2. Kara - Hakael

26 4 4
                                    

Szliśmy długim korytarzem, odprowadzani wieloma spojrzeniami oraz irytującymi mnie szeptami. Ludzie zachowywali się jak te babki na targach podczas święta Dnia Stworzenia Świata. Nie lubię tego święta zazwyczaj, siedzę wtedy w moim pokoju i zajmuję się jakimiś pierdołami lub gadam ze swoim pupilem, który jest Alesem — czyli kot z kruczymi skrzydłami, potężnymi jak u hipogryfa z oczami o różnej barwie tęczówek: jedno złote a drugie szafirowe. Bastet, bo tak się wabi, jest dosyć specyficznym zwierzęciem, dostałem go od mojej matki Lilith — przez którą także zazwyczaj muszę opuszczać mój pokój w czasie dnia Świata. Z ojcem nie mam zbyt dobrego kontaktu, ale wcale mi też na nim nie zależy, jest on Władcą Piekieł, tak dokładnie mój stary to Lucyfer, ten sam co jest synem Szatana, ale przez to, że jest tak znany i ważny (no chociaż nie wiem, czy dla Aniołów, bo oni chyba mają inne zdanie na ten temat) ma też wyjebane ego. Czasami się zastanawiam, jak to możliwe, że jest moim ojcem, bo ja na przykład nie mam tak wyjebanego mniemania, jak On. Ja jestem po prostu zajebisty co tu dużo mówić. Wracając, szliśmy korytarzem, który jak dla mnie jest dosyć długi, patrząc realnie na cały budynek szkoły czy też Akademii, uczelni no w sumie jeden pies, bo jak zwał tak zwał. Po obu stronach sufit — który był ozdobiony różnymi malowidłami znanych Aniołów lub czasami Demonów, przytrzymywały kolumny w stylu korynckim, na ścianach wisiały obrazy dawnych dyrektorów Akademii, niektórzy weszli do Rady lub Trybunału, a nawet co rzadko było spotykane, wchodzili w skład Tronów i zasiadali w Sądach. Inni po prostu rezygnowali z kariery nauczycielskiej i stawiali się kimś zgoła innym. Moja matka także kiedyś należała do grona pedagogicznego, jednak zrezygnowała z tego po pierwsze dla ojca, a po drugie dla kariery sławnej projektantki, która szyje stroje dla Aniołów i Demonów modeli. Takich domów mody jest ogólnie dużo, wielu ludzi, którzy przychodzą na drugi świat z ziemi, dziwi się, że Niebo i Piekło wyglądają jak zwykłe metropolie pokroju Nowego Jorku czy też Pekinu. Zawsze mnie śmieszyło ich rozumowanie, że ten świat nie jest światem, a po prostu krainą pustą znajdującą się na białej chmurze czy też zwykłą powierzchnią bez niczego, tylko wszędzie horyzont rozciągający się na wszystkie strony.


- No jesteśmy. - usłyszałem głos Hannah, który wyrwał mnie z rozmyśleń.

Spojrzałem na drzwi, chociaż lepiej by tu pasowało stwierdzenie wrota, które były pozłacane i ozdobione różnymi zawijasami. Po obu stronach stali strażnicy (oczywiście byli oni Aniołami), trzymali oni w rękach złoty trójząb, który świecił dziwnym blaskiem, tak samo zresztą, jak ich długie, sięgające ramion, złote włosy. Ich posępne twarze mieniły się jak diamenty, a utkwione teraz oczy były koloru czystego turkusu. Mimo że rzadko to mówię, ale przeszedł mnie dreszcz i nie z obrzydzenia o nie nie, ten był bardziej z podniecenia, poczułem miłe ciepło na dole. Bo no co tu dużo mówić, te Anioły naprawdę były piękne... znaczy przystojne, bo piękne to mogą być podziemia — lochy, w których trzymamy jakichś przestępców i tak dalej.

Weszliśmy do pokoju dyrektorskiego, który nie wyglądał jak zwykłe biuro w jakieś korporacji. Za dębowym, zdobionym oczywiście złotem biurem siedział Anioł Zachariel, jego włosy były już posiwiałe tak samo jego zarost — dobrze zadbany, bo jakby inaczej przecież musi się dobrze prezentować jako dyrektor największej Akademii. Kiedy nas usłyszał, przeniósł wzrok w naszą stronę. Jego bladozielone oczy uważnie zeskanowały mnie, a następnie skierował je na Rafaela. Z każdą sekundą jego srogie oblicze, przecinała to coraz większa zmarszczka.

- Jak znowu jesteście tutaj, pewnie znów coś zrobiliście. Mam szczerze tego dość. Tych waszych wybryków. Dzisiaj to był ostatni raz, kiedy to ja wydaję na was wyrok. Dzwonię do waszych ojców. Nie jestem zadowolony, że przez was nasza placówka cierpi i z każdym dniem nasze opinie spadają. Bardzo mi zależy, by nasza Akademia nadal była na wysokim poziomie. Jednak przez was to, co tworzono wiele lat, lega powoli w gruzach! - oburzony Dyrektor wstał i uderzył pięścią w stół, jego spojrzenie byłe pełne gniewu. Widziałem kątem oka, że Rafael aż podskoczył pod wpływem hałasu. Dobrze mu tak, ogółem mógł mnie nie irytować swoim zuchwalstwem, tacy ludzie mają najgorzej no co tu dużo mówić, takie są realia każdego świata.

Angel&Demon: Wojna światów (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz