4. Wszystko tutaj jest takie dziwne - Hakael

11 2 0
                                    

Wir. Kiedy pierwszy raz do niego wskakiwałem byłem jeszcze małym, chłopcem, może nie czułem strachu, ale jakąś niepewność (lekką, bo lekką, no ale jednak) tym, że wylecę poza ścianę przejścia pomiędzy nami a ziemią (tak na tym polega Wir). Zazwyczaj używałem go, by zdać jakiś egzamin zadany przez naszego nauczyciela od PGiW-u (przeszkodzenie, grzeszenie i wykonanie), który uczył nas jak przeszkadzać Aniołom w niektórych przypadkach w jakiś ich zadaniach — bo równowaga pomiędzy światami musi być, nie może być przecież zbyt dużo dobra, bo wtedy to też niosłoby ze sobą jakieś konsekwencje. Ale to był przedmiot, na który uczęszczały tylko Demony, Anioły zaś miały inny PSiW (pomoc, sprawiedliwość i wykonanie lub też czasami mówiono, że chodzi o wiarę). Teraz leciałem nim [Wirem] by stać się tym, którym pomagałem, a mianowicie — człowiekiem. Wir przypominał trochę tornado, jego prędkość była naprawdę silna dla osób z zewnątrz, za to w wewnątrz nie było tego, aż tak czuć (ale dla zwykłego człowieka nadal była niebezpieczna i mogła go zabić sekundę). Moje myśli były, właśnie jak on [Wir] bo nikt nie mógł zobaczyć tej bitwy toczącej się w mojej głowie. Jednak ja ją nie widziałem, a czułem przez nią, zaczęła mnie boleć głowa — co naprawdę rzadko mi się zdarzało, nie byłem przyzwyczajony do tego ucisku w skroniach (mam nadzieję, że tam na dole będzie jakiś dobry lek na to przekleństwo). Leciałem bezwładnie w dół, mijając gdzieniegdzie inne Demony, Anioły i Niezgodnych, jedni lecieli w dół tak samo jak ja i Rafael, a inni wracali do góry, by odpocząć w swoich pokojach lub bardziej fachowo — dormitoriach — ogólnie były one dla osób, które nie miały domu lub znajdował się on daleko od placówki. Ja przez rok w nich mieszkałem, ale odkąd zacząłem wdawać się w bójki i inne takie rzeczy, rodzice jak i szkoła postanowili, że lepiej bym wracał do domu, nieważne jak daleko on się znajdował; tak ich zdaniem zmniejszyło się ryzyko, iż ich placówka zostanie rozniesiona w powietrze wraz z Internatem. Oczywiście ludzie, którzy nas mijali, nie szczędzili sobie ciekawskich spojrzeń, no bo przecież każdy (bez żadnego wyjątku) w szkole wiedział o tym, że byliśmy w gabinecie "na dywaniku" Dyrektora Zachariela. Ploty zawsze roznosiły się bardzo szybko w naszej szkole, nieważne czy były one zgodne z prawdą, czy też odległe całkowicie od niej (czyli w większości). Czasami sam nie wiedziałem, co wierzyć a co nie. Pamiętam jak [kiedyś] niejaka Anastazja rozniosła plotkę o tym, że nauczyciel od lecznictwa (dokładnie nauki o leczniczych roślinach i ich właściwościach) Pan Dino i [brzydka] sprzątaczka Pani Marysia (zwana Starą Marychą) mają romans, i pewnego razu owa dziewczyna [Anastazja] przyłapała ich jak się pieprzą w ubikacji, na piętrze. Może i bym w to uwierzył gdyby nie to, że Pan Dino był dosyć młodym nauczycielem, przystojnym (do tego miał chyba narzeczoną, ale nie jestem pewien). A Stara Marycha była, krótko mówiąc, starą, zagorzałą fanką Adriana Wichrowskiego (jakiegoś ziemskiego pisarza, niezbyt znanego w tamtych rejonach, ale no jednak Maryśka uwielbiała jego twórczość; podkreślę, że sama jest z Ziemi) oraz miała męża, grubego, do tego pijaka Pana Wiktora, a z nim czwórkę nieznośnych bachorów, w różnym wieku, [i] tylko jedno przyszło na ten [drugi] świat ze swoimi rodzicami. Była nim mała, schorowana Ania — która już chora nie jest, ale jak była na ziemi to toczyła walkę z białaczką, którą przegrała przez brak jakichkolwiek starań ze strony rodziców, znaczy Stara Marycha, próbowała, ale co mogła zdziałać z mizerną pensją, jaką dostawała jako sklepowa. A Wiktor jak był to i nadal jest wielkim fanem alkoholów, przez co wszystko znowu spadło na ręce Maryśki, która miała o tyle lepiej, że zarabiała więcej jako sprzątaczka w naszej szkole. Pozostała trójka była nadal na dole i prowadziła swoje życie (każdy inne oczywiście), ale nie było im chyba tak źle z tego co kiedyś mi mówiła Maryśka kiedy siedziałem w kozie za karę (podpaliłem kosz w męskiej łazience, wywołując tym samym, że alarm przeciw pożarowy się włączył i zalał całą szkołę). Niby dziwne, ale jednak miłe wspomnienie. A plotka sama w sobie była nielogiczna, więc nie uwierzyłem w nią, mimo że Anastazja zawzięcie próbowała mnie przekonać do swojej racji.

Angel&Demon: Wojna światów (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz