8. Wywiad i pamiętnik - Hakael

14 3 0
                                    

Minął miesiąc. Miesiąc odkąd zaczęliśmy prowadzić nasze śledztwo związane z dziwnymi zatruciami fentanylem. Zebraliśmy niewiele informacji, no dokładnie prawie nic. Każdy z nas był tym faktem trochę zawiedziony, no może oprócz mnie, bo jakby nie patrzeć póki mnie coś nie obowiązywało nie jest to jakoś bardzo ważne bym miał zawracać sobie tym głowę. Oczywiście przez takie wypowiedzi dostawałem ochrzan i mordercze spojrzenia od moich znajomych, do tego dochodziły komentarze typu "Ale jesteś bezduszny". Chciałem nie raz skomentować to, że taka jest natura demona, lecz nie mogłem i nie będę mógł powiedzieć tych jakże istotnych słów. Bo halo uznali by mnie za wariata i wysłali do jakieś specjalnej kliniki na leczenie. Jedyną osobą, która nie wypowiadała się na temat mojego "bezdusznego" zachowania był Christopher. Zacząłem z nim mniej więcej rozmawiać w szkole czy też w domu, jednak nie były to jakieś wylewne słowa bo zwykłe "hej"," co masz na pierwszej lekcji", "o której kończysz", "wiesz gdzie się spotykamy bo zapomniałem", "chcesz kawy" i tak dalej, nie należały do słów, które wymagały jakieś dużej wylewności podczas odpowiedzi, zazwyczaj pytania przez nas zadawane były, są i prawdopodobnie bedą tak banalne, że wystarczy odpowiedź "tak" lub "nie", oczywiście można by było bardziej rozwijać wypowiedzi, ale po co skoro i tak nikomu one nie przeszkadzały, jest dobrze tak jak jest, więc na chuj to zmieniać? Atmosfera, która panowała w naszym mieszkaniu była przeciętna, no może powyżej przeciętnej, bo niżej to była wcześniej. Jadamy nawet wspólnie obiady i podczas nich czasami, naprawdę bardzo rzadko dochodzi do jakieś bardziej rozwiniętej rozmowy niż układ polegający na: ty zadajesz pytanie ja odpowiadam "tak", "nie" oraz "nie wiem". Bo jak się na przykład Chris zapyta "jak ci minął dzień?" (co ogólnie trochę jest według mnie śmieszne bo bez przesady na chuj mu ta informacja) nie mogę odpowiedzieć "tak", "nie" lub "nie wiem". Bo wyobraźmy sobie sytuację, przychodzi dwóch typów do siebie witają się i jeden pyta się jak to zwykle bywa "jak tam" a ten drugi mówi "tak" no kurwa w samo w sobie jest to dziwne i dosyć żenujące, stawia cię do tego w złym świetle bo od razu człowiek uznaję cię za debila. Dlatego opowiadam jak mi minął dzień w szkole, narzekając jak najwięcej na nauczycieli. Teoretycznie ktoś by mógłby powiedzieć, że wystarczy odpowiedzieć "dobrze", otóż nie wystarczy ja też tak myślałem, iż powiem "okey", "dobrze" i wyjebka do końca dnia. Nie... to z Christopherem nie przejdzie bo wtedy zadaję inne pytania i co jest jeszcze bardziej absurdalne robi to z prawdziwym zainteresowaniem. Kiedyś nie wytrzymałem i się go zapytałem po co mu to wiedzieć. Odpowiedzieć była zaś niezwykle komiczna.
- Chce po prostu nawiązać z tobą nić znajomości.
Śmiałem się z tego przez prawie pół dnia i oczywiście wypominam mu to przy każdej nadającej się do tego okazji. Wiem chamskie, ale ja po prostu lubię być chamski. A on co gorsza wcale się tym nie przejmuje, natomiast śmieje się wraz ze mną. Nikt mi nie może zarzucić, że kłamie mówiąc, iż ten oto człowiek nie jest normalny bo ewidentnie brakuje mu szóstej klepki.
Wracając do sprawy fentanylu, gówno mamy (tak samo jak policja jak mi wiadomo od Seby). Siedzimy teraz jak jakieś stare babcie podczas kółka różańcowego w bibliotece i obmyślamy co dalej. Znaczy tamci obmyślają bo ja zajmuję się oglądaniem jakieś niezłej dupy przed naszym stolikiem. Odkąd tu jestem nie poruchałem i nic w tym dziwnego, że szukam jakieś kobiety na przygodę. Moje plany jednak legły w gruzach kiedy Rachela rzekła następujące zdanie:
- Chris i J-hope zajmiecie się pogadaniem ze znajomymi ofiar, może to coś istotnego będzie.
- Ale policja też z nimi gadała na pewno i dowiemy tyle samo co oni. - prychnąłem.
- Możliwe, że wrócimy z niczym, ale jednak nie wiemy czego dowiedzieli się policjanci od nich jedynie od ich rodziców, oczywiście też pomiędzy. Jednak rodzina będzie na samym końcu bo jednak tu będzie bardziej skomplikowane niż mogło nam się wydawać. Oczywiście nie każe wam iść do przyjaciół tych "starych" ofiar tylko do przyjaciółki Mariki Killer, czyli Anny Danieluk. Policja jeszcze jej pewnie nie przesłuchała patrząc na to, że Marika zmarła jakieś dwa dni temu to nasza szansa. - wyjaśniła spokojnie dziewczyna.
- Poza tym myślę też, że więcej powie swoim rówieśnikom niż policji. - stwierdził wzruszając ramionami Sebastian.
Westchnąłem cierpniczo. Spojrzałem na Chrisa pytająco, jednak on tylko wzruszył ramionami i popatrzył na mnie obojętnym wzrokiem czyli z jego strony pomocy nie dostanę, mogłem się tego spodziewać, jednak nadzieja matką głupich.
- Dobra... - powiedziałem po chwili, kiedy rozważyłem moje za i przeciw (których było bardzo dużo).
A na ustach dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech
- To mamy załatwione. Tylko pamiętajcie, bądźcie spokojni i uprzejmi. Ona na pewno bardzo cierpi i nie od razu będzie chciała z wami rozmawiać. - rzekła już któryś raz, kiedy wszyscy zaczęliśmy kończyć nasze zgromadzenie, po którym nadal mieliśmy nic oprócz tego planu z wywiadem z tą całą Anną, która jak mi wiadomo (powiedziała mi o tym Jessica) jest straszną historyczką. Nic tylko grób kopać, bo nie wiem czy moja psychika da radę. Pierdolenie się z takimi laskami jest najgorsze jednak nie było szans na wycofanie się. Miałem nadzieję, że mój współlokator zajmie się wszystkim a ja będę stał jak ciota, którą to on jest a nie ja, ale czasami trzeba się poświęcić dla samego siebie. Wiem zachowuję się jak egoista, ale nic nie poradzę, że mam zasadę: najpierw ja potem ktoś inny. Jest nawet taki cytat kiedyś pani od języka nam go powiedziała: "Pamiętaj, że wszytsko co robisz, robisz w pierwszej kolejności dla siebie". I jak mogę się z tym nie zgodzić, przecież moja pani na pewno wiedziała co mówi, a skoro nam to przytoczyła to musi być dobre. Proste? Proste.
Zajęciem się sprawą Anny albo Mariki szczerze to nie wiem, postanowiliśmy w każdym bądź razie zająć się od razu. Znaczy Christopher postanowił, ja jako, że wdrążyłem plan bycia ciotą w życie przytaknąłem, więc grzecznie szedłem za nim na ulice Kirova 130. Czułem się jak jakiś detektyw Wiliam Murdoch albo Sherlock Holmes, tylko że oni to robili bo to była ich praca, a nie dlatego bo ktoś miał takie widzimisię bo chciał pokazać, że jest lepszy od policji.
- Wiesz, że bawienie się w detektywa było modne jak byliśmy mali albo nawet nie wiem czy w ogóle było modne, bo jakby nie patrzeć nie żyliśmy na świecie, a takie rzeczy nie dzieją się na górze. Poza tym uważam, że tym ludziom co poumierali jest teraz lepiej będą się uczyć w Akademii albo innej szkole i wieść lepsze życie. - odezwałem się wreszcie, w którymś momencie, trochę musiałem się wygadać, bo to co się działo w mojej głowie było zbyt obszerne by móc to tak zostawić, a że pod ręką był brunet nic nie mogłem poradzić. Przynajmniej normalną rozmowę będziemy mogli odhaczyć.
- Niby tak, ale zdaj sobie wreszcie sprawę, że ci ludzie giną z zabójstwa. - rzekł spokojnie Chris.
- Ale może tak miało być to ich los. Przecież dobrze wiesz albo przynajmniej powinieneś bo jednak jesteś, byłeś i będziesz kujonem, i musiałeś słuchać wykładów o tym, że nie powinniśmy się mieszać w sprawy takie jak śmierć. - powiedziałem z lekką kpiną.
- Tak, ale to obowiązywało jak byliśmy Aniołem i Demonem. A teraz jesteśmy ludźmi i zachowujemy się tak jak oni. Poza tym mam wrażenie, że to o coś chodzi nie wiem dokładnie o co, ale to nie są tylko takie zabójstwa jak nam się wydaję to pewnie jest jeszcze jakaś grubsza sprawa, w którą już weszliśmy i nie da się wycofać. - stwierdził chłopak nadal krocząc spokojnie przez zniszczony gdzieniegdzie chodnik.
- Niby tak, ale zawsze jest czas by się wycofać. To co robimy jest skrajnie głupie, będziemy mieli przewalone w policji.
- Mówi to Demon, który zawsze robił to co mu się podobało i łamał tyle przepisów, że nie da się tego zliczyć.
Stanąłem jak wryty i spojrzałem na jego twarz kiedy również przystanął i popatrzył na mnie zdziwiony.
- Czy ty właśnie użyłeś sarkazmu? - zapytałem z nieukrywanym szokiem.
- Jak widać. Teraz chodź bo jesteśmy nie daleko. Im szybciej to zrobimy tym szybciej będziemy mieli to z głowy. - wznowił swój marsz, a mi nie pozostało nic innego jak iść za nim.
Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Anna mieszkała w domu jednorodzinnym, który przypominał też małą willę. Trawa i żywopłot był równo wykoszony, kwiaty zadbane bez żadnego chwasta. Kostka brukowa, którą szliśmy była czysta.
- Nie dość, że histeryczka to jeszcze bogaczka. - rzuciłem kpiąco kiedy Chris dzwonił domofonem.
Po chwili otworzyła nam pulchna kobieta, w średnim wieku.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmie.
- Dzień dobry. My chcielibyśmy pogadać z Anną, jeśli oczywiście jest taka możliwość. - odpowiedział kobiecie brunet.
- Tak jasne, nie ma problemu. Tylko, że Ania jest też trochę w złym stanie i nie wiem czy się dogadacie, ale możecie spróbować. - odparła kobieta wpuszczając nas do środka. - Po schodach, czarne drzwi na lewo. - pokierowała nas jeszcze.
- Dziękujemy. - mój towarzysz uśmiechnął się do niej, a następnie ruszył w kierunku jakim wskazała mu kobieta.

Angel&Demon: Wojna światów (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz