Czekałem na odpowiedź zwrotną od Odyna, jednak tak naprawdę spodziewałem się jaka ona będzie. Zostało im jeszcze z pięć może dziesięć minut do zastanowienia się. Ogry na mój rozkaz zaczęły przygotowywać katapulty, by móc od razu zacząć zamach na mury zamku. Nie wiem czemu bogowie są tacy głupi i chcą walczyć o coś co jest już z góry wiadome kto wygra. Patrzyłem z zadowoleniem jak Ogry z głośnym dyszeniem przygotowują duże kamienie do wyrzutu.
– Panie przyszła odpowiedź zwrotna z zamku. – zakomunikował, swoim pokornym głosem Hiacynt.
– Zawołaj go. – rozkazałem wyniośle.
Po chwili przede mną stanął wysoki, muskularny mężczyzna, miał długie rude włosy oraz takiego samego koloru bujną brodę.
– Witam! – skłonił się lekko. – Jestem Balder syn Odyna i przynoszę w jego imieniu treść podjętej przez niego oraz innych bogów Krain decyzji.
– Jaka jest, więc wasza decyzja? – zapytałem patrząc na niego z góry.
– Nie oddamy ci się w niewolę przynajmniej bez walki. – odpowiedział, a ja tylko się zaśmiałem pogardliwie.
– Niechaj i tak będzie. Przekaż im tylko, żeby szykowali się na atak.
Ten tylko w odpowiedzi uśmiechnął się kpiąco i odszedł bez żadnego słowa pożegnania, ale nie obchodziło mnie to.
– Każ Ogrom pośpieszyć się jak będą już gotowi niech bez żadnego pytania wystrzeliwują kamienie w mur. – rozkazałem Hiacentowi, a ten po powiedzeniu swojego typowego "Tak, Panie" ruszył biegiem do Ogligarchy (przywódcy Ogrów). Ja natomiast poszedłem do obozu by wydać kolejne rozkazy by po pierwszym rzucie z katapulty mogły zaatakować inne oddziały.
Miejscem, które wybrałem do rozbicia obozu został las składający się głównie z drzew iglasty było to spowodowane glebą na jakiej się on znajdował. Była to też dobra kryjówka by przeciwnik nie widział gdzie trzymamy wszystkie zapasy oraz specjalny pokarm dla smoków, bez którego długo byśmy tej bitwy niepocignęli. Tym pożywieniem były ciężkie do zdobycia owoce iglastego drzewa Sosakui, rosnącego raz na kilka miesięcy – kolejne jego zbioru miały odbyć się za jakieś pięć lub sześć miesięcy.
Wszedłem na zrobiony ze zwalonego drzewa podest i uderzyłem w wiszący z podłamanej gałęzi gong. Po trzech trafieniach w tarczę Stwory zaczęły się zbierać przede mną patrząc na mnie z zainteresowaniem.
– Już czas aby rozpocząć ofensywę. – powiedziałem mocnym głosem kiedy wszyscy się zebrali. – Za Nowy Świat! – krzyknąłem wyciągając Rankor w górę tak, że słońce padło na diamentową rączkę oświetlając kawałek mojej twarzy.
– Za Nowy Świat! – odkrzyknęli, a następnie w biegu zaczęli przygotowywać się do ataku.
Olbrzymy i Cyklopy brały swoje kolczaste maczugi, Chupacabry zbierały całą swoją broń na łodzie, Utopce dosiadały swoje kościste Gryfy poprzednio dając im nektar z mniszka dzięki, któremu miały więcej siły, zaś Harpie wzniosły się z krzykiem w górę lecąc w kierunku zamku. Sam wraz z innymi Aniołami i Demonami dosiadłem czarnego smoka Ryu, który wbił się w powietrze jednym machnięciem swoich potężnych skrzydeł. Ruszyłem z szerokim uśmiechem w stronę zamku patrząc z góry na to co działo się na dole, widok był po prostu piękny. Zauważyłem również, że Ogry wystrzeliły już z cztery masywne kamienie, które przez swoje uderzenie sprawiły, że mur asgardzki zaczął się powoli sypać. Widziałem jak żołnierze przeciwnika w pośpiechu szykuje się do defensywy. Na murach stali łucznicy i odpychała atak natrętnych Harpii. Uśmiechnąłem się jeszcze kiedy niektóre i tak przebiły się przez tą według mnie za cienką linie obrony. Działało to na moją korzyć, postanowiłem jednak, iż jeszcze nie będę uczestniczyć w bitwie, a zostanę jedynie obserwatorem. Dopóki oczywiście pomoc smoków nie będzie potrzebna. Dla mnie najważniejsze było by moim słudzy zajęli się wojskiem i tymi dwoma bachorami bym mógł na spokojnie zająć się wędrówką przed obliczę Stwórcy. A do tego potrzebny mi jest znajdujący się asgardzkim pałacu klucz, którego wystarczy wsadzić w odpowiednie drzwi z trzech jakie się pojawią by dostać się tam gdzie bym chciał.*Hakael*
Żołnierze asgardcy w tym Thor, który stał na ich czele wybiegli z pałacu po to by wyjść poza obrzeża miasta i tam odpierać atak wroga, nawet nie oglądali się za siebie gdy przekroczyli żelazną bramę. Sif wraz ze swoją ekipą stanęła na górnej części muru odpychając tym samym powietrzny atak Harpii i Utopców pomagały jej w tym też Walkirie na białych jak śnieg pegazach. Przez rzekę, nad którą znajdował się mieniący na teczowo Bifrost, całą grupą płynęły Wodniki oraz w drewnianych łodziach z głośnym skrzeczeniem podążały Chupacabry. Thor wraz ze swoją grupą dzielnych rycerzy odpierali atak, lecz nie zawsze zdołali kogoś powstrzymać od razu i cierpiały przy tym też nasi. Posejdon bóg morza pomagał mu zatapiając łodzie przeciwnika. Ja wraz z Rafaelem musieliśmy na rozkaz Odyna pomagać Herkulesowi i pozostałej reszcie starać się aby nikt nie wszedł za bramę idąc drogą przez most.
– Czemu nas jest, aż tyle na tym moście zamiast bardziej się rozdzielić? – zapytałem Chrisa głosem gdzie było można wysłuchać nutkę rozbawienia jak i kpiny.
– Spójrz przed siebie to się dowiesz. – odpowiedział poważnie Anioł.
A ja wzruszyłem jedynie ramionami i skierowałem wzrok tak jak mi poradził. Moje rozbawienie uleciało w sekundę, ponieważ przez tęczowy most szły lekko pokracznie Olbrzymy i Cyklopy, a za nimi jeszcze inne paskudne stwory, których nazw nie znałem, ale ich wygląd przypominał zgniłych Niezgodnych. Jedna strona twarzy była nadgnita, a druga zaś była samą czaszką. Przeszedł po całym moim ciele dreszcz spowodowany obrzydzeniem i do tego zrobiło mi się niedobrze, sam się dziwiłem, że nie zwróciłem obiadu. Z każdym ich krokiem Bifröst pękał lekko, ale Stwory się wcale tym nie przejmowały wręcz przeciwnie szły pewniej a z ich ust wydobywały się agresywne warknięcia. Moja dłoń powędrowała do pochwy, w której znajdował się miecz podarowany przez Friggę chciałem się w ten sposób przekonać, że nadal on tam jest i mnie w żadnym wypadku nie zawiedzie.
– Jesteście gotowi? – usłyszałem obok siebie mocny głos, który wyrywał mnie przy okazji z rozmyśleń.
Spojrzałem na Herkulesa, który teraz rozgrzewał i wspierał nas wszystkich do walki.
– Dacie radę! Jesteście silni i może oni... – tu wskazał ręką na idących w naszą stronę Olbrzymów i Cyklopy. – i może oni mają muskuły oraz siłę, ale my mamy siebie! Stanowimy drużynę i właśnie dlatego ich pokonamy bo to jest nasza największa siła drzemiąca w was wszystkich i oni po prostu tego nie wiedzą. Rafał tego nie wiedział gdy postanowił zniszczyć nasze światy. Ale dobra tyle gadania z mojej strony. Teraz czas skopać im tyłki. Za Nasz Świat! – krzyknął i ruszył biegiem w stronę sił przeciwnika, który był coraz bliżej nas. Uderzenia ich kroków o Bifröst były bardziej wyraźniejsze niż wcześniej.
– Za Nasz Świat! – krzyknąłem wraz z innymi i ruszyłem biegiem z dźwigniętym do góry mieczem.
CZYTASZ
Angel&Demon: Wojna światów (W Trakcie Korekty)
FantasyHakael to Demon, który niczym nie różni się od każdego innego Demona, który nienawidzi Aniołów z całego serca. Rafael natomiast jest zwykłym Aniołem. Z dobrymi stopniami w szkole i szerokim uśmiechem przyklejonym na twarzy. Jego postawa zmienia się...