11. Skutki kaca. - Hakael

11 2 0
                                    

"Alkohol dodaje pewności siebie, kac ją odejmuję pozostawiając przerażenie sytuacją która nastąpiła poprzedniego dnia..."

Obudziłem się z mocnym bólem głowy, ledwo mogłem przez niego otworzyć oczy, a kiedy poraziło mnie słońce przez rozunięte okno, jęknąłem mimowolnie. Zacząłem powoli dźwigać się do siadu, ta czynność była dla mnie katorgą bo nacisk w skroniach tylko się potęgował z każdym najmniejszym calem. Powoli obróciłem się, a gdy moje stopy dotknęły zimnych paneli, zadrżałem i skrzywiłem się przez nieprzyjemne uczucie.
– Kurwa. – wychrypiałem, a ta czynność podrażniła moje wysuszone gardło.
Musiałem udać się jak najszybciej do kuchni by napić się i zminimalizować nieprzyjemny posmak w jamie ustnej oraz zażyć jakieś tabletki przeciwbólowe, bo jeszcze chwila, a nie wytrzymam. Kac w postaci człowieka był sto razy gorszy od kacu, który nie raz miałem po imprezie u Himmlera – jednego z najlepszych organizatorów domówek w Piekle, przychodziły na nią nawet Anioły, ale tylko te mniej grzeczne.
Wstałem powoli z łóżka, pomimo lekkich zawrotów głowy udałem się w kierunku drzwi, przez które wyszedłem na korytarz. Westchnąłem na widok kilku schodów jakie musiałem pokonać by dostać się na dół do pomieszczenia kuchennego, gdzie na blacie czekało na mnie wybawienie zwane butelką czystej, zimnej wody mineralnej. Zamknąłem na chwilę oczy, które też były wysuszone i szczypały mnie przy każdym mrugnięciu, oczywiście łzy nawilżenia nie nadchodziły. Wziąwszy głęboki oddech, zacząłem schodzić powoli po trochę stromych stopniach, trzymając się przy tym barierki, która drżała przy każdym moim gwałtowniejszym ruchu. Zatrzymałem się by wziąć kilka spokojnych oddechów bo jednak schodzenie z około dziewięciu schodków wyczerpało mnie i jeszcze spociłem się przy tej czynności jakbym przebiegł maraton. Spojrzałem do tyłu by sprawdzić, iż Chris niczego nie widzi, tych marnych prób dotarcia do głupiej kuchni. Na szczęście nikogo nie było, z cieniem ulgi wznowiłem ciężką wędrówkę, jednak oczywiście nie mogło być dobrze, bez żadnych problemów. Wystarczyła chwila nieuwagi by moja noga poślizgnęła się, a ja nie znajdując żadnego oparcia i zbyt późna reakcja by złapać się barierki spowodowała, że z wielkim łoskotem spadłem w dół. Teraz to na pewno Chris wyjdzie i zobaczy, co za wstyd.
– Kurwa mać. – przekląłem pod nosem, kiedy poczułem ból w prawej ręce, mam nadzieję, że nic poważnego tylko zwykłe stłuczenie.
Dźwignąłem się za pomocą lewej ręki i oczywiście spojrzałem do góry czy czasem nie widać tam brązowej czupryny. Nikogo nie było, więc kuśtykając udałem się do kuchni.
To co zobaczyłem sprawiło, że na moment przystanąłem, bowiem w kuchni stał Christopher. Przekląłem w duchu i spuściłem wzrok by nie patrzeć na niego.
– Cześć. – przywitał się, zapewne patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami.
– Hej. – bruknąłem, patrząc na blat gdzie powinna być butelka, niestety nie było jej, skrzywiłem się.
– Masz. – obok mnie znalazła się szklanka wody i tabletki.
Wziąłem je szybko, rzucając standardowe "dzieki".
– Co ci się stało? – zapytał mnie, gdy usiadłem przy stole z miną męczennika. Głupie pytanie, na pewno słyszał ten łomot i teraz się wyśmiewa w duchu.
Wzruszyłem ramionami, co było błędem bowiem prawa ręka dała o sobie znać. Skrzywiłem się i jęknąłem dosyć głośno.
– Z tym trza pojechać do szpitala. – powiedział stanowczo Chris, kiedy spotrzegł moim zdaniem niegroźną kontuzję. Zawsze wszystko potrafi wyolbrzymiać.
– Nie przesadzaj, to tylko stłuczenie. – i na dowód tego wziąłem w prawą rękę kubek, z przygotowaną wcześniej przez Chrisa z zieloną herbatą.
Huk. Biały ozdabiany jakimiś kwiatami kubek spadł rozbijając się na drobny mak na podłodze, a ja wstrzymanymi łzami w oczach trzymałem się za bolącą część ciała.
– Jedziemy do szpitala i nie ma, że nie. – powiedział stanowczo chłopak.
– Jak chcesz jechać skoro jestem w piżamie? Tak na pewno nie pojadę. – rzuciłem kąśliwie. – A sam się nie ubiorę.
– To ja ci pomogę. – rzekł swobodnie wzruszając przy tym ramionami. Ja patrzyłem na niego jak na zjawę.
– Ty mnie ubierzesz? Czy ty sobie ze mnie żarty robisz! – zerwałem się na równe nogi co znów spowodowało następny przeszywający impuls bólu w ręce.
– Uspokój się przecież to tylko ubiór nie będę ci majtek ściągał przecież. – wywrócił oczami. – Zadzwonię do Maxa bo on ma auto to nad zawiezie bo nie chce tłuc się autobusami. A ty idź do swojego pokoju.
– Jebany syndrom mamuśki ci się włączył. – wymamrotałem, ale posłusznie skierowałem się do pokoju, gdzie czekał na mnie Bastet.

Angel&Demon: Wojna światów (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz