recenzje#1 The Eclipse

19 6 0
                                    

(Przy spojlerach jest oznaczenie.)

Gadam i gadam o tej recenzji, a nie mogę się zebrać, żeby faktycznie to napisać. Na instagramie się już tyle naprodukowałem o tej serii, więc niektórzy może wiedzą, jak bardzo sobie ją cenię. Ze wszystkich BL, które wychodziły w tym roku, jest to według mnie najlepsza drama. Większość śledziłem, na niektórych się poddałem, ale The Eclipse emocjonowało mnie od pierwszych odcinków do samego końca. Dla porównania, większość dram nudziła mnie już porządnie na 8 odcinku. No dobra, ale czemu właściwie aż tak się w to wciągnąłem? Niszowa produkcja z niewielkim budżetem i średnią oprawą nie brzmi zbyt zachęcająco.

Zacznijmy od tego, o czym właściwie to jest. Uczeń elitarnej szkoły - Akk sprawuje rolę przewodniczącego. W szkole panuje przekonanie, że gdy zbliża się zaćmienie słońca, nasila się klątwa każąca uczniów, którzy łamią sztywne zasady placówki. Do tej szkoły przenosi się tajemniczy chłopak, nie przejmujący się wcale klątwą - Ayan. Uparcie do czegoś dąży i Akk musi się dowiedzieć, do czego.

Na początku zakrawało mi to na jakiegoś rodzaju fantastykę. Jakaś magia, klątwy, no posypały się skojarzenia, szczególnie kiedy dostaliśmy postać noszącą wszędzie podejrzany notatnik i naszyjnik niczym talizman. I przez wiele wiele odcinków to wrażenie się utrzymywało, bo zdarzenia szły na przód, relacja postaci także, a nadal nie uchylono przed nami ani rąbka tajemnicy. Czym jest ta klątwa? Skąd się wzięła? Widzimy w dodatku czyjąś śmierć, której brakowało kontekstu. Łączymy postać z Ayanem, ale co nam to daje? Właściwie nic.

Zmuszono nas więc, byśmy zrezygnowali z zastanawiania się nad główną tajemnicą dramy i skupili się na tym, co dzieje się między postaciami, a także w ich głowach.

Mamy Akka, postać z którą niezwykle łatwo się utożsamić. Zdaje się on z początku surowy i zdeterminowany, ale szybko odkrywamy, jaka wrażliwość kryje się za maską idealnego, bezwzględnego chłopca. Ma swoje słabości, to oczywiste, ale nie zostało nam to pokazane w jednym momencie. Na przestrzeni serii obserwujemy uważnie, jak Akk powoli, sukcesywnie się łamie, jak jego skorupa pęka i sypie się na kawałeczki, a pod nią jest tylko samotny chłopiec, który został z niczym, poza świadomością, że sam jest wszystkiemu winien.
Ta postać jest prawdziwa, jest żywa. Wspaniale napisana i zagrana. Poza tym reprezentuje sobą moralne konflikty i ciężar wyboru. Uwielbiam, uwielbiam Akka.

Mamy Ayana, który pełni rolę emocjonalnego wsparcia. Reprezentuje sobą zdrowe postawy wobec ludzi i myślę, że każdy chciałby mieć przy sobie takiego Ayana, który niezaleznie od wszystkiego, zawsze będzie i stara się zrozumieć. Nie znaczy to jednak, że jest idealną postacią, pozbawioną rozwoju. Aye to wielka zielona flaga, choć z początku ciężko było to określić. No bo jak można łamać szkolne zasady dla wygody? Wspierać buntowników? Zresztą typ był ewidentnie zafiksowany na jakimś swoim tajemniczym celu, węsząc po całej szkole i kombinując. Ocenił Akka jako sztywnego pupilka nauczycieli i zdecydował się go trochę powkurzać. Kto by pomyślał, że doprowadzi ich to do zupełnie innego typu relacji?
Ayan nie jest dynamiczną postacią, ale nie czyni go to nudnym. Ma swoje problemy i żale, mimo że wspaniale je ukrywa. Powiedziałbym, że jest przykładem osoby, która przyjmuje, cokolwiek ją spotka i stara się uczynić świat lepszym. A zaczęła od siebie.

Połączenie tych dwóch postaci to właściwie nic nowego. Wyluzowany ziomek działa na nerwy nerdowi, który z całej siły stara się ukrywać swoją panikę, kiedy docinki zamieniają się we flirt. Ale lubię ten motyw i chyba jeszcze nie jest on wystaraczająco wymęczony przez popkulturę, żeby mnie to irytowało. Daje on za to duże pole manewru jeśli chodzi o rozwój relacji. Oglądanie enemies to lovers zawsze będzie mnie bawić, jeśli autorzy choć odrobinę się postarają. Tu postarali się na tyle, że jestem zachwycony.

Szuflada PopkulturalnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz