Rozdział 20 ale to abstrakcja

271 19 21
                                    

Pływaliśmy sobie na tej dojebanej żaglowce.
Nagke kapitan woła, że widzi coś podływającego do Łodzi.

Papape wyłonił się z oceanu niczym żółw ninja ze swojego kanału i wdrapał się na nasz stateczek.

Jebany żółw tu dopłynął! Łapy ma jak grabie ale dopłynął. Co za chuj gupi! Nie da się go pozbyć!

Nas zamorowało, nie? Wszyscy staliśmy gapiąc się na niego. Jeszcze się ślizgał cały mokry.

Jebaniec w furi chciał wrzucić mnie do wody. Szarpał mnie za ramie próbował przyciągnąć do barierki żaglówki.

- Puszczaj mnie Papape agencie żółwiu!

Coś charczał przez zęby. Brzmiało to bardziej jak konwersacja z traktorem niż ludzkie słowa.

- JA PIERDOLE! KURWA! WCIĄGA MNIE DO ODCHŁANI MORSKICH!- krzyczałem z jednej strony, z drugiej wydawało mi się to tak nie normalne, że w głowie miałem takie xD.

Chłop jak jakieś zombie, brakuje jeszcze żeby mnie użar.

Pierwszy z osłupkenia tą sceną wyrwał się Messi i przybiegł mi na ratunek.

- Zostaw żesz go! Pojebało cię doszczętnie?!- chwycił go za ramie i próbował odemnie odciągnąć, ale cwel chyba na dopalaczach był.

Zaraz za nim przybiegła reszta chłopaków i kapitan. Dopiero im udało się mnie wyrwać. Przy czym sami oberwali po mordach. To wyglądało trochę jak bójka osiedlowa z najebanym Rosjaninem. Jakiś latino miał oko podbite.

Kapitan przyniósł łańcuch z kajuty i jakoś udało się go związać.

Siedział tocząc pianę z pyska. Nigdy nie widziałem jeszcze żółwia ze wścieklizną.

Coś tam wciąż mamrotał pod nosem. Ja masowałem obolałe ramię. Koledze z rosnącym limem kapitan zaproponował mrożoną rybę sobie przyłożyć, ale odmówił. Chyba weganin.

Zebraliśmy się po drugiej stronie Łodzi na obradę:

- No to co z nim robimy?

- Ja bym go do morza wyrzucił- rzuciłem pomysłem.

- Ja też- o dziwo mój pomysł spodobał się reszcie. Właściwie wszyscy przytaknęli.

Odezwał się kapitan:

- Odmawiam. To wbrew kodeksowi morskiemu. Musimy go wyciągnąć na brzeg- powiedział stanowczo prostując się mężnie.

- Poważnie? Mieliśmy jeszcze popływać. Wszysko musiał zjebać.

- A gdzie? Zostajemy. Mordę się mu zaklei a my mamy bailandoo.

Chłopaki krzyknęli entuzjastycznie.

Po zaklejeniu mordy Papape głównie była czilerka.

Chłopaki puścili muzykę. Gdzieś gam z tyłu ktoś grał grał w nogę piłką plażową. Ja leżałem na leżaczku opalając i się i sącząc przy tym drineczka.

Ukradkiem spoglądałem na Leo, który czytał książkę. Nie rozebrał się, więc było mi przykro. Taki skupiony i piękny jak zawsze. Cieszyłem się, że nie czyta mi w myślach. Chyba, że nie wiem...

Kiedy wracaliśmy, po pozbieraniu wszystkich rzeczy, wzięliśmy naszego anormalnego agenta jak psa na smyczy. O dziwo się nie opierał.

Na brzegu, jak już kapitan przywiązał łódkę odplątał chłopa z łańcucha.

- Może jakieś wyjaśnienia chłopcze- chuj, że miał nadal zaklejone usta. Mówił lekko zirytowany. Jakby nie było przez niego na pokładzie starszego mężczyzny odbyła się burda jakiej dawno nie było. A myślałem, że to ja robie raban.

Ten tak popatrzył złowrogim wzrokiem na nas wszystkich, a potem spierdolił w krzaki jak zdupcający przed ludźmi dzik. My tylko popatrzyliśmy na siebie bez słowa.

- Pojebaniec.

- A niech cie Papape Panie żółwiu!!!




Na boisku | Lewandowski X MessiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz