Rozdział 9

431 31 17
                                    

-Co to jest?! CO TO DO KURWY NĘDZY JEST?!
-Ah, to jest najsilniejsza broń jaką widziały te mury. Cudowna czyż nie?
-Czemu stworzyłeś coś takiego? Przecież... jeśli to się zbuntuje zginą setki... nie, tysiące ludzi.
-Widzisz, zrobiłem po prostu eksperyment. Nie zależy mi na władzy, pieniądzach. Kocham tworzyć, jestem jak muzyk poniesiony melodią, jak malarz widzący najpiękniejszy zachód słońca. Tworzenie to mój cel, moja pasja, całe moje życie. Ale nie tworzę muzyki, ani obrazów. Tworzę broń.
-Jesteś jebnięty... naprawdę kurwa jebnięty, widziałeś co zrobiła?! To nie jest człowiekiem, ja... ja to muszę gdzieś zgłosić.
-Ciiii, jeśli będziesz za głośno moja broń cię usłyszy w każdym zapchlonym zakątku tych murów. Dopóki sprowadzasz mi dzieci, sprawię by Cię chroniła. Prawda, Nora? Jesteś w końcu mi posłuszna w pełni, to ja pociągam za twój spust. 

Obudziłam się cała zlana potem. Moje ciało się trzęsło. Był już ranek, choć promienie słońca ledwo przebijały się przez zasłony. Kurwa, nienawidzę tych wspomnień. Jak ja ich kurwa nienawidzę. Nie dają mi spokoju, duszą mnie obślizgłymi mackami, gdy tylko pójdę spać.

Przez moje nerwy i mięśnie przebiegały takie spazmy, że zakręciło mi się w głowie. Czułam jak się duszę. Nie mogłam się opanować. Ciężko oddychałam, nabierałam coraz mniej powietrza. Miałam rozbiegany wzrok, nic prawie nie widziałam. Kurwa, proszę, już koniec. Niech ktoś mi pomoże. Jestem tu sama?

Jesteś sama, nic na to nie poradzisz.

Czułam, że moje ciało jeszcze bardziej się trzęsie. Serce mnie bolało, płuca błagały o powietrze. Co się dzieje? Umrę? Chciałam krzyczeć, prosić o ratunek. Czułam, że nie przedrę się przez to co na mnie siedziało, ugniatało. Bolało mnie wszystko, miałam mroczki przed oczami.

-Po...mocy
-Nora? Nora ej, obudź się.

Ze snu wyrwało mnie radosne szturchanie Calciuma. Jasność zalała moje oczy. Było południe, słońce wysoko świeciło. Było aż za jasno, wręcz biało od tego światła.

Jechaliśmy na jakimś wozie. Jak się tu znalazłam? Znowu zaczęłam się trząść. Zawroty głowy wróciły z podwójną mocą, ledwo oddychałam.

Wyciągnęłam błagalnie rękę w stronę czarnowłosego. Patrzył się na mnie beznamiętnie. Moje mięśnie wrzeszczały, czułam ogromny ból. Chciałam się wyrwać z tego ciała, ale nie mogłam. 

Patrzyłam błagalnie na chłopaka. W końcu powoli wyciągnął w moją stronę rękę. Ledwo go już widziałam.

Czy ty wiesz, że nikt ci nie pomoże?

Obudziłam się znowu, tym razem leżałam na brzuchu. Podniosłam głowę i napotkałam zielone, dzikie tęczówki. Nie miałam już sił, chociaż atak już minął. Wiedziałam co teraz będzie. Skąd wiedziałam? Nie wiem, taka zawsze była kolej rzeczy. Zawsze ten sam koszmar, w kółko i w kółko to samo. W miejscu, gdzie mój umysł pozostawał bezbronny, nie mogłam zaznać odpoczynku.

-Proszę, pomóż mi.

Jednak podniosłam się za krtań i zaczęłam dusić. Bolało. Bardzo bolało, ale mniej niż tamten atak. Zawsze siebie zabijam. Dlaczego? Nie wiem. Może to jedyna pomoc na jaką mogę liczyć. Powoli mnie odcinało. Było to przyjemne. Zielone tęczówki zbliżyły się na wysokość moich oczu.

-Naprawdę sądzisz, że będziesz mnie wiecznie trzymać w środku? Będę tak długo cię zabijać, aż wreszcie mnie puścisz.

Obudziłam się. Stałam przed umywalką, patrząc w lustro. Miałam łzy w oczach. Cała się trzęsłam. Nie wytrzymam już. Może znowu śnię? To kolejny koszmar? To już rzeczywistość?

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz