22. Góra. - Hakael

11 1 0
                                    

Nidawell. Okazała się naprawdę stromą górą z wystającymi wszedzie kamieniami. Nasze konie, na niektórych odcinkach z ledwością dawały radę iść. Deszcz, który zaczął padać jakiś czas tam temu spowodował, że ścieżka zrobiła się śliska z błota. Cisza była dosyć przerażająca, no może nie całkowita cisza bo od czasu do czasu nasze konie parskały wyczerpane już kilkunasto minutową spinaczkom pod górę i czasami można było usłyszeć ćwięrgot górskiego ptaka, którego nawet nie było możliwości zobaczyć przez panującą już ciemność, spowodowaną ciemnymi burzowymi chmurami.

Wjechaliśmy na górę by zobaczyć dziwny widok, który tylko utwierdził nas też w przekonaniu, że przybyliśmy za późno. Na środku stał Rafał, a wokół niego rozpościerał się okrąg z niebiesko-żóltego ognia, a on sam dziwnie świecił, przypominał trochę jakby go oblali jakąś świecącą substancją i to taką mocno jaskrawą.
- Chodź podejdźmy może zrozumiemy co mówi. - zaproponował Rafael patrząc z niepokojem na sytuację przed nami.
- Tak to dobry pomysł.
- Aperi et ostende mihi ea quae invisibilia sunt mortalibus vulgaribus. Tu, magne Domine, viam ostende servo tuo fideli tuo in regnum tuum, cui servire vult, et esse tecum. Ero sicut canis Domino meo. Oh, fac me ad te venire! Hae sunt tres claves quas volo tibi offerre et ostendere tibi humilitatem meam, sapientiam et humilitatem. Domine, Deus es, in aeternum laudabo te. Fiat mihi... (Otwórz się i pokaż mi to, co jest niewidzialne dla zwykłych śmiertelników. Ty, wielki Panie, wskazujesz drogę Twojemu wiernemu słudze do Twojego królestwa, chce służyć i być przy Tobie. Będę jak pies dla mojego Pana. Och, spraw, żebym do ciebie przyszedł! To są trzy klucze, które chcę wam ofiarować i pokazać wam moją pokorę, mądrość i uniżenie. Panie, jesteś Bogiem, będę podziwiać Cię na zawsze. Pozwól mi...) - usłyszeliśmy kiedy znaleźliśmy się bliżej.
Niebiesko-żólty płomień zaświecił mocniej rażąc nasze oczy. Mimowolnie zasłoniłem je ręką.
- Chodź! Musimy iść za nim! - krzyknął Chris i złapawszy mnie za rękę pociągnął mnie w stronę dziwnego portalu, który wydzielał naprawdę przeogromną energię.

Po przekroczeniu magicznego wejścia, miałem wrażenie, że wszedłem do innej rzeczywistości. Teoretycznie tak było bo jednak znaleźliśmy się u samego Stwórcy. Sama myśl przerażała mnie, ale jednocześnie powodowała lekką fascynację tym, że ujrze Tego, którego nikt nigdy nie widział. No może przed wojną między Niebem i Piekłem, ktoś widział Go, jednak we współczesnych czasach od ponad tysiąca lat nikt nie był godny do tego czego ja i Rafael dokonamy. Jednak to co mnie najbardziej zaskoczyło to wygląd otoczenia jakiego w jakimś się znaleźliśmy. Zawsze wyobrażałem sobie to miejsce jako zwykłą białą jak śnieg pustkę, bez niczego i w tym wszystkim znajduję się Stwórca, który przemierza swoją nieskończoną drogę wśród tego wszystkiego, obserwując nasze poczynania tam na dole, jednak nie wychodząc z jakąkolwiek chęcią zmienienia sytuacji, która mogłaby wywołać ruinę naszego Miasta (tak jak w przypadku Rafała). I nie, nie chodzi tu o to, że Stwórca tego nie może, bo może, ale nie chce. On jedyny może igrać z linią czasu, która jest naprawdę delikatna i przypomina trochę jedwab, który pod wpływem zbyt dużej siły może po prostu się rozedrzeć. Skąd to wszystko wiem? Z lekcji historii akurat ta jedna lekcja "Powstanie świata naszego i nie tylko" naprawdę mnie zaciekawiła. To jednak w tym momencie nie jest ważne, teraz jestem tu, wśród zielonych drzew, a powietrze pachniało różami, liliami i ku mojemu największemu zaskoczeniu piwem piżmowym. Na polanach obrośniętych wieloma gatunkami kwiatów pasły się sarny, muflony i inne parzystokopytne zwierzęta oraz zające, które patrzyły na nas z zaciekawieniem, ich czarne jak kamyczki oczka świeciły się jak małe diamenty, mieniące się w słońcu. Wszystko tutaj, na około przypominało jakbym wraz z Rafaelem wszedł do jakieś bajki, co samo w sobie jest absurdalne, ale prawdziwe.
- Chodźmy tą drogą bo szczerze nie wiem, w którym kierunku moglibyśmy iść. - wyrwał mnie z rozmyśleń drugi chłopak, wskazując palcem na wyłożoną różnokolorowymi kamieniami dróżkę.
Wzruszyłem tylko ramionami, ruszyłem wskazanym przez Chrisa kierunku. Na około nas panowała cisza i wszystko wyglądało na szczęśliwe? Chyba mogę to tak określić skoro ptaki jakby nigdy nic ćwierkały, żaby kumkały, a wiatr delikatnie kołysał liśćmi pieszcząc nasze twarze. Całkowite przeciwieństwo tego co działo się na dole. Tam oprócz krwi, smrodu i pochmurnego nieba nie było nic.
- Wszystko tutaj wydaje się takie nierealne. - wyszeptał Chris, idący blisko mnie, przez co czułem ciepło bijące z jego ciała.
- Zgadza się. Jest jednak też spokojnie...
- Za spokojnie. - skrzywił się, rozglądając się wokoło. - Mam wrażenie, że coś się tu dzieje, ale nie mam pojęcia co. Mam takie dziwne przeczucie.
- Może powinniśmy użyć słowa "veritas" albo "ostendam sursum"? Ponoć to pomaga tak przynajmniej zapamiętałem z lekcji Salazara. - zaproponowałem.
- Chyba to jedna z lekcji, na której słuchałeś. - zakupił. - Poza tym zapomniałeś, że zaklęcie "rzeczywistości" i "ukazania" jest przeznaczone do sytuacji kiedy ktoś użyje iluzji, a nie kiedy wokoło panuje cisza, która jest swoją drogą podejrzana. - poprawił, a ja tylko wywróciłem oczami.
- Przemądrzała ciapa. - mruknąłem pod nosem, ale tak by chłopak obok usłyszał.
- Oj tam od razu się obrażasz. - zaśmiał się, szturchając mnie lekko przez co mimowolnie kącik ust uniósł się ku górze.
- No, ale jednak nie mamy pewności, że to nie jest iluzja. - wróciłem do tematu.
- Można ją łatwo rozpoznać, jednak tego jest za dużo by teraz ci to tłumaczyć. Ja po prostu wiem, że to nie jest iluzja, ponieważ sztuka ta wydziela na swój sposób magię, którą można poczuć. Jest ona słabo albo mocno wyczuwalna, jednak zawsze jest. A tu tego nie ma, stąd wniosek, że jest to rzeczywistość.
- Nawet jeśli jest to iluzja wykonana przez doświadczoną osobę? - zapytałem patrząc na niego, byłem do tego wszystkiego sceptycznie nastawiony.
- Wtedy zwykłe zaklęcie veritas czy ostendam sursum tu nie pomogą. - urwał na chwilę. - Wtedy używa się "debilitare te", jest to zaklęcie osłabiające przeciwnika, jednak jest bardzo ryzykowne bo nieumiejętnie wykorzystane może się przekierować na siebie samego lub na osobę we swoim otoczeniu. Więc lepiej nie wtrącać do tej sprawy magii. Bo jednak jest to przestrzeń samego Stwórcy, który mógł dać jakieś bariery antymagiczne. - zakończył, a ja miałem wrażenie, że jesteśmy w czarnej dupie i nic nie jesteśmy już w stanie zrobić, i że nasz Świat właśnie się kończy...
- Słyszysz? Jakby odgłosy walki! - powiedział nagle Rafael, stając jak wryty na środku ścieżki.
Również się zatrzymałem i zacząłem, faktycznie słychać było krzyki oraz uderzanie o siebie dwóch mieczy.
- Chodźmy! - krzyknąłem i bez wahania ruszyłem odgłosu skąd dobiegał dźwięk, chłopak bez sprzeciwu ruszył za mną.
Zatrzymaliśmy się dopiero kiedy byliśmy naprawdę blisko by móc dowiedzieć się co się tak naprawdę. Stwórca, który wyglądał naprawdę inaczej niż mógłbym przypuszczać, bowiem zamiast głowy miał połowę księżyca i połowę słońca, na jego granatowej szacie widniały małe, świecące na żółto świetliki. Po drugiej stronie zaś znajdował się Rafał, który wściekły nacierał na drugiego mężczyznę.
- Jesteś tchórzem i dobrze wiesz, że cię pokonam! - syczał Anioł coraz to mocniej uderzając w miecz należący do Stwórcy. - Jesteś. Nic. Nie. Wartym. Śmieciem.
Widać było, że walka z szatynem wyczerpuje Stwórcę, każde jego ruchy ręką były coraz słabsze i coraz więcej robił pomyłek, które powodowały, że ostrze Rankora przecinało jego skórę.
- Walczy Excaliburem i używa techniki elementis co jednak wcale mu nie ułatwia i nie prowadzi do wygranej. Tu ewidentnie widać, że próbuje użyć siły ventus, czyli energii ze swojego ciała w postaci wiatru opowiadał nam o tym kiedyś Salazar na lekcji. - powiedział Chris obserwując we skupieniu starcie dwóch mężczyzn.
- Czemu niby to wszystko nie pomaga? - zapytałem z niezrozumieniem. - Przecież technika żywiołów jest jak mi wiadomo bardzo potężna, to jak niby taki Stwórca nie potrafi tym pokonać nią zwykłego Anioła?
- Dlatego, że Rankor został stworzony przez karły, ale nie ze zwykłego metalu, a z łańcucha Gleipnir. Tak, to jest ten sam łańcuch, którym został obwiązany syn Lokiego, Fenrir. Okazało się jednak, że ten wytrzymały przedmiot musiał z skądś brać energię, dlatego postanowił wysysać nią z Wilka. Poił się tym, że żyje wysysał z niego życie, aż jego żywiciel zdechł. Dlatego karły zrobiły z niego Rankor nie mając świadomości, jaka to będzie niebezpieczna broń. Teraz Rankor tak jak wcześniej Glepnir wysysa nie energię, ale Duszę Nieśmiertelnych, a nawet magię z techniki elementis. Excalibur przy nim to pikuś. - zakończył, posyłając mi lekki uśmiech.
- Powinniśmy coś zrobić! - powiedziałem stanowczo.
- Niby co? Chcesz tam tak po prostu wyjść i dać się zabić? - zapytał z lekką kpiną, ale widziałem w jego oczach strach i coś jeszcze czego nie potrafiłem nazwać.
- A masz inny pomysł. - w odpowiedzi dostałem pokręcenie przecząco głową. - No właśnie...

Zanim jednak zdążyłem wyjść w naszą stronę coś uderzyło. Spojrzałem przerażony na ciężko oddychającgo Stwórcę, którego twarz była zwrócona w naszą stronę. Na jego dziwnie szerokich ustach pojawił się lekki uśmiech, a następnie wyszeptał:
- Oculos tuos. Vide intra te. (Zamknijcie oczy. Spójrzcie w głąb siebie). - po tym stracił przytomność.
- Widzisz on w nas wierzy! - rzekłem i pokazałem głową w kierunku śmiejącego się Rafała. - A jego trza pokonać.
- Tak masz rację. Kazał nam zamknąć oczy i popatrzeć w głąb siebie, nie wiem po, ale na pewno bez powodu. - westchnął głośno, a następnie zrobił to co mu przykazał Stwórca, ja również zrobiłem to samo.
Na początku nic się nie dało, moje myśli pracowały na najwyższych obrotach, jednak po długiej chwili postarałem się uspokoić i wyciszyć choć na moment mój mózg. Ku mojemu zaskoczeniu to pomogło. Na początku moje ciało zrobiło się jakby lżejsze i bardziej rozluźnione, by następnie poczułem jak moje mięśnie napinają się, i jakby rozszerzają. Poczułem, że rosnę, nie mogąc już powstrzymać się przed tym by nie otworzyć oczu, teraz widziałem jak moja każda część zmienia się. Skóra zrobiła się jakby była z kamienia, a w małych korytach przypominających żyły płynęła lawa. Poczułem przeszywający ból na plecach i głowie. Okazało się, że to nowe skrzydła mi wyrosły były ogromne, czarne jak smoła, zaś na mojej głowie pojawiła się para ogromnych rogów.
- O cholera. - wyrwało mi się kiedy było po wszystkim, z zafascynowaniem patrzyłem na moją nową odsłonę.
- Jesteś Hipostazem*! - usłyszałem obok siebie, pełen zachwytu głos. Odwróciłem się w stronę Rafael z szerokim uśmiechem, który zniknął natychmiast kiedy ujrzałem nową odsłonę chłopaka.
- O kuźwa... - wydusiłem, kiedy skończyłem skanować wzrokiem ciało Chrisa, jego blond włosy stały się czysto białe, skrzydła stały się większe, a twarz wyglądała jakby była pokryta brokatem.
- Nawet nie wiedziałem, że tak umiem. Że mam w sobie cząstkę Dignior'a** - rzekł nieśmiało, z czerwonymi rumieńcami Chris.
- Też nie. - przyznałem mu rację. - Dobra koniec tego gadania czas załatwić jedną sprawę. - to mówiąc wyszedłem pewnym krokiem za krzewów w jakim się ukryliśmy wraz z Christopherem.
- Ejjj! - krzyknąłem by zwrócić uwagę Rafała (siedzącego spokojnie na chmurze) na siebie.
- To wy?! - zapytał z niedowierzeniem. - I tak zaginięcie tak samo jak ten, który uważał się za Najsilniejszego. - zreflektował się szybko, pokazując z pogardą na mężczyznę leżącego nieprzytomnie na trawie.
- Nie byłbym tego taki pewien, Rafał. - wysyczałem i rzuciłem w jego stronę.
Zwinnym ruchem zrobił unik jednak nie spodziewał się, że z tyłu zostanie zaatakowany przez Rafaela, który wystrzelił kulę ognia w plecy mężczyzny. Czerwono-pomarańczowa kula spowodowała, że Rafał zachwiał się, ale nie upadł, Rankor dał mu na tyle siły by pokonać go od razu, co trochę utrudniało sytuację, jednak ani ja ani Rafael nie mieliśmy zamiaru poddawać się. Chris z cała pasją i z ogromną siłą wystrzelał w stronę mężczyzny kulę, które tworzył za pomocą rzadkiej techniki quinque elementa, a ja biłem z całych sił uderzałem w miecz powodując przy tym, że z jego nosa zaczęła cieknąć krew, a on sam było widać, iż jest na ostatkach sił. Posłałem w stronę Rafaela porozumiewawcze spojrzenie, a kiedy otrzymałem przytaknięcie głową, że zrozumiał przekaz. Napiąłem z całych sił i skoczyłem. Miałem wrażenie, że czas jakby zwolnił kiedy szykowałem się na zderzenie z ostrzem, a Chris ostatni raz wykorzystując przy tym całą swoją energię, jego oczy zaszły mgłą a z nosa i ust zaczęła wypływać krew, ze mną nie było lepiej ledwo widziałem, jednak zignorowałem to. Moja zwinięta w pięść dłoń dotknęła ostrego końca Rankora, a ostatnia kula uderzyła w ciało Rafała, rozjaśniło się na krótki moment oślepiając nas mocno, tak że przed oczami widziałem mroczki. Po chwili jednak uczucie zniknęło i z lekkim uśmiechem, który kosztował mnie naprawdę wiele wysiłku patrzyłem jak miecz i ciało jego pana zamieniają się w popiół, który zaczął kierować się w górę, przypominając trochę malutką, ciemną rzeczkę z popiołu.

Ostatnią rzeczą jaką zauważyłem zanim straciłem przytomność to jak Chris ze zmęczonym uśmiechem wymalowanym na ustach mówi:
"Udało się", padając po tym na ziemię pokrytą zieloną, soczystą trawą.

*hipostaza - termin wywodzący się od greckiego hypóstasis (ὑπόστᾰσις) - podstawa, czyli to co pod spodem. Tu w opowieści chodzi o drugie wnętrze tak jakby Demonów, ale tylko władców czyli Szatana, Lucyfera itd.
**Dignior - po łac. Dostojny. Jedna rzadki dar dla Anioła wymyślony przeze mnie.

Angel&Demon: Wojna światów (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz