18

186 6 0
                                    

Wychodząc ze szkoły nawet nie liczyłem , że Izyda się do mnie odezwie. Nie wiem czemu ale tak po prostu mi się wymsknęło .

- Teraz to przynajmniej się z nią umówiłem - Powiedział uśmiechnięty wygula.

- Masz tobie się przydadzą mi nie - oddałem gumki Wyguli. Mi się nie przydadzą.

Izyda wyminęła mnie szybko wchodząc do auta. Mierzyła mnie wzrokiem i skinęła głową bym do niej przyszedł.

- Oddaj mi jednak te gumki - podziałem do chłopaka, który z rozbawieniem mi je podał.

Wchodząc do auta czułem napiętą atmosferę. Nie wiem czy odezwać się pierwszy czy nie.

- Jesteś głupi niebywale głupi ale widząc ucieszoną Lili to wybaczam ci - westchnęła ruszając autem spod szkoły.

- Dzięki - poczułem wielką ulgę.

Gdy chciałem położyć rękę na jej udzie odrazu ją odtrąciła .

- O nie nie nie, nie jest tak łatwo - zaśmiała się jadąc autem w kierunku swojego domu.

- Czyli mam zakaz? - popatrzyłem na nią z powagą.

- Tymczasowy - zaśmiała się.

- No mi nie do śmiechu - przewróciłem oczami.

- Ależ czemu? Co nie masz humoru?- zaczęła się śmiać - Oj no co zapomniałeś języka nie wiesz jak się mówi?- wywróciła oczami skręcając w prawo .

- Przepraszam nie chciałem wtedy tego powiedzieć tak mi się nagle wymsknęło -  jej wyraź twarzy zmienił się w nieco poważniejszy. Głośno wypuściła powietrze nic nie mówiąc.

Po chwili znaleźliśmy się pod jej domem. Jej rodzice zdążyli wrócić już z pracy. Izyda lekko posmutniała. Objąłem ją ramieniem całując w głowę.

- Już nie mam zakazu?- wyszeptałem do jej ucha .

Lekko się uśmiechnęła. Wiedziałem, że coś nie gra.

- Jestem już - krzyknęła dziewczyna gdy wchodziliśmy.

- Chodź musimy porozmawiać - puściła moją dłoń karząc mi iść do pokoju.

Spuściła głowę i weszła do jadalni gdzie znajdowali się jej rodzice. Stanąłem na schodach przysłuchując się ich rozmowie.

- ale nie możemy przecież masz szkołę - westchnęła jej matka.

- To pieprzysz tą szkołę ja muszę tam być - krzyknęła Izyda.

- Nie odnoś się tak do matki - skarcił ją ojciec .

- Naprawdę? W takich chwilach się tym przejmujęsz?- usłyszałem tylko cichy szloch.

Szybko udałem sie na górę nie dając po sobie poznać, że podsłuchiwałem. Ułożyłem się na łóżku a do pokoju wparowała wściekła i zapłakana.

- Co się stało?- zapytałem zmartwiony.

- Rodzice Znowu jadą do babci zostawiając mnie tu samą, dodatkowo ona leży w szpitalu i prawie umiera- wyszlochała zrozpaczona.

Rzuciła mi się na mnie a łzy lały się jej jak wodospad. Było mi jej tak cholernie szkoda. Pojedyńcze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Docisnąłem dziewczynę mocno do siebie. Chociaż to niewiele da.

- Krzysiek czy ty.... O mój Boże słońce - powiedziała podnosząc głowę ku górze by móc na mnie spojrzeć.

- Przepraszam ja, ja po prostu nie umiem być szczęśliwy kiedy ty nie jesteś - ucałowałem ją w czoło.

Literatura piękna - Krzysztof " Szczepan"  SzczepańskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz