19. Posłaniec. - Hakael

9 2 0
                                    

Wyszliśmy na dwór. Widok, który zobaczyłem zmroził mi krew w żyłach, przed pałacem rozpościerała się masa wojska, na której czele na czarnym jak smoła smoku siedział nie kto inny jak Rafał w jego prawej ręce wyciągniętej ku górze mienił się niczym czysty diament Rankor. Zauważyłem również, że po jego stronie nie stoją jedynie Aniołowie i Demony, ale także Olbrzymy, Cyklopy oraz inne paskudne, przesiąknięte złem stworzenia. Drugą sprawą było to, że sojuszników mężczyzna miał naprawdę sporo co sprawiło, że zaczynałem mieć wątpliwości czy na pewno damy sobie radę w tej bitwie - a co najważniejsze czy ją wygramy? Nawet jeśli mieliśmy po swojej stronie osoby z innych Krain to wciąż miałem dziwne przeczucie, jednak starałem się wierzyć w to, że będzie dobrze. Ścisnąłem mocniej miecz w mojej dłoni tak, że pobielały mi kostki, bowiem wśród Demonów zauważyłem moich dawnych przyjaciół w tym na przykład Connora, który stał ubrany w lśniącą, zrobioną z wężowej skóry zbroi - konkretnie ze skóry węża Jormunda - stworzenia bez oczu, ale o grubej jak pancerz skórze, a jadem tak toksycznym, że wystarczyłaby maleńka kropla by kogoś zabić. Dlatego gady te żyją w skalistych górach, na odludziu, ich życie jest krótkie bo trwa zaledwie półtora roku, co roku rodzi się tylko jeden wąż by następnie zrzucić bardzo wartościową dla nas skórę i umrzeć. Chce podkreślić, że te zwierzęta są bezpłciowe i rozmnażają się bezpłciowo, odkrywają ogon od reszty ciała i z niego właśnie powstaje potomek. Na swojej dłoni poczułem delikatny i niepewny dotyk, spojrzałem ze zdziwieniem na Rafaela, ale ten na mnie nie patrzył - jego wzrok był skierowany do przodu, wargi były złożone w wąską kreskę, a powieki drgały nerwowo. Nawet dłoń, którą mnie chwycił drżała oraz była spocona prawdopodobnie przez nerwy targane nim w środku.
- Ich jest za dużo. - rzekł cichym, drżącym głosem patrząc na mnie z niepokojem w jego brązowych oczach.
- Damy radę. - odpowiedziałem równie cicho i wymusiłem uśmiech, bo tak naprawdę sam w to nie wierzyłem.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko znów utkwił wzrok rozpościerającej się scenerii przed nami.
Zauważyłem, że do Rafał mówi coś żywo niezbyt wysokimu Aniołowi, pokazując ruchem dłoni, w której dzierżył miecz w naszym kierunku. Zmarszczyłem brwi bo nie podobało mi się to naradzanie, moje niezadowolenie powiększyło się, gdy owy Anioł zaczął iść dumnie w naszym kierunku.

- Król Dwóch Światów : Nieba i Piekła, Anioł Stopnia Trzeciego, Rafał chce panom złożyć pewną propozycje przeze mnie jego wiernego sługę Hiacynta - zaczął kłaniając się po kolei każdemu obecnemu władcy poszczególnych Krain. Śmieszył mnie tytuł jaki dał sobie ten szaleniec "Król Dwóch Światów..." jeszcze nim nie był, nie wygrał wojny a już się nim określa. Chciało mi się płakać, a jednocześnie rwać sobie włosy z głowy z ogarniającej mnie wściekłości.
- Wysłuchamy cię za tem Hiacyncie. - odezwał się Jupiter swoim spokojnym głosem, a jego szata zafalowała kiedy poruszył ręką na gest zachęcenia posłańca do rozmowy.
- Czcidodny Rafał dał wam wybór możecie poddać się bez walki i oddać nam tych oto mężczyzn podkreślam, że odbędzie się to bez rozlewu krwi. - odparł Hiacynt pokazując na nas obojętnym gestem ręką. - Lub też bronić się jak głupcy, zabijając swoich niewinnych poddanych z powodu życia tych oto Nieśmiertelnych, mając świadomość, że i tak przegracie i wszystkie ofiary okażą się nic nie wartymi dla was ludźmi i cywilami. - zakończył, a jego wzrok był pełen nieksrywanej pogardy.
Zapanowała cisza przerywana jedynie głośnymi oddechami smoków, machaniem potężnych skrzydeł harpii krążących z wrzaskiem nad naszymi głowami. Zaś na chudych, z wystającymi kośćmi gryfach siedziały Utopce, w swoich przebrzydłych łapach trzymały glewie, a wokół ich podgniłego ciała były przepasane łancuchy. Patrzyłem na to wszystko z obrzydzeniem i świadomością, że nie ma dla naszego świata żadnej nadziei.
- Prosilibyśmy o chwilę do zastanowienia się takiej decyzji nie możemy podjąć od tak o na pstryknięcie palca. - rzekł wyniośle Odyn patrząc na posłańca przenikliwie swoim jednym okiem.
- Dobrze, Czcidodny Rafał spodziewał się, że taka odpowiedź padnie z waszych ust i zgodził się na godzinę nie więcej na zastanowienie się. Macie w odpowiedzi przysłać kogoś w odwecie. - odpowiedział Anioł i skinął się lekko i ruszył z powrotem w stronę czekającego z niecierpliwością swojego "Króla".
- Wejdźmy do środka musimy to poważnie umówić. - rzekł Odyn odwracając się i szybkim krokiem idąc w stronę wejścia, my jak i reszta udała się za nim.
Widziałem jak strach targa ciałem Rafaela drżące powieki oraz nerwowe ruchy ręką (ciągłe przeczesywanie włosów).
Weszliśmy za Władcą Asgardu do dużej sali, w której na środku stał okrągły stół a nad nim wisiały diamentowe żyrandole.
- Usiądźcie. - rzekł Wszechojciec, samemu zajmując miejsce. - Chciałbym usłyszeć od każdego z Was po kolei co sądzicie o zaistniałej sytuacji. - dodał, kiedy wszyscy pozajmowali dla siebie miejsca.
- Sprawa jest bardzo poważna, jednak jeśli poddamy się zrujnujemy cały świat i zakłócimy Prawo Równowagi. Poza tym uważam, że on i tak wszystkich nasz pozabija tylko po to by mieć możliwość stania się kimś lepszym i silniejszym, bo jego cel jest jasny. Chce zabić Stwórcę. - stwierdził poważnym tonem Zeus, przeczesując swoją brodę palcami.
- Muszę się z tobą zgodzić przyjacielu, jemu tylko zależy na władzy. Wiadomo nam wszystkim, że zabicie Rankorem Nieśmiertelnego sprawia, iż staje się on silniejszy, więc poddając się niczego nie osiągniemy. Dlatego uważam, że nie powinniśmy się poddawać, a walczyć o Honor i nasz Świat. Jak umrzemy to urzmrzemy z Honorem. - stwierdził Jupiter.
- Ważne jest by się nie poddawać, a walczyć w słusznej sprawie. Bowiem jeśli poddamy się zostaniemy okryci hańbą, zostaniemy zapamiętani jako tchórze, którzy woleli zniszczyć swój świat bez walki niżeli umrzeć godnie jak na Władców przystało. - stwierdził Świętowit. - Więc kto chce poddać się niech zostanie przeklęty na wieki, a kto walczyć niech dźwignie swą broń z oddanym krzykiem wojenny i nasyci ziemię krwią wrogów, by ta mogła nasycić się nią rozgłaszając wszystkim przez następne laty jaka tu bohaterska bitwa miała miejsce; wychwalając bohaterów, tępiąc wrogów. Niech natura dopomoże nam zwalczyć nieprzyjaciela i pojmać go do swojej niewoli, by mógł cierpieć wieczne męki pod konarami świerku, niech jego igły przebijają jego ciało od nowa od nowa by nie zapomniał o krzywdach niewinnym ludziom wyrządzonych. - dodał mocnym głosem, uderzając pięścią w stół, a w jego oczach było widać determinacje i wiarę w słusznąć swych słów.
- Dobrze mówisz i niech tak będzie. Nie poddamy się, nie zrujnujemy naszych domów i nie możemy oddać życia niewinnych ludzi szalonemu Aniołowi. - zgodził się z nim Jupiter. Ja przyglądałem się temu w milczeniu, chociaż większą uwagę zwracałem tak naprawdę Chrisowi, który siedział po drugiej stronie stołu, nerwowym wzrokiem przeskakującego z jednej twarzy na drugą. Wcale mu się nie dziwiłem jednak, gdy teraz znam werdykt narady całe napięcie zeszło ze mnie, może nie całkowicie, ale trochę tak.
- Teraz wystarczy, że wyślemy posłańca z naszą decyzją do Rafała. - stwierdził Odyn.
- Myślę, że lepiej nie robić tego teraz mężu, mamy jeszcze ponad pół godziny do podjęcia naszej decyzji lepiej będzie, jeśli przeznaczymy ten czas na przyszykowanie żołnierzy. - podsunęła spokojnie Frigga.
- W sumie masz rację kochana. Thor weź Sif i resztę by szykowali swoje oddziały. Niech będą od razu w pogotowiu bowiem może tak się zdarzyć, że Rafał od razu zaatakuję gdy pozna nasze plany. I każ Heimdallowi wyprowadzić Asgardczyków z dala od miasta najlepiej w góry by obyło się bez rozlewu niewinnej krwi. - rozkazał Odyn, a jego syn niezwłocznie rozpoczął wykonywać jego rozkaz.
- Jak przekażemy wiadomość moim ludziom wiadomość by przybyli tu z pomocą? - zapytał Jupiter spoglądając na jednookiego mężczyznę z zastanowieniem.
- Wyślę po twoich żołnierzy Huginna, zaś na Olimp Muninna. - odparł i rozkazał dwóm krukom powiadomić o wszystkim oddziały Jupitera oraz Zeusa.
- Dobrze my też powinniśmy się przygotować jednak nie będziemy tylko stać i patrzeć. - stwierdził lekko oschle Zeus.
- Tak oczywiście, proszę za mną. - najważniejsze osoby (Władcy Krain) zniknęli po chwili za złotymi drzwiami. Ja zaś wraz z Rafaelem zostaliśmy sami z Friggą.
- Chłopcy chodźcie za mną wy również powinniście mieć zbroję przecież nie możecie walczyć w czymś takim, od razu byście padli na polu bitwy nieważne jak dobrze byście walczyli. - oświadczyła kobieta, patrząc najpierw na mnie później na blondwłosego chłopaka oceniającym wzrokiem, a dokładnie nasze już lekko przemocone ubranie (dresy i koszulkę, do tego wysokie trepy).
Bez żadnego słowa Królowa ruszyła lekkim krokiem w stronę srebrno-diamentowych drzwi i otworzywszy je nakazała gestem ręki abyśmy weszli. Za nimi nie było nic oprócz schodów, po których Frigga właśnie zaczęła nas prowadzić, było ich naprawdę dużo, miałem wręcz wrażenie, że ciągną się w nieskończoność. Sapałem jak stary koń idący pod stromą górę, jednak wolałem nie wyrażać swojego niezadowolenia na głos, byłoby to nie na miejscu patrząc na to, iż kobieta chciała nam pomóc, a że ta pomoc znajdowała się tak wysoko to nie była jej wina. Słyszałem również jak Rafael ciężko dyszy ze zmęczenia, jego policzki były zaróżowione od wysiłku zaś czoło było pokryte kroplami potu.
- No Chłopcy jesteśmy. - oświadczyła nagle Frigga, otwierając lekko już stare drewniane drzwi, których zawiasy pod wpływem otwarcia wydały z siebie zszkykliwy dźwięk. Pomieszczenie do którego weszliśmy było zawalone kuframi zakrytymi białym prześcieradłem. Wszystko było zakurzone i wszędzie wisiały olbrzymie pajęczyny.
Frigga podeszła do jednej z większych skrzynek, stojących w rogu pomieszczenia i otworzyła ją.
- W tych zbrojach walczyli niegdyś nasi przodkowie. Mimo, że nie wyglądają, ale są one bardzo wytrzymałe nawet bardziej niż te co teraz mają nasi żołnierze. Zostały one wykute przez dwa karły Brokka i Eitri, najznakomitszych kowalów w tamtych czasach. - podała nam dwie srebrne zbroje, które wyglądały jak każda inna jednak nie skomentowałem tego, tylko zacząłem ubierać ją na siebie. Kątem oka zauważyłem, że Rafael robił to samo. Po chwili byliśmy już gotowi, a Frigga cmoknęła najwyraźniej zadowolona z efektu.
- Weźcie jeszcze to. - powiedziała, wyciągając z kufra tak samo zwyczajne jak zbroje dwa hełmy oraz dwa miecze, które miały pięknie wyrzeźbioną rękojeść.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się lekko odbierając od niej te dwie rzeczy.

•~~~•

Na naszego posłańca Odyn wybrał Baldera, ku niezadowoleniu Lokiego (mężczyzny, z dziwnymi rogami na głowie), który zawzięcie upierał się, że to on powinien iść bo ma dar przekonywania ludzi, jednak nikt nie chciał na to zgodzić, gdyż jak się dowiedziałem Loki należał do bogów nieprzewidywalnych i kłamliwych, więc wysłanie jego było jak rzucenie się w poszczę lwa. Dlatego też to Balder drugi syn Odyna udał się by ogłosić Rafałowi naszą decyzję, którą nie był zadowolony jak to oświadczył po powrocie nasz posłaniec.
Widziałem jak Rafał rozwścieczony kopie niewinną trawę, a następnie wrzeszczy coś gestykulując przy tym jak klaun do swoich ludzi. Bawiło mnie to, ale jednocześnie wiedziałem, że to tak nie zostanie bo wiadomość przyniesiona przez Baldera od Rafała brzmiała następująco:
- Szykujcie się, więc na atak.
I czekaliśmy, atmosfera w pałacu była napięta, a powietrze gęste przez co miało się wrażenie, że jest ciężkie do oddychania.
- Boję się tego co będzie jeśli przegramy. - usłyszałem szept po swojej prawej stronie. Spojrzałem na Rafaela, który także przyglądał się chwilę poczynanią Rafała, trwało to zaledwie chwilę bo jego wzrok po chwili spoczął na mojej osobie. Jego wyraz twarzy był dla mnie nieodgadniony.
- Ja też... Ale staram się o tym nie myśleć. Trzymam się tej małej linki nadziei, że jednak nam się uda. - również wyszeptałem, miałem wrażenie, iż jeśli powiem głośniej zakłócę tym samym jakąś inną otwartą tutaj czasoprzestrzeń.
- Nie potrafię znieść myśli, że niedawno było dobrze, bawiliśmy się z przyjaciółmi, a teraz... - jego wzrok skierował się na widok za oknem, a ja spojrzeniem podążyłem za nim. - Teraz jesteśmy tu, na wojnie nie wiedząc nawet co przyniosą kolejne minuty, a nawet sekundy. Nadal łudzę się, że to wszystko to sen. Zesłanie nas na ziemię... - urwał na chwilę, a jego warga dolna zadrżała. - Że to co się między nami wydarzyło to też zwykły sen...
- Tak... też mam takie wrażenie. Jednak... to jest rzeczywistość... jest jaka jest, ale można ją zmienić. - odparłem i pod wpływem impulsu złączyłem nasze usta razem. Ten pocałunek był delikatny niemal tęskny, wyglądał jakbyśmy chcieli coś w nim przekazać jednak sami nie wiedzieliśmy co... może to, że jest to może nasz ostatni pocałunek albo wsparcie w tej trudnej dla nas obu sytuacji. Nie wiem... jednak wiem na pewno, że nasz pocałunek został przerwany przez głośny wybuch a następnie odgłos uderzającej dużej rzeczy w mury zamku. Oderwaliśmy od siebie i nie mówiąc ani słowa ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych by następnie stanąć twarzą w twarz ze straszliwą rzeczywistość a nie snem...

Angel&Demon: Wojna światów (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz