Rozdział 35

153 21 125
                                    

Obudziłem się wyspany, jakiś taki zadowolony. W cale to nie dlatego, że Leo spał obok mnie. Podziwiałem go conajmniej jakby był jedną z moich hiszpańskich dziewczyn namalowanych na płótnie.

Potem zaś naszła mnie myśl, że nie wiem jak on będzie reagował na mnie po wczorajszym.

Uh, okropna zmiana humoru, chyba mam okres- stwierdziłem.

Nie nudziło mi się leżąc, ale Leo w końcu się obudził.

- Buenos días- uśmiechnął się słodko.

Znów serce mi zmiękło. Ja też zacząłem się szczerzyć.

- Jak się ci spało?- zapytałem.

- Dobrze.

Nic więcej nie dodał. Po chwili zastanowienia stwierdziłem, że nie będę tak leżeć i zrobię śniadanie.

- Idę robić śniadanie.

- Okey.

Opuściłem pokój.

Wchodząc do kuchni dłonią przyjechałem po blacie, na którym wczoraj on siedział.
Stwierdziłem, że mogłem wybrać inne miejsce, ale kuchnia w sumie była ciekawsza. Chwila nie wybiera czy coś.

Ja się hop siup za robotę, a ten zdążył obejść mi mieszkanie dookoła i zaczoł się nudzić. 

Jego obecność powodowała u mnie dreszcze.  Jakoś tak dziwnie się we mnie wpatrywał. Ja to tak w sumie miałem mentlik.

Po jakimś czasie zaczęła mnie wkurwiać ta cisza, ale męska duma nie pozwała mi rozmawiać o uczuciach.

Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Czułem się niepewnie. Chciałbym wiedzieć co siedzi mi w głowie. Co teraz o mnie myśli?

Znów niepewnie, łarząc jak na szpilkach podałem nam śniadanie.

Obserwowałem uważnie Leo, miałem wrażenie, że jest milczący, odsunięty odemnie. To mnie stresowało.

- Denerwujesz się czymś?- zaczoł patrząc na mnje przenikliwie.

- Nie, dlaczego?- starałem się mówić spokojnie.

- Bo lata ci noga i sie we mnie cały czas wpatrujesz.

Kurwa, za dobrze mnie zna.

- Nie, to... wydaje ci się.

- Chodzi o wczoraj?

Wiedziałem, że do tego dojdzie. Spuściłem głowę I niepewnie zacząłem:

- Jeśli kiedykolwiek... jeśli kiedykolwiek coś się stanie to dla tego, że jes- I w tym momencie przerwało mi pukanie do drzwi.

- Spodziewasz się kogoś?

- Nie.

Ruszyłem do drzwi z lekką ulgą, ciężko mi było dobierać słowa, więc w pewnym sensie zostałem uratowany.

Otworzyłem drzwi, a przed nimi stali dwaj mężczyźni. Conajmniej po czterdziestce. Obaj ubrani w czarne garnitury, jeden miał jakiś łańcuch złoty na szyji.

Coś zaczęli mówić, a ja wytrzeszczyłem oczy nie rozumiejąc co mówią.

- Leo! Jacyś goście przyszli i mówią jakimś dziwnym akcentem.

- Mówią po włosku- stwierdził widocznie słysząc wszystko.

- To nie dogadamy się z nimi?

- Nie denerwuj mnie Lewy! Hiszpański to nie włoski.

- A podobne- stwierdziłem.

- Nie podobne.

Skrzywiłem się do besztajacego mnie Leo.

Mężczyźni wciaż stali w korytarzu i tylko posyłali sobie jakieś znaczące spojrzenia.

- A umie ktoś po włosku?

- Sergio Roberto, pójdę po niego, a ty ich pilnuj.

- No dobra- zostawił nas, a ja wpuściłem ich do środka. Teraz stali w salonie.

Nie wieszałem w ogóle, że mamy kogoś takiego w składzie. Śmieszna sprawa.

Znów irytowała mnie niezręczna cisza.

- To Panowie chcą się czegoś napić czy...?- oni tylko na mnie spojrzeli jak na głupiego i stali dalej nic mówiąc.

- Aha- odpowiedziałem sam sobie.

Wreszcie wrócił Leo z wysokim gościem. To ten co tak z daleka strzela, a bie wiedziałem się zwie.

- Przetłumaczy nam o co im chodzi- stwierdził Leo.

Sergio wymienił z nimi ze dwa zdania i nam przetłumaczył.

- Mówią, że są pod wrażeniem waszej wczorajszej gry i chcą zapytać czy dziś wieczorem weźmiecie udział z nimi w rozgrywkach o duże pieniądze.

- Oł je! Wracam do gry!- zażartowałem.

- Powiedz im, że nie ma takiej opcji, bo dziś wracamy do Hiszpanii- zgasił mój zapał Messi.

Sergio przytaknął i przekazał mężczyznom. Ci przytaknęli i sami opuścili nasz przybytek razem z kolegą z drużyny.

Zamknąłem za nimi drzwi.

- Nudne jakieś te włoskie mafię, nawet nie chcieli nas zabić- znów zażartowałem.

- Tobie się nudzi Lewy chyba, przynajmniej humor ci się poprawił- Leo się uśmiechnął, a mina zrzedła. Przypomniało mi się o rozmowie, która nam przerwano.

Leo zauważył moją zmianę humoru.

- Lewy, cieszę się, że ze mną jesteś-te słowa mi wystarczyły. Do tego jego uśmiech, taki słodki, szczery, maślany, upewniający.

Od razu zacząłem się cieszyć. Chyba coś ze mną nie tak.

Skakałem po apartamencie jak upisledzony do rytmu vaiamos companieros czy innych hiszpańskich hitów. Dostałem jakiegoś przypływu zajebistosci.

W sumie wszystko wróciło do normy. Leo patrzył na mnie pobłażliwie i kazał mi się pakować do wylotu.

Punkt 12 siedzieliśmy w samolocie. Trwała dyskusja.

- Nigdy nie dotknę Lewego- odrzekł Messi, ja się oburzyłem.

A sory, to ja dotykałem jego.

- Nie?- zapytałem jak jakiś pierdolony maczo.

- No może raz- zaczęło się byczenie. Ja zafalowałem brwiami.

- Tylko raz?- dopytałem mając w głowie NAS.

- Si- odpowiedział twardo.

- A kto mi się do łóżka po pijaku wpierdolił?

- Kurwa to mi się alkoholiku do łóżka wpierdoliłeś! To łóżko kurwa było moje!- zacząłem się śmiać na cały samolot.

- Ty mi się na łóżko wpierdalałeś- odparłem.

- Czekaj, to nie ja spałem z Lewym?- z dupy przebudził się Gavi.

Koledzy jednocześnie zabuczeli "Coooo?".

Na co De Jong zdzielił go w potylicę.

- Gavi się schlał jak meserszmit i sobie ubzdurał, że jestem tobą- przewrócił pod koniec oczami zwracając się do mnie.

- Od kiedy ja jestem blond?- nikt mi nie odpowiedział. Eszyscy wpadli w śmiech.

- No hit- odpowiedziałem, a Leo milczał skrzywiony jakby zezar cytrynę.



¡Salut! Jest tu ktoś jeszcze? Nie ukrywam, cierpię na brak natchnienia. Rozdziału nie było yyyy... Oj długo. Teraz raczej będzie, chodź obawiam się, że mogą być kiepskie. Dobrze, że dobijamy już do końca.
Do następnego!

Na boisku | Lewandowski X MessiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz