15. Plan. - Hakael

8 2 0
                                    

Szedłem korytarzem. Po obu stronach miałem dwóch wyrośniętych Demonów, którzy mieli prawie każdą część ciała wytatuowaną. Mężczyzna po mojej lewej stronie, miał nawet wytatuowane oczy przez co wyglądał jakby został wyciągnięty z jakiegoś tandetnego horroru typu B i grał tam jakiegoś psychopatycznego porywacza – łajzę w jego drugim życiu, które prowadził; a żeby było jakoś bardziej śmiesznie i "groźnie" wytatuował sobie oczy. Tak brzmiało to całkiem realistycznie jeśli obejrzało się "Straszny film" albo "Zombiebobry" (ogółem strasznie żałosne) oczywiście ja takich filmów nie oglądałem w domu, o nie, nie! Ja wolałem oglądać prawdziwe horrory albo jakieś naprawdę dobre filmy akcji i fantasy. Jednak takiego czegoś spróbowałem właśnie na ziemi w towarzystwie Alexis, Chrisa, Maxa i innych – wszystko odbyło się w domu Racheli, która posiadała plazmę niemal na całą ścianę.
Patrzyłem na obrazy albo bardziej portrety dawnych władców Piekła, którzy teraz patrzyli na mnie swoim pustym wzrokiem, nawet mój dziadek Szatan, który miał największą i nawet z podświetleniem ramę. Był osobom dosyć specyficzną, nie umiał się cieszyć z niczego, a babcia – Sally; jedyna potrafiła znaleźć z nim wspólny język. Mimo, że ludzie się go bali to Demony czystej krwi miały do niego szacunek i to ogromny. Ale jak to w życiu nieważne jakim, zdarzają się jakieś nieprzyjemne sytuacje, komplikacje różnego rodzaju i tego typu sprawy. Mój dziadek zginął na wojnie pomiędzy Niebem a Piekłem, dla Demonów była to duża zmiana, a mój ojciec musiał w młodym wieku (miał wtedy zaledwie szesnaście lat) objąć Tron i utrzymać Podziemie w jakiś rysach bo każde Królestwo musi mieć władcę. Jest to ważny element układanki i tradycji, która ogółem mówiąc trwa od X lat, odkąd na świecie pojawiła się Kraina Ciemności i Zła. Stresowałem się lekko spotkaniem z ojcem albo bardziej obawiałem się, że na pewno napotkam tam matkę, która zrobi jakąś chryję lub co gorsza zacznie płakać jak to ona za mną nie tęskniła – każdy kto ją bardzo dobrze zna wie, że potrafi być niezłą historyczką potrafiącą wiele rzeczy wyolbrzymiać. Jednak czasami potrafiła się mną zająć w dzieciństwie, po spędzać czas na zabawach i różnego typu rzeczach, które może zrobić matka z synem, ale były to ulotne chwilę, które pamiętam bardzo dobrze bo nie oszukujmy się kto by nie pamiętał tych chwil jakie sprawiały, że momentalnie uśmiech pchał się na twarz. No ale z wiekiem wszystko się zmieniło, może od czasu do czasu były jako takie lepsze momenty, jednak mimo to kochałem ją, nie to co ojca, on nigdy mi nie poświęcał czasu.

– Witaj synu. – przywitał mnie mój ojciec kiedy po przekroczeniu drzwi jego drugiego gabinetu (jeden ma w domu, drugi tu w celi – jest o wiele mniejszy od pierwszego) i po tym jak jego ochroniarze zostawili nas samych. Matki nie było i może to lepiej przy niej nie mógłbym za bardzo skakać do ojca.
– Teraz syn? Od kiedy awansowałem na to stanowisko? – zapytałem, patrząc hardo w jego stronę.
– Od dawna nim jesteś. Wiem, że tego nie pokazywałem i naprawdę tego żałuję, ale musisz mnie zrozumieć ciężko być Władcą i do tego dobrym ojcem.
– Dobrze, że to zrozumiałeś teraz. Lepiej późno niż wcale! – powiedziałem nadal utrzymując buntowniczą postawę mimo, że w środku to ja już się dusiłem i gotowałem ze złości. – A wywalenie mnie na ziemię i branie udziału w tym chorym przedstawieniu Rafała też jest odznaką twojej miłości do mnie i do matki. – dodałem ledwo się powstrzymując by nie rzucić czegoś w stronę jego twarzy, która była niezmienna od początku naszej rozmowy.
– Nie miałem wyboru! Nie chce brać w tym udziału, ale Rafał zagroził, że zabiję mnie, twoją matkę i ciebie! – krzyknął i miałem takie wrażenie, że przebijały się tam histeryczne nuty. – Poza tym nie jesteś tu bez powodu.
– No właśnie po co tu jestem? – podłapałem i spojrzałem na niego podejrzliwie.
– Chce żebyś mi pomógł, no nie tylko mi, ale całemu światu Nieśmiertelnych. Musimy powstrzymywać Rafała, on ma kilkunastu zwolenników i chce wyzwać Stwórcę na pojedynek. Jeśli tego nie powstrzymamy może to być koniec naszego Domu, a nawet zaburzyć Równowagę Świata!
– W jakim sensie? – zapytałem jednocześnie stwierdzając, że lepiej wyjdę na tym jak wysłucham ojca bo wtedy będę mógł wiedzieć co się tak naprawdę tu dzieję i co czeka nas wszystkich jeśli tego nie powstrzymamy.
– Jeśli zginie Stwórca, ludzie którzy w Niego wierzą, zaczną usychać i powoli znikać z planety Ziemia. Nie będą trafiać tutaj tylko w Niebyt albo co gorsza ich Duszę będą błąkać się po ziemi, powodując tym samych, że zostaną skazani na wieczne męki z tym związane. Jeśli stracimy wierzących nasz świat zacznie się kruszyć, wszystko zacznie upadać. Ale jeśli też zabraknie tych chrześcijan i innych wyznawców tej podreligii, ateiści nie będą mogli podważać ich nauk, te wojny przeciw katolikom z innymi religiami też wchodziły w zaplanowany schemat, a gdy tego zabraknie wszystko tak po prostu zacznie się niszczyć łącznie z planetą, na której Śmiertelnicy żyją i powstanie ten jakże przez wszystkich mówiony Koniec Świata i zostanie tylko Ciemność. – zakończył swój monolog, a ja musiałem, aż usiąść by przetrawić to co usłyszałem.
– Musimy to powstrzymać, nie na innego wyjścia. – wykrztusiłem wreszcie po kilku minutach.
– Wiem. – odparł Lucyfer. – Nie będzie to jednak łatwe, za mało jest tych co nie dołączyli do Rafała. – skrzywiłem się, woleli zniszczyć świat  ze strachu niż powstrzymać tego szaleńca.
– Jak byłem w celi... – zacząłem powoli z zastanowieniem. – To spotkałem tam Ziggera, który opowiedział mi o innych światach. Musimy ich poprosić o pomoc. – rzekłem z mocą.
– Hmm... nie wiadomo czy się zgodzą, ale warto próbować. Ich Światy też przecież zaczną się sypać, jeśli się tego nie powstrzyma. – pokiwał głową, patrząc w jakiś punkt z zastanowieniem.
– Ale jeszcze coś mi opowiedział, jednak nie zdążyłem dopytać o co w tym chodzi... – zacząłem, miałem w planie dowiedzieć się kim byli ci Synowie Ciemności i Światła z przepowiedni.
– Co to takiego? – zapytał Lucyfer skupiając teraz swoją całą uwagę na mnie.
– Mówił o przepowiedni, która mówiła o dwóch synach. Nie wiem jednak o co w niej chodzi bo przyszli twoi ludzie...
Mężczyzna westchnął i ściągnął w śmieszny sposób swoje ciemne brwi.
– Kiedy przyjdą na Świat pojawi się znak. Ciemny jak noc, przypominający swym kształtem ogromną, straszną Bestię; jego koniec zaś wskaże Syna Ciemności. Ale będzie też drugi... Jasny, oślepiający. Promienie będą lecieć w dół, a białe ptaki będą latać nad Wybrańcem, Synem Światła. Gdy połączą siły naprawią wszystko co spowodował Zbuntowany. – wyrecytował patrząc na mnie uważnie.
– Ponoć to ja... – zacząłem, ale nie dokończyłem bowiem moją wypowiedź przerwał mi mój ojciec.
– Tak. Ty jesteś Synem Ciemności, to nad naszym domem pojawił się koniec tej dziwnej mary.
– Kim jest zatem Syn Światła?
– Znasz tą osobę bardzo dobrze. – opowiedział, a gdy popatrzyłem na niego z niezrozumieniem. Ten westchnął i dodał. – To Rafael.
– Co?! – krzyknąłem, łapiąc się za głowę. Za dużo informacji jak na jeden raz oj za dużo.
– Uspokój się... – mężczyzna podszedł do mnie i złapał mnie lekko za ramię, spojrzałem w jego czerwone oczy. – Jak mieliśmy ten kontakt wzrokowym w gabinecie u Kim'a, zauważyłem twoje przywiązanie do niego. – uśmiechnął się lekko, a ja zażenowany spuściłem wzrok, moje policzki paliły żywym ogniem.
– Nieprawda. – postanowiłem, że nadal będę grać głupa, chociaż dobrze wiedziałem, iż mój ojciec potrafi wyczuwać emocje i odczytywać je bardzo dobrze; miał przecież taką moc.
Mężczyzna zaśmiał się tylko na to cicho, a ja spojrzałem na niego spod byka.
– A gdzie on jest? – zapytałem mimowolnie, jebać to, że właśnie zaprzeczyłem swojej wypowiedzi. Lucyfer spojrzał na mnie rozbawiony, zapewne pomyślawszy o tym samym co ja (pierwszy raz takiego widzę, chyba jednak nie znam dobrze mojego ojca...), jednak szybko spoważniał, a mi od razu się to nie spodobało.
– Rafał go trzyma u siebie.
– Musimy go wyciągnąć, przecież jest nam potrzebny. – zdecydowałem mocnym tonem. – Gdzie go zamknął? – dopytałem. Przecież musiałem mieć jakieś informacje by stworzyć plan odbicia go.
– Dokładnie to nie wiem. Myślę, że będziemy musieli pójść do jego domu i wycisnąć coś z jego matki. Ona na pewno też zna coś więcej na temat planu swojego męża.
– Dobra, to musimy zebrać parę osób jeszcze bo jednak on może mieć ochronę i takie tam.
– Da się zrobić. – to mówiąc podszedł do telefonu leżącego na stole i wybrawszy jakiś numer przyłożył go do ucha. – Masz się zjawić z całym zespołem w gabinecie w lochach. – rozłączywszy się, spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. – Od razu mówię, że matka ma się o niczym nie dowiedzieć, bo nas zabije albo co gorsza sama przejdzie do Niebytu.
– A właśnie gdzie ona jest? – zapytałem. – Coś ty jej zrobił?! – spojrzałem na Lucyfera, którego mina wyrażała więcej niż można by było się spodziewać.
– Nic. – wzruszył ramionami, ale kiedy zobaczył moją powątpiewającą minę, dodał. – Nie chciałem by się jej coś stało więc zamieniłem ją w psa i zesłałem ją na ziemię by była tam jako tako bezpieczna. Nie ma tak źle ma bardzo kochającą ją rodzinę.
– Ale ty jesteś głupi. – pokręciłem głową zrezygnowany. Mój ojciec czasami zachowywał się jak duże dziecko (teraz to sobie uświadomiłem). – Dobra chodźmy. Komu w drogę temu czas.
Wyszliśmy na podwórko gdzie czekała już na nas grupa składająca się z dobrze wyszkolonych żołnierzy (tak przynajmniej powiedział mi Lucyfer). Ruszyliśmy w stronę domu Rafaela.

Angel&Demon: Wojna światów (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz