarnej kominiarki. Pozwalał jej niezauważenie tworzyć swoje dzieła za pomocą farby w spreju. Jednak jej idealną harmoni...